Z dr. hab. Maciejem Trojanem, prof. UMK z Zakładu Etologii i Psychologii Porównawczej, rozmawia Ewa Walusiak-Bednarek.
– Prowadzi Pan badania z udziałem toruńskich psów.
– Przez ostatnie dwa lata zdążyliśmy zrealizować jeden projekt, z którego jeszcze nie opracowaliśmy wyników. Zgromadziliśmy grupę około stu osób, opiekunów psów zainteresowanych zachowaniami swoich czworonożnych przyjaciół.
Badaliśmy, podobnie jak w eksperymentach z szympansami w warszawskim zoo, zachowania prospołeczne, a ściślej mówiąc to, czy pies rozpoznaje różne postawy ludzi. Właściciel siedział z psem w pomieszczeniu, w którym były także trzy osoby z jedzeniem (chrupkami). W pewnym momencie wchodziła czwarta osoba – potrzebująca pomocy – i kierowała się do tych trzech osób, a one pomocy udzielały lub nie; jedna była zawsze prospołeczna, druga egoistyczna, trzecia neutralna (nie wchodziła w interakcje). Na koniec tego pokazu, pies był puszczany przez opiekuna i decydował o tym, od kogo chce wziąć jedzenie. Sprawdzaliśmy, czy częstość podchodzenia do tych osób jest przypadkowa czy nie. Okazuje się, że nie jest losowa; psy zapamiętują egoistów, najrzadziej do nich podchodzą. To sugeruje, że rozumieją, co się dzieje w interakcji między ludźmi. Do osób neutralnych psy podchodziły równie często, co do osób altruistycznych, to nas jednak specjalnie nie dziwi, ponieważ także badania z innymi gatunkami (w tym z ludźmi) pokazują, że jedną z dominujących strategii dotyczącą zachowań prospołecznych jest zapamiętywanie egoistów.
– Jest zaskakujące, że pies przywiązuje wagę do dzielenia się, sam przecież w sforze rzadko dzieli się jedzeniem.
– Ale pies nie żyje w sforze, pies żyje z ludźmi. Tu chodzi o coś innego. W koncepcji altruizmu wzajemnego Roberta Triversa jest jasno wyrażony pogląd, że altruizm pojawia się tam, gdzie są stałe grupy społeczne, tam, gdzie interakcje się powtarzają. Wzajemnie liczymy na to, że jak ja dziś pomogę tobie, to jutro ty pomożesz mi. Szukamy ewolucyjnych korzeni tego zjawiska. Pies żyje z człowiekiem i z nim tworzy grupę społeczną. Kilkanaście tysięcy lat udomowienia było tak naprawdę procesem selekcyjnym, nie miało nic wspólnego z ewolucją; ewolucja psa skończyła się wraz z jego udomowieniem. To wilk ewoluował. Natomiast w wypadku psa nie działał dobór naturalny. To człowiek decydował o tym, który pies może mieć potomstwo, a który nie. I jasne jest, że przez te kilkanaście tysięcy lat selekcja szła w kierunku „słuchaj mnie”, „zwracaj na mnie uwagę”, „bądź mi posłuszny”, „staraj się zrozumieć, co do ciebie mówię”, „wykonuj moje polecenia”. A więc psy – w przeciwieństwie do wielu innych zwierząt – bardzo zwracają uwagę na twarz człowieka, na to, by zachować kontakt wzrokowy, i są przygotowane do tego, by czytać ludzkie zachowanie. O wiele bardziej niż my jesteśmy przygotowani do czytania ich zachowania – człowiek specjalnie się tym nie przejmował. Te kilkanaście tysięcy lat selekcji doprowadziło do tego, że pies jest szczególnym gatunkiem – może dziwnym, sztucznym, ale o specyficznych cechach poznawczych. Podczas badań z wilkiem, nawet wychowanym przez człowieka, wyraźnie widać, że wilk próbuje wszystkie problemy rozwiązać sam. A pies bardzo szybko, gdy napotyka problem, zwraca się o pomoc do człowieka. Chcieliśmy sprawdzić, czy pies, obserwując interakcję pomiędzy ludźmi, potraktuje ją jako wskazówkę dla siebie, kiedy sam musi dokonać wyboru. Przecież teoretycznie powinno być mu wszystko jedno, każda z trzech osób miała chrupki, każdy mógł go nakarmić. A jednak – z jakiegoś powodu – osoba egoisty, który tak naprawdę nie był egoistą wobec psa, tylko wobec człowieka, stwarzała jakiś problem, pies wolał podchodzić do dwóch pozostałych osób.
