
Z dr. hab. Dariuszem Sokołowskim, prof. UMK z Katedry Gospodarki Przestrzennej i Turyzmu Wydziału Nauk o Ziemi i Gospodarki Przestrzennej UMK, rozmawia Winicjusz Schulz
– Polak na wakacjach – jeśli teraz wyjeżdża, to dokąd? Raczej kraj czy zagranica?
– Jak co roku, przeważają wyjazdy krajowe. Około 2/3 Polaków wypoczywa w kraju, reszta wybiera się dalej.
– Kiedyś słyszało się często, że kogoś nie stać na zagraniczne wojaże, więc z konieczności zostaje w Polsce. Teraz ten argument, zwłaszcza w przypadku modnych lokalizacji, wyższej klasy pensjonatów i hoteli, ma chyba drugorzędne znaczenie? Tygodniowy pobyt w polskich górach czy nad polskim morzem potrafi kosztować kilka tysięcy złotych...
– Jest drogo. Szczególnie po covidzie, po którym wielkość ruchu turystycznego się odbudowała, ale ceny się nie obniżyły. Doszły też nowe argumenty uzasadniające wzrost cen za usługi turystyczne, wśród których najczęściej wymienia się inflację i drogą energię. Moim zdaniem nie wyjaśniają one w całości skali podwyżek. Nie można wzrostem kosztów energii uzasadniać na przykład podwyżek cen biletów wstępu do miejsc, w których z prądu praktycznie się nie korzysta, albo korzysta się w minimalnym stopniu. Odnoszę wrażenie, że raczej testuje się wytrzymałość finansową turystów. Pojawiły się nawet nowe sposoby wyciągania pieniędzy, jak choćby wielokrotne biletowanie jednej atrakcji. Mam na myśli sytuację, kiedy płacimy za wstęp do zamku lub katedry, w której znajduje się dzieło sławnego artysty, na przykład Michała Anioła, które… jest przesłonięte parawanem. Żeby je zobaczyć, trzeba zapłacić dodatkowo kilka, czy kilkanaście euro…
Szalony wzrost cen obserwujemy nie tylko w Polsce, ale widoczne jest zbliżanie się do siebie cen krajowych i zagranicznych. Koszty noclegów, gastronomii czy biletów wstępu, które kilka lat temu były u nas znacznie niższe niż w Zachodniej Europie, teraz różnią się niewiele. Zauważmy przy tym, że w wielu krajach ceny pobytu można obniżać, kupując karnety na większą liczbę atrakcji, a nawet łączyć je z przejazdami lokalną komunikacją. Ale to wymaga współpracy i dogadania się wielu podmiotów, co w Polsce jeszcze długo nie będzie normą.
– A jak Polska – to teraz latem raczej góry czy morze?
– Bałtyk zdecydowanie, góry na drugim miejscu, przy czym chętnych na pobyt w górach jest zwykle około dwukrotnie mniej. Polacy wybierają częściej bierny wypoczynek (czyli 3S – Sea, Sun, Sand), natomiast pobyt w górach jest bardziej wymagający kondycyjnie.
– No jeszcze w grę mogą wchodzić jeziora.
– To trzecia z najbardziej popularnych opcji spędzania dni wolnych w okresie wakacyjnym. Jeziora mają swoich zagorzałych zwolenników: żeglarzy, kajakarzy, wędkarzy… Wielu z nich nie zamieniłoby się z nikim miejscami.
– A co z resztą kraju?
– Nie możemy zapominać o miłośnikach zwiedzania miast i innych atrakcji. Ta typowo krajoznawcza forma turystyki ma mniej liczne – w badaniach wychodzi zwykle kilkanaście procent ogółu – grono zwolenników, ale też wiernych swoim zainteresowaniom. Penetrują oni różne zakątki kraju w poszukiwaniu miejsc ciekawych lub po prostu takich, w których jeszcze nie byli. Osobiście też zaliczam się do tej grupy. W czasie pobytu nad morzem (mam na myśli plażę) po godzinie nie wiem, co ze sobą zrobić i najczęściej mam ochotę się z niej urwać i gdzieś pojechać.