– Jest więc Pan przekonany, że pies potrafi myśleć, wyciągać wnioski, analizować…
– Kiedy używamy takich słów, to oczywiście popełniamy błąd myślenia po ludzku. Oczywiście, że zwierzęta myślą, oczywiście, że przetwarzają informacje także na poziomie abstrakcyjnym, oczywiście, że w ich głowach są pojęcia. Jest mnóstwo badań na ten temat. Oczywiście, że wszystkie ssaki i ptaki są świadome, mają do pewnego stopnia rozwiniętą intencjonalność drugiego rzędu, czyli są w stanie kombinować, co się dzieje w głowach innych. Natomiast same te procesy są bardzo mało poznane, ponieważ nie dzieją się analogicznie do procesów w naszych głowach. Większość naszych procesów myślenia jest zdominowana przez język, chociaż są oczywiście ludzie, którzy myślą obrazami czy liczbami. Jednak nie jest tak, że w procesie ewolucji różnych gatunków, nasz gatunek – w jakiś cudowny sposób – otrzymał umysł, a wszystkie inne istoty są umysłu pozbawione.
– Wydaje się, że to właśnie język stworzył przepaść pomiędzy nami a zwierzętami. Język dał nam przewagę, która sankcjonuje nasz stosunek do zwierząt. Wiemy, że ktoś coś myśli, bo nam o tym mówi, wiemy, co czuje, dlatego, że o tym mówi. Jeśli nie mówi – to nie myśli i nie czuje.
– Tak myśleli psycholodzy w XIX wieku; wystarczy zapytać kogoś i on nam powie, co się dzieje w jego głowie. Dziś wiemy, że techniki introspekcyjne (chociaż stosuje się je także teraz) są bardzo zawodne. Osoby, które mówią o tym, co myślą, niekoniecznie są w stanie precyzyjnie się wypowiadać. Zresztą w badaniach Wilhelma Wundta, ponad 100 lat temu, ludzie najpierw byli przeszkoleni w opowiadaniu introspekcyjnych wrażeń, mieli po 10 tysięcy prób, zanim przystępowali do właściwego postępowania badawczego. A więc mówienie, że wiemy, że coś się dzieje w czyjejś głowie, bo on nam o tym mówi, jest bardzo nieprecyzyjne. To jest jedna rzecz. Druga polega na tym, że źle rozumiemy przewagę. Zgoda! mamy najbardziej skomplikowany system komunikacyjny na tej planecie. Ale po pierwsze – nie byliśmy jedyni, bo neandertalczyk także posługiwał się językiem, po drugie – ten zmutowany gen, który umożliwił nam rozwój tego typu komunikacji, mają także ptaki. Najnowsze badania pokazują, że na przykład szpaki (tak jak my) mają gramatykę bezkontekstową, w przeciwieństwie do liniowej, którą posiada większość gatunków na świecie. Problem polega na tym, że bardzo mało wiemy o systemach komunikacyjnych innych istot, ponieważ po prostu niezmiernie trudno je badać. Pamiętajmy też, że w przyrodzie jest zawsze coś za coś. Ludzkość zapłaciła cenę za język. Pewne funkcje mózgu mamy gorzej rozwinięte niż inne gatunki właśnie dlatego, że tak bardzo rozwinęliśmy funkcje związane z językiem. Myślenie o tym, że jesteśmy najdoskonalsi i że wszystkie funkcje mamy najlepiej rozwinięte, jest po prostu myśleniem fałszywym. W innych funkcjach poznawczych ustępujemy wielu gatunkom właśnie dlatego, że nic w przyrodzie nie ma za darmo. Jeżeli nasz mózg coś rozwija, to pomimo tego, że jego pojemność jest naprawdę imponująca – 80 miliardów neuronów, każdy z tysiącem połączeń – nie da się tam upakować wszystkich funkcji na najwyższym poziomie.