– Można mówić o jakichś modach, trendach w polskiej turystyce?
– Organizacje turystyczne przewidują, że stopniowo wzrastać będzie udział turystyki tzw. zrównoważonej, ekologicznej, opierającej się na kontakcie z naturą. Jeśli to się potwierdzi, to mogą się rysować rozległe perspektywy rozwoju na przykład dla agroturystyki. Na razie trudno mi coś więcej powiedzieć na ten temat. Z pewnością nie jest to jeszcze trend dominujący. Z czasem zobaczymy, czy się rozwinie. Ponadto wzrasta zainteresowanie zwiedzaniem miejsc egzotycznych. Liczba takich wyjazdów wzrasta, ale w porównaniu z tradycyjnym wypoczynkiem, jest to wciąż zjawisko marginalne.
– Ale pogoda w Polsce wciąż niepewna. Ten argument często, nomen omen, pada. Można zainwestować wiele tysięcy w wypoczynek i spędzić tydzień w pokoju, patrząc na świat przez strugi deszczu, a nie na przykład na plaży.
– Niestety, to prawda. Pogoda w Polsce bywa kapryśna, zwłaszcza lipiec potrafi zaskoczyć sporą liczbą pochmurnych i deszczowych dni. Często bywa tak, że więcej słonecznych, a nawet upalnych dni, jest w czerwcu, potem znów sierpień i częściowo wrzesień są dość pogodne, bardziej stabilne. Ale nie każdy może wykorzystać czerwiec czy wrzesień na urlop; większości Polaków zostają dwa miesiące wysokiego sezonu. Niektórzy nie chcą ryzykować i planują wyjazdy za granicę. Tu prym wiedzie – jak zawsze – basen Morza Śródziemnego, wraz z morzami przyległymi, jak Adriatyckie, Egejskie czy Tyrreńskie. Dużą popularnością cieszy się Makaronezja, w tym – tradycyjnie – Wyspy Kanaryjskie i mocno zyskująca na popularności wśród Polaków – Madera. Tam sezon nie jest ograniczony do kilku miesięcy i ci, którzy nie koncentrują się głównie na plażowaniu, a lubią wędrówki i podziwianie widoków – mogą korzystać z nich przez większość roku.
Wracając na krajowe podwórko – mówiąc o dość kapryśnym lipcu, nie chciałem nikogo zniechęcać do wyjazdu w tym czasie, tylko dostrzec, że rezerwując kilkudniowy pobyt z góry, mamy nieco większą niż w sąsiednich miesiącach, szansę trafienia na mniej sympatyczną pogodę. Rzadko, na szczęście, bywa tak, że trafimy na nią przez wiele dni z rzędu. Poza tym niektórzy turyści potrafią się świetnie zorganizować i miło spędzić czas nawet pod dachem – pod warunkiem, że nie przez cały pobyt. Problem bardziej dotyka aktywnych turystów, nastawionych na wędrówki piesze, rowerowe, żeglowanie, czy kajakarstwo, którym deszczowa i wietrzna pogoda potrafi uprzykrzyć życie. Żeby tego uniknąć, niektórzy rezerwują pobyty z niewielkim wyprzedzeniem, kiedy prognozy pogodowe są bardziej wiarygodne, ale w tym przypadku muszą liczyć się ze słabszą dostępnością atrakcyjnych miejsc noclegowych, a niekiedy i z wyższymi ich cenami.
– A skoro już wspomnieliśmy o polskiej bazie turystycznej – jak bardzo zmieniła się w ostatnich kilkunastu latach? Coraz więcej pensjonatów, hoteli kusi własnymi basenami, spa, obiektami sportowymi. Standard się zmienia?