– Proszę podać jakiś przykład.
Na przykład zadania pamięciowo-wzrokowe szympansy wykonują znacznie lepiej od nas. W ułamku sekundy są w stanie zapamiętać pozycje dwunastu cyfr. My nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Szympansy potrafią to zrobić właśnie dlatego, że nie mają interferencji językowej. Kiedy ja patrzę na liczby, które po trzystu milisekundach znikają, i mam tylko wskazać po kolei, gdzie która była, to niestety od razu je nazywam. Od razu widzę słowa: jeden, dwa, trzy, cztery… A szympansy, nawet jeśli mają pewną koncepcję liczby, to nie mają ich nazw. W związku z tym widzą obraz i w ułamku sekundy zapamiętują cały układ tego obrazu. Nieważne, że liczby pokazują się losowo na ekranie, szympansy są w stanie w ciągu trzystu milisekund zapamiętać cały obraz i wskazać, gdzie która cyfra była. Żaden człowiek tego nie potrafi.
– W jakim stopniu pies rozumie to, co mówimy? Czy jest sens do psa mówić? Czy jest sens uczyć go słów?
– On się sam uczy, tak jak uczą się dzieci. Drogą szybkiego mapowania. Jest seria badań na ten temat, przeprowadzonych w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Dziś wiemy, że pies, będąc z człowiekiem, uczy się słów poprzez słuchanie. Proces szybkiego mapowania polega na tym, że jeżeli wiem, że to jest przedmiot A, który jest desygnatem konkretnego, znanego mi słowa (bateryjka), a to jest przedmiot B i on też jest desygnatem słowa, które znam (długopis), i jest przedmiot C (linijka), wobec którego ktoś użyje słowa „linijka”, którego nie znam, to wiem, że skoro C nie jest ani A, ani B, to musi być linijką. Przez pewien czas naukowcy nie dowierzali, że taki proces dzieje się w psich głowach, sugerując, że jednak małe dzieci wiedzą, że pewne słowa są nazwami czynności, a pewne przedmiotów, a w zwierzęcych głowach powstaje raczej rodzaj czynnościo-przedmiotu, czegoś, co jest czymś innym niż nasze elementy komunikatu. Dziś jednak wiemy, że to nieprawda. Badania laboratoryjne pokazały, że pies jest w stanie zapamiętać i rozróżniać około tysiąca słów, nie tylko nazw obiektów, ale i czynności. I nie chodzi tutaj o warunkowanie, o to, że psu pewne dźwięki się z czymś kojarzą. Pies ma w głowie poznawcze reprezentacje obiektów. Można to także sprawdzić poprzez pokazywanie psu zdjęcia albo rysunku obiektu i zawołać „przynieś”, psy poddawane treningowi bez problemu wykonają polecenie. Dziś wiemy, że teorie mówiące o tym, że pies się warunkuje na dźwięki, że kiedy słyszy „spacer”, to tego nie rozumie, tylko jakaś lampka zapala mu się w głowie, są nietrafne. Dziś wiemy, że przeciętny pies jest jak obcokrajowiec, który nie rozumie całych zdań, ale jest w stanie wyłapać pojedyncze słowa i zrozumieć kontekst sytuacji.
– Wcześniej nasze wrażenie, że pies rozumie, wiązano z intonacją; pies się cieszy, gdy mówimy pieszczotliwie, boi, gdy krzyczymy.