– Standard się zmienia i to przeważnie w jednym kierunku – w górę. Ale wyższy standard to wyższe ceny, a nie każdy Polak jest w stanie zapłacić ponad 1000 zł za noc w obiekcie SPA. Trochę zapomina się o starych, nie zawsze dobrych, FWP (Funduszach Wczasów Pracowniczych), które jednak w czasach minionego ustroju zrobiły wiele dobrego. Przede wszystkim uczyniły turystykę w Polsce zjawiskiem masowym, w którym uczestniczyły miliony pracowników z rodzinami. FWP przyczyniły się też do ukształtowania w znacznej części narodu potrzeby podróżowania i wypoczywania poza miejscem zamieszkania. W latach 90. większość tych obiektów sprywatyzowano, niektóre zlikwidowano, traktując je jako przeżytek PRL-u. Warunkom, jakie oferowały, daleko było do komfortu, ale wystarczyło je wyremontować, unowocześnić (z niektórymi tak zrobiono), utrzymując przystępną cenowo bazę noclegową, na którą wciąż jest duże zapotrzebowanie.
– Ale zapewne są i tacy, którzy zostają w Polsce z nazwijmy to umownie „turystycznego patriotyzmu”. Bo tu czują najlepiej, wszędzie mogą autem dojechać, nie muszą znać języków obcych. I wspierają przy okazji polskich przedsiębiorców, wybierając choćby wspomnianą już agroturystykę.
– Patriotyzm w tym kontekście, słusznie trafił w cudzysłów, bo mało kto wypoczywa, kierując się takimi pobudkami. Większość nie interesuje się tym, jaki kapitał stoi za określonym obiektem, a nawet jeśli ma tę świadomość, nie zwraca na to uwagi. Ważna jest relacja cena/jakość, a dla bardziej zamożnych – wyłącznie jakość. Mając na uwadze, że właścicielami znacznej części bazy noclegowej, głównie hoteli, są podmioty zagraniczne, wydanie pieniędzy w kraju niekoniecznie musi skutkować zasilaniem krajowej gospodarki. Natomiast małe podmioty, jak pensjonaty, domki do wynajęcia, kwatery agroturystyczne i inne, faktycznie zasilają domowe budżety wynajmujących, a w efekcie wspierają gospodarkę krajową. Myślę, że warto je wspierać i jest to patriotyzm gospodarczy, choć nie zawsze uświadamiany. W ostatnich latach te małe podmioty pozycjonują się w zagranicznych i krajowych serwisach internetowych, przez to łatwo odszukać i do nich trafić.
Pozostałe argumenty pozostają ciągle istotne. Możliwość łatwego dojazdu własnym samochodem i wynikająca z tego elastyczność oraz brak bariery językowej, decydują o zachowaniach przestrzennych wielu podróżujących i wypoczywających Polaków.
– Spójrzmy teraz na sprawę od strony tych przedsiębiorców, zwłaszcza najmniejszych, o których Pan wspomniał. Na ile zrozumieli, że nie wystarczy już dach nad głową i łazienka na końcu korytarza?
– Chyba nie do wszystkich to dotarło, ale nie ma takiej konieczności. Potrzeby turystów są tak samo różnorodne jak oni sami. Niektórzy spędzają większość czasu w hotelu, w związku z tym oczekują komfortu, nawet luksusu, dostępu do strefy wellness, do boisk, kortów itp. Inni wypoczywają skromniej, spędzając większość czasu na zwiedzaniu, wędrówkach, czy uprawianiu sportu poza obiektami. Im wystarczy sam dach nad głową, ewentualnie mile widziane są dodatki, jak śniadania i kolacje. Niektórzy godzą się na spartańskie warunki (w granicach rozsądku!), pamiętając jeszcze, z jak siermiężnych warunków korzystali w ramach FWP, ale i młodzież często nie jest specjalnie wymagająca. Często decyduje czynnik kosztowy.