– To jest oczywiście anachronizm. Jasne, że mowa ciała, zachowanie połączone z ekspresją emocjonalną działa na psa, on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że człowiek jest na przykład zdenerwowany i lepiej mu zejść z drogi. To jest oczywiście przez psa czytane. Jednak to nie zmienia faktu, że przeciętny pies ma w głowie słownik, pewien zasób ludzkich terminów, które są dla niego istotne, które pojawiły się w jego głowie poprzez częsty kontakt z tymi słowami w procesie szybkiego mapowania. Chociaż pies jest rzeczywiście szczególnym przypadkiem zwierzęcia, ponieważ całe swoje życie spędza w towarzystwie człowieka. Niewiele jest badań dotyczących procesu szybkiego mapowania u innych gatunków. Ale uczono papugi żako ludzkiej mowy, nie tylko rozumienia, ale i powtarzania ludzkich słów. Nauka nie polegała na tym, że człowiek stawał przed papugą i do niej mówił. Nie nauczymy żadnej papugi niczego w ten sposób. Musi przed nią stanąć dwoje ludzi (najlepiej, jak pokazują badania, dwie kobiety) i rozmawiać między sobą. W tej triadzie pojawia się element rywalizacji i papuga w jakimś momencie włącza się do rozmowy. Wtedy szybko uczy się słów. W latach 50. behawioryści robili badania polegające na tym, że całą noc puszczano papugom nagrania ludzkiej mowy, powtarzano pojedyncze słowa. Papugi niczego się w ten sposób nie nauczyły. Ale to nie papugi były głupie, tylko metoda zła. Ludzkie dziecko też nie nauczyłoby się mówić, gdybyśmy je zamknęli w klatce i puszczali pojedyncze słowa bez kontekstu, do nikogo niezwrócone. A jak jest realna rozmowa pomiędzy dwoma osobami, to trzecia istota zaczyna coś wyłapywać i się wtrącać, powtarzać.
– Czym według Pana jest relacja pomiędzy psem a jego właścicielem? Łatwo jest chyba odpowiedzieć na pytanie, czym jest stosunek właściciela do psa, postrzegamy to jako coś na kształt miłości, którą czujemy do ludzi. Ale co pies czuje do nas, na jakiej to jest zasadzie? Jest szereg stereotypów na ten temat.
– No, nie, jednak ludzie mają bardzo różny stosunek do swojego psa, to jest bardzo zróżnicowane. Niektórzy traktują zwierzęta instrumentalnie, niektóre zwierzęta są po coś; żeby pilnowały, żebym się czuł bezpiecznie, żebym mógł zdobyć medal w jakichś zawodach, na przykład w których pies ciągnie mój rower. Nie wszyscy, którzy mają psy, są miłośnikami psów, chociaż pewnie tak siebie postrzegają. Pomijam całkowicie kwestię znęcania się nad zwierzętami.
Natomiast, jeśli chodzi o stosunek psa do właściciela, to każdy z psów gromadzi swój bagaż doświadczeń. I zachowanie psów, które nie mają negatywnych doświadczeń z ludźmi, jest odmienne od zachowania psów, które choć raz zostały przez człowieka skrzywdzone. Przejawia się to oczywiście w nieufności, w strachu przed kontaktem. I niestety są to traumy, które bardzo trudno wykorzenić. Kiedy się obserwuje psa skopanego przez człowieka w szczenięctwie, 10 lat wcześniej, można bez trudu zobaczyć, że to w nim zostało. Ten pies nie będzie podbiegać i wąchać każdej osoby. Kontakt z człowiekiem dla niego jest obecnie potencjalnym zagrożeniem. Więc ten stosunek do człowieka będzie bardzo zróżnicowany. Osoba, która bierze psa ze schroniska, nie znając historii jego życia, ma przed sobą bardzo trudne zadanie. Ta więź musi się dopiero wytworzyć. Tworzenie poważnej więzi emocjonalnej człowiekowi zajmuje około pół roku. U psa wygląda to podobnie. Nie jest tak, że pies mi będzie wdzięczny, że go wziąłem ze schroniska, i pierwszego dnia mnie pokocha. To jest długi i stopniowy proces, proces przekonywania się i upewniania, że jestem w bezpiecznej relacji.