Wróćmy jeszcze do kwestii potrzeb turystów – tu nawiążę do pojęcia produktu turystycznego. Często tym mianem określamy wszystko to, co zaspokaja potrzeby turysty w danej lokalizacji. Nie musi to być produkt oferowany bezpośrednio przez udzielających noclegu. Przykładowo: rodzina zamierza spędzić kilka dni w gospodarstwie agroturystycznym. Właściciel gospodarstwa jest przekonany, że oferuje tylko nocleg i wyżywienie, czyli dwa produkty. W rzeczywistości sprzedaje też czyste powietrze w okolicy, ciekawe krajobrazy, pobliskie szlaki turystyczne, możliwość korzystania z jeziora (choć sam gospodarz nie dysponuje łódkami czy rowerami wodnymi), zbieranie grzybów w sąsiednim lesie itp. Turysta, dla którego takie cechy okolicy są atrakcyjne, wybiera określone gospodarstwo niekoniecznie dlatego, że tam oferują największy pokój, czy najwygodniejsze łóżko (o tym zwykle przekonuje się dopiero na miejscu), ale ze względu na wspomniane wyżej i inne jeszcze atrakcje. Kontynuując ten tok rozumowania, wspomnę, że przed kilkoma laty miałem przyjemność być promotorem pracy magisterskiej na temat produktów turystycznych gospodarstw agroturystycznych. Autorce udało się zidentyfikować ich… około 90, włącznie z możliwością lotu balonem. Mowa tu oczywiście o grupie gospodarstw, nie pojedynczym obiekcie. Niech ta liczba posłuży za komentarz do wątku, jak zróżnicowane mogą być produkty turystyczne na terenach wiejskich i jaką inwencją potrafią się wykazać gospodarze.
– Warto też wspomnieć o wypadach weekendowych. Dla niektórych mocno zapracowanych to często jedyna szansa na relaks. Krótko i intensywnie?
– Zwykle tak, przy czym współczesne wyjazdy weekendowe to już nie tylko wypad na działkę rekreacyjną, odwiedziny własnego drugiego domu za miastem czy zwiedzanie okolicy (ileż w końcu można znajdować atrakcji w okolicy swojego miejsca zamieszkania?). Stopniowo rozszerzana siatka połączeń lotniczych umożliwia taki 2–3-dniowy city break, a rozbudowa sieci szybkich dróg w Polsce sprawia, że wypad z Torunia nad Bałtyk, na Pojezierze Mazurskie, a nawet na południe kraju, stają się zupełnie realne. Przejazd własnym samochodem w Beskid Żywiecki czy w Karkonosze zajmie nam 5 godzin w jedną stronę, tj. o kilka godzin krócej niż przed laty.
– No to wreszcie pora na zagranicę. Przez długie lata były to najczęściej: Grecja, Hiszpania, Egipt. Potem doszła jeszcze Turcja. A jak to wygląda teraz?
– Na szczycie rankingu niewiele się zmienia. Turcja od kilku lat pozostaje niekwestionowanym liderem, zgarniając ponad 1/3 puli. Potem Grecja i Egipt, a poza podium – Tunezja, Bułgaria i Hiszpania. Niekoniecznie w tej kolejności, bo w poszczególnych latach państwa te mogą się zamieniać miejscami. Kolejne pozycje – żeby uzupełnić pierwszą dziesiątkę – zajmują: Włochy, Chorwacja, Cypr i Albania. Z czerwonomorskich kurortów Egiptu Polacy korzystają przez cały rok, natomiast pozostałe wymienione państwa cieszą się naszym zainteresowaniem głównie w ciepłej połowie roku.
W ostatnich latach wzrasta udział podróży na większe odległości, w tym do Azji Południowo-Wschodniej (np. Tajlandia) i Południowo-Zachodniej (np. Zjednoczone Emiraty Arabskie, w tym Dubaj, które w pewnym stopniu zastąpił niestabilny politycznie Izrael czy Syrię). Powyższe destynacje potraktujmy raczej jako ciekawostki, bo mówimy o zaledwie ułamkach procentów.