Jest jeszcze druga strona medalu, niezależnie od tych doświadczeń. Możemy mieć szczeniaczka, który nie miał żadnych złych doświadczeń, i dobrze go traktować całe życie. Ale istotą tej relacji jest jednak to, że pies jest od nas zależny. Oczywiście pies wypuszczony przez człowieka da sobie radę i dosyć szybko zdziczeje, szybko wróci do swoich instynktownych zachowań. To jest zresztą zadziwiające, jak niewiele potrzeba, by przestać być udomowionym, chociaż jest się udomowionym od pokoleń. Natomiast istotna jest tu nierówność relacji, życie psa zależy od nas. Oczywiście możemy obserwować przywiązanie psa do człowieka, znamy wiele historii na ten temat, choćby historia o słynnym Hachikō, który ma pomnik w Tokio. Prawie dziesięć lat przychodził na stację metra i czekał na swojego zmarłego właściciela. Ale bardzo trudno jest opisać szczegółowo, na czym to przywiązanie polega, właśnie dlatego, że jest to relacja niesymetryczna.
– Ale lubimy myśleć, że psy nas kochają, i to miłością bezwarunkową. Nasze relacje z ludźmi podlegają stałym zmianom, zmienia się nawet nasza miłość do dziecka (stopień zaangażowania, ilość poświęcanego czasu), nie mówiąc o miłości do partnera. Co jest takiego w relacji z psem, że – ustabilizowana pozytywnie – może trwać w niezmienionej formie do końca życia? Czy to dlatego, że jak niektórzy sądzą, pies po osiągnięciu dorosłości dalej się nie rozwija? Czytałam kiedyś, że umysł dorosłego psa pozostaje na poziomie umysłu dwuletniego dziecka.
– Nie lubię takich porównań. To jest bardzo niebezpieczny skrót myślowy. Umysł psa to umysł psa, umysł człowieka to umysł człowieka. Dwuletni homo sapiens czy czteroletni homo sapiens to jest zupełnie coś innego niż nieważne iluletni szympans czy jakakolwiek inna istota. Rozumiem, że takie myślenie jest chwytliwe, działa na wyobraźnię, ale jest po prostu błędne. Pies nie ma umysłu dwuletniego dziecka, ma umysł psa i oczywiście ten umysł zmienia się w czasie. Widać to na przykład po tym, jak pies zmienia swoje zwyczaje. Zaczyna na przykład mniej się bawić niż do tej pory, zmienia preferencje co do pokarmu, zmienia się milion innych rzeczy. My się zmieniamy i nie ma żadnego powodu, żeby oczekiwać, że inne istoty pozostają niezmienne. Natomiast co do samej tej relacji, z punktu widzenia człowieka najistotniejsze jest to, że pies daje taki rodzaj wsparcia społecznego, jakiego nie jest w stanie dać żaden człowiek. Pies, co podkreślają psycholodzy kliniczni, jest całkowicie nieoceniający. Gdy zrobimy coś złego, nasi ludzcy przyjaciele będą dalej naszymi przyjaciółmi albo przestaną nimi być, pojawi się dystans bądź nie. Zawsze mogą powiedzieć: „No nie, tego już za wiele! Muszę to przerwać lub w jakiś sposób zmienić”. Natomiast ta niezwykła relacja z psem polega na tym, że cokolwiek byśmy zrobili, on przyjdzie do nas codziennie i będzie nas lizał po rękach.
– Dlatego, że dajemy mu jeść?
– No… pewnie ludzie chcieliby wierzyć, że nie. Ale w dużym stopniu – tak. Spróbujmy wyobrazić sobie, że pies postrzega nas jako źródło bezpieczeństwa, spokojnego snu, pokarmu, wielu rzeczy, które z punktu widzenia jego potrzeb są bardzo istotne. I oczywiście możemy próbować pokazywać, że to jest coś więcej, chociażby powracając do japońskiej historii. No bo jak to jest, że można dzień w dzień przez lata czekać na swojego opiekuna, mimo tego że on się nie pojawia. To zachowanie powinno wygasnąć, nie ma wzmocnień przez długi czas, pora więc zrobić coś innego. A jednak coś kazało temu psu codziennie przychodzić i czekać o tej samej porze na pociąg. No więc są tu jakieś relacje emocjonalne, które wykraczają daleko poza pełną miskę i kąt do spania. Ale trudno je opisywać w naukowych kategoriach.
– Zaczął Pan mówić o pozytywnym wpływie zwierząt na ludzi, wiele się o tym mówi. Koty obniżają ciśnienie, psy łagodzą stres, brzmi to trochę magicznie. Jeżeli jednak nauka pozwala już w tej chwili na upodmiotowienie psów i innych zwierząt, na traktowanie ich jako istot na kształt osoby, to czy ten pozytywny wpływ nie sprowadza się do zwyczajnego towarzystwa? Ludzkie towarzystwo też nam służy. Czy może jednak zwierzęta mają jakieś specyficzne właściwości fizjologiczne (zapach, rytm serca), które wpływają na nas inaczej niż ludzie. Czy pozostaje w nich coś magicznego?
– Trzeba mieć pewien dystans do wszystkiego. Drewniany klocek obciągnięty skórą z sierścią też obniży mi ciśnienie, gdy go wezmę do ręki i będę głaskać. To nie jest do końca tak, że pewne rzeczy są właściwościami wyłącznie zwierząt. Aczkolwiek są liczne badania, które pokazują, że właściciele psów są zdrowsi i mniej chorują na choroby serca. Po prostu dlatego, że częściej wychodzą na dwór, bez względu na to, jaka jest pogoda, wychodzą na dwór i spacerują. Osoby, które nie mają psów, pomimo świadomości, że spacer pozytywnie wpływa na zdrowie, powiedzą: „dzisiaj leje, nigdzie nie idę”. Są takie, może trochę głupie badania, które pokazują, że codzienne wchodzenie po schodach wydłuża nasze życie. Nic więc dziwnego, że widać istotne różnice statystyczne pomiędzy grupą ludzi, którzy mają psy, i grupą ludzi, którzy psów nie mają. To jest jeden aspekt sprawy, istnieje wpływ, ale jest on jednak w gruncie rzeczy pośredni. Z drugiej strony jest to, o czym już mówiłem; nieoceniające wsparcie społeczne jest czymś szczególnym i badania pokazują, że ma rzeczywisty charakter terapeutyczny. Inne badania pokazują, że posiadanie zwierzęcia w pewnym wieku, nie za młodym, wyzwala w ludzkich dzieciach odpowiedzialność, która jest ważnym czynnikiem rozwojowym. Ale to nie może być za wcześnie. Dziecko nie powinno być samodzielnym opiekunem psa czy kota przed mniej więcej dziewiątym rokiem życia. Dziecko dopiero wówczas jest w stanie sobie uświadomić, że nie jest najmłodszym członkiem rodziny, tylko jest ktoś inny, kim trzeba się opiekować, zajmować, o kogo potrzeby trzeba zadbać.