– Na co zwraca szczególną uwagę Polak, wybierając wczasy? Podobno all inclusive nadal musi być.
– Podobnie jak w czasie wakacji spędzanych w Polsce, gdzie króluje pobyt nad morzem, tak i za granicą dominują destynacje nadmorskie, prawie wyłącznie nad ciepłymi akwenami. A jeśli Polak wybiera tzw. pobytówki, to – rzecz jasna – all inclusive jest niezmiennie bardzo pożądane. To się raczej nie zmienia i jeśli jakieś państwo zdecyduje się ograniczyć tę opcję (o podobnych zakusach donoszą czasami media), Polacy przerzucą się w inne miejsca.
– Czy można mówić o pewnej barierze cenowej, powyżej której zdecydowana większość wykupujących wczasy zorganizowane nie chce wybierać się za granicę?
– Oczywiście. Koszty to główny czynniku popytu. Według różnych badań, ponad połowa rezygnujących z wyjazdu wskazuje finanse, jako ich główną przyczynę. Co roku odsetki nieco się zmieniają, ale brak pieniędzy pozostaje na pierwszym miejscu. Znacznie mniejsza liczba respondentów wymienia takie czynniki, jak obowiązki w czasie wakacji, brak odpowiedniego towarzystwa, czy też… brak potrzeby podróżowania.
– Czym tłumaczyć skoki cenowe ofert w niektórych krajach? Taka choćby Chorwacja była do niedawna przystępna cenowo, a teraz jest bardzo droga. Mocno zdrożała Portugalia.
– Spłaszczenie różnic cenowych, którym wspomniałem w odniesieniu do Polski i droższych państw europejskich, dotyczy też większości pozostałych, w tym Chorwacji i Portugalii, które przed laty były znacznie tańsze. W przypadku zwłaszcza pierwszego z tych państw, zmiana cen uzasadniona jest po części podwyższeniem jakości bazy noclegowej, a także ambicjami nakierowanymi na pozyskanie większej liczby bardziej zamożnych turystów, głównie ze strefy euro. Również wprowadzenie waluty euro w samej Chorwacji przyczyniło się do równania cen… w górę. Ogólnie rzecz biorąc, widać dążenie do maksymalizacji zysków i jeśli turysta skłonny jest zapłacić więcej, to dlaczego z tego nie korzystać?
– Z roku na rok rośnie grono osób, którzy znają jak przysłowiową własną kieszeń takie miejsca jak Majorka, Kreta, Rodos, Wyspy Kanaryjskie, Costa Brava. I co dalej? Nie każdego stać na Malediwy, Bali.
– Nie da się w prosty i jednoznaczny sposób odpowiedzieć na to pytanie. To kwestia indywidualnych wyborów. Wraz z kolejnymi doświadczeniami w zwiedzaniu zmieniają się nasze preferencje. Kiedyś marzyliśmy o zobaczeniu choćby Bułgarii (młodsi nie pamiętają takich czasów), potem Italii i Hiszpanii, a jeśli już odwiedziliśmy te miejsca, u niektórych pojawiła się potrzeba zwiedzenia miejsc bardziej odległych, dotknięcia egzotyki. Nie bez znaczenia jest też upływ czasu, bo w pewnym wieku nie wszyscy już mają ochotę (lub siły) na długotrwałe, intensywne, często męczące wyjazdy.
Niektóre odległe miejsca, jak wspomniane Malediwy, oferują głównie wypoczynek nad morzem, dlatego nie muszą one być alternatywą dla plażowania na obrzeżach Europy. Dla tych, którzy chcą zobaczyć więcej, pozostaje wysupłanie większej liczby zaskórniaków, w celu odwiedzenia Bali, Botswany, czy Peru. Dla osób o mniejszych zasobach finansowych nie brakuje bliższych i tańszych destylacji, których jest na tyle dużo, że ich odkrywaniem można zająć dekady.
– A jeśli już kogoś stać na te Malediwy – pojedzie raz, drugi i co dalej? Czyli porozmawiajmy teraz o klientach z grubym portfelem. Co jest teraz na topie na górnej półce wczasowej?
– Wczasowicz i podróżnik to różne typy osobowości. Pierwszy z nich będzie latał na Malediwy, Seszele, Bali, albo do Acapulco. Drugi z nich – jeśli ma gruby portfel – będzie szukał egzotyki po to, żeby zaznać czegoś nowego. Czasami chodzi o zwiedzanie, czasami o przygodę. W tym ostatnim przypadku niektórzy podróżują bez pośrednictwa biur, ale taka przygoda – zwłaszcza w pojedynkę – może być obarczona sporym ryzykiem. Są destynacje, przed odwiedzaniem których ostrzega się turystów (porwania, napady, a przynajmniej kradzieże). Dodam jeszcze, że dla niektórych zapaleńców nawet dalekie podróże nie muszą być ekstremalnie drogie. Mam na myśli na przykład backpackerów – ale to nie jest przygoda dla każdego.
– Od lat funkcjonują też biura podróży oferujące wyspecjalizowane wyjazdy, na przykład na festiwal operowy we Włoszech, pokazy kwiatów w Holandii, podziwianie przyrody i zabytków w Japonii, a nawet wyprawy do Arktyki i na Antarktydę. To zapewne dla znudzonych standardowymi ofertami i bogatych?
– To są różne grupy odbiorców. Wyjazdy w ściśle określonym celu – innym niż wypoczynek, czy poznawanie świata – nie muszą być ekstremalnie drogie i dotyczą one osób, które są nastawione głównie na czerpanie przyjemności z uczestnictwa w określonych rodzajach wydarzeń. To turystyka eventowa. Samo zamiłowanie do podróży nie musi mieć z takimi wyjazdami wiele wspólnego. Natomiast te dalekie wyprawy są rzeczywiście bardzo kosztowne, często organizowane prze touroperatorów zagranicznych. Korzystają z nich zwykle ci, którzy już wiele widzieli, a w ich portfelach trudno dostrzec dno. Ze względu na wysokie koszty i wydłużony czas (zwykle kilka tygodni) takich podróży, pozostają one zjawiskiem marginalnym w polskiej turystyce.
– Wśród tych nietuzinkowych – jak to się w turystyce mówi – destynacji można natrafić także na takie rejony świata, które nie do końca jawią się jako oazy bezpieczeństwa. Myślę o niektórych krajach Azji, Afryki, Ameryki Południowej. Co by Pan radził turystom, którzy zastanawiają się nad wyprawami do takich miejsc?
– Dwa razy się zastanowić, poczytać więcej o aktualnej sytuacji politycznej, żeby nie być niemile zaskoczonym, a przede wszystkim – jeśli się już zdecydujemy, odwiedzić jakieś państwo w rodzaju Hondurasu – koniecznie wybrać się w grupie. Na stronach MSZ znajdują się zalecenia dotyczące wyjazdów do poszczególnych państw z punktu widzenia zachowania środków ostrożności. Niektóre kierunki są odradzane głównie dlatego, że występuje w nich wysokie zagrożenie przestępczością. Należy też mieć na uwadze, że w licznych państwach Polska nie ma placówek dyplomatycznych i Polakowi, który znalazł się w tarapatach, trudno liczyć na jakąkolwiek pomoc.
Jeśli już ryzykujemy wyjazdem w takie miejsca, starajmy się nie zabierać ze sobą kosztownych przedmiotów, które nie są konieczne, np. biżuterii, a z innymi, np. droższym sprzętem fotograficznym, specjalnie nie afiszować. Starajmy się też unikać samotnych wyjść zwłaszcza po zmroku… Wszystkie zalecenia łączy jedno – bądźmy ostrożni i starajmy się nie prowokować ryzykownych sytuacji.