– Ale nie ma Pan na myśli tego, że zwierząt nie można mieć, gdy w rodzinie są małe dzieci, tylko że nie można ich obciążać odpowiedzialnością…
– No tak, chodzi o to, że gdy sześcioletnie dziecko chce mieć zwierzę, to tak naprawdę, my musimy mieć to zwierzę. Kiedy chcemy wziąć zwierzę do domu z myślą, że dziecko będzie się nim odpowiedzialnie opiekować, to możemy to zrobić, gdy dziecko ma mniej więcej dziewięć lat. Młodsze dzieci mogą niechcący traktować zwierzę źle, zrobić mu krzywdę. Ale wracając do tych „magicznych” właściwości zwierząt; jest jeszcze inna kwestia. Psy potrafią uprzedzić przed atakiem epileptycznym, bo widzą zbliżające się zmiany. Psy potrafią wyczuć zmiany nowotworowe, liżą intensywnie to miejsce, w którym pojawia się nowotwór. Oczywiście możemy trenować psy w tym kierunku, ale jednak one mają pewne naturalne predyspozycje. My słabo funkcjonujemy w kanale chemicznym, bardzo słabo jak na ssaki, to jest właśnie jeden z kosztów naszego rozwoju w innym kierunku. Inne zwierzęta są znacznie lepsze w odbieraniu bodźców węchowych. Pies bije nas tu na głowę. Pies reaguje na nasze stany emocjonalne nie tylko dlatego, że na nas patrzy, ale także, przede wszystkim dlatego, że dociera do niego nasz zapach. Przeciętny człowiek, który lubi zwierzęta, i traktuje je godnie, nie zauważa na co dzień, co może dostać od swojego czworonożnego przyjaciela. Z drugiej strony często przeceniamy te właściwości. Są badania pokazujące, że osoby niewidome, które wystarały się o psa-przewodnika, bardzo często są nim zawiedzione.Ściągają z zagranicy wysoce wyszkolonego psa, jest specjalna procedura dobierania psa do konkretnej osoby. A potem najczęściej przychodzi rozczarowanie, mówią, że oczekiwali czegoś więcej, więcej swobody, więcej wolności. Niestety mimo tego, że te psy są wspaniale wyszkolone, nigdy nie staną się zastępczymi oczami osoby niewidomej. W dodatku trzeba pamiętać, że każdy pies ma też swoje potrzeby, nie jest maszynką, którą się włączy i która będzie od tej pory nieprzerwanie działała z określoną funkcją. Trochę więc też tak jest, że oczekujemy od zwierząt za dużo.
– Czy jest sens psa nagradzać i karać?
– W procesie uczenia wszystko ma sens. Ale po pierwsze – trzeba zachowywać się jednoznacznie. Taki błąd popełniamy także wobec dzieci. Nie może być tak, że dziś za A jest kara, a jutro nagroda albo niczego nie ma. Po drugie – trzeba pamiętać, że jeśli źle stosuję nagrodę, ryzykuję tylko tym, że niczego psa czy dziecka nie nauczę. Natomiast – chociaż kara jest bardzo skuteczna, pod warunkiem że jest natychmiastowa – to trzeba umieć ją stosować. Jeśli ktoś nieumiejętnie stosuje karę, może wyrządzić wiele szkód. Może np. wyuczyć bezradności. Jeśli osoba, dziecko, pies nie wie, za co jest karane, na wszelki wypadek nie robi nic. Ponieważ ma wrażenie, że cokolwiek zrobi i tak go spotka kara. A więc błędny proces uczenia w przypadku stosowania kar może prowadzić do rzeczy strasznych. Błędny sposób uczenia w przypadku nagród prowadzi tylko do tego, że uczeń niczego się nie nauczy. Ale nie ponosi żadnych strat.
Ludzie nagminne robią coś takiego: właściciel chce przywołać psa, woła, woła… pies nie przychodzi. Gdy w końcu przyjdzie, sfrustrowany właściciel się na niego wydziera. Z punktu widzenia psa to wygląda tak: „Ok! rozumiem, mam nie przychodzić, mam jeszcze dłużej być daleko”. Pies następnym razem będzie jeszcze bardziej zwlekał z przyjściem. Musimy zrozumieć, że w momencie, kiedy powinniśmy dać nagrodę, dać psu pozytywne wzmocnienie – bo przecież przyszedł! o to nam chodziło! – my go karzemy. Nagminnie popełniamy błędy, bo nie rozumiemy, co w istocie robimy.
Jeśli źle stosujemy nagrody, to nic nie osiągniemy, ale nie zabijemy przy tym motywacji. Natomiast złe stosowanie kar zabija motywację. Pies – ani żadna inna istota, także oczywiście człowiek – nie będzie dobrze funkcjonować, jeśli jego świat składa się z ogromu rzeczy, jeszcze niejasno zdefiniowanych, których nie wolno robić.
– Dziękuję za rozmowę.