– Zakupić wczasy to jedno, ale jak się do nich przygotować, by z wyprawy do raju nie przemieniły się w koszmar?
– Koszmar może być wynikiem działania przyrody, człowieka albo organizacji/przedsiębiorstw. Na trzęsienie ziemi raczej się nie przygotujemy, choć spojrzeć na mapę obszarów sejsmicznych może każdy; na porę monsunową – powinniśmy być przygotowani. Potencjalne kłopoty związane z wyjazdem w rejony konfliktów zbrojnych czy obszary o bardzo wysokiej przestępczości – też są do przewidzenia. Trudniej natomiast przewidzieć zagrożenia idące ze strony naszych partnerów w podróży – biur, przewoźników itp. Wielokrotnie widzieliśmy ludzi pozostawionych samym sobie na lotniskach, bo biuro podróży ogłosiło upadłość właśnie w czasie wakacji. Zatem, mimo zachowania ostrożności, na wszystkie nieprzyjemne sytuacje nie jesteśmy w stanie się w pełni przygotować. Niech nam ta świadomość nie odbiera przyjemności z wypoczynku i poznawania świata. Będąc świadomymi turystami, możemy znacznie minimalizować ryzyka.
– A może w ogóle zrezygnować z biur podróży i samemu zaplanować wszystko. I tu chyba też przydałoby się trochę dobrych rad eksperta. Jak się do tego zabrać, na co uważać?
– To kolejny temat na cały wykład. W przypadku wyjazdów pobytowych, czyli dom – kurort – dom, logistyka nie jest zbyt skomplikowana. Ale zawsze powinniśmy przemyśleć, sprawdzić, a najlepiej zagwarantować sobie z góry, możliwość transferów (lotnisko–miejsce pobytu), żeby nie być niemile zaskoczonym. Czasami oferują je linie lotnicze, niekiedy też hotele, a czasami jesteśmy zdani na siebie. W państwach europejskich zwykle nie ma z tym problemu, ale już na obszarach obcych nam kulturowo, trzeba wykazać więcej inwencji i zachować większą ostrożność – co kraj to obyczaj. W przypadku planowania wyjazdów krajoznawczych niektórzy idą na żywioł. W państwach naszego kręgu kulturowego może się to sprawdzić, ale ja zwykle rezerwuję z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem przeloty i noclegi. Zapewnia to mniejszą dawkę stresu na miejscu i w dodatku jest bardziej znośne dla naszego portfela.
Jeśli przemieszczając się, zmieniamy miejsca zakwaterowania, musimy oszacować, ile jesteśmy w stanie zwiedzić w ciągu dnia. Nasza elastyczność jest większa, kiedy jedziemy własnym autem, nieco mniejsza – gdy lecimy i wynajmujemy samochód na miejscu, a najmniejsza – w sytuacji gdy musimy polegać na komunikacji lokalnej. Musimy też pamiętać, że w wielu państwach praktycznie nie ma komunikacji publicznej. Podróże do państw, w których komunikacja jest słabo rozwinięta, zalecałbym w grupie – głównie ze względów bezpieczeństwa i dzielenia kosztów wynajmu samochodu. W niektórych państwach, choćby na Bliskim Wschodzie, gdzie nie obowiązują praktycznie żadne znane Europejczykom zasady ruchu drogowego, nie odważyłbym się wjechać autem do wielkich miast. W takich sytuacjach lepiej – moim zdaniem – zdać się na usługi wyspecjalizowanego biura podróży.
– No to na koniec pytanie osobiste – a jak spędzi te wakacje Pan – nasz uczelniany ekspert od turystyki?
– Dłuższe wyjazdy, związane z przelotami, mam zaplanowane na miesiące przed- i po wysokim sezonie, tj. maj–czerwiec i wrzesień. Wysoki sezon przeznaczam na wypady wewnątrzkrajowe i krótsze wyjazdy zagraniczne, znajdujące się w zasięgu własnego pojazdu.
– Dziękuję za rozmowę.