Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Patrząc na Miłosza

Zdjęcie ilustracyjne
fot. picryl.com

To nie będzie ani regularny portret pisarza, ani tym bardziej poświęcony mu esej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Proponuję coś skromniejszego. Niech struktura tego „czegoś” naśladuje nie do końca skrystalizowaną i uporządkowaną czynność patrzenia na jakiś bardzo złożony fenomen.

W czasie jej trwania budzą się różne, dość swobodne refleksje. Odnoszą się one często do detali i nie mają pretensji do pełnego, wnikliwego opisu owego fenomenu. Bohaterem takiego właśnie patrzenia chciałbym uczynić Czesława Miłosza (1911–2004), pisarza o szczególnej pozycji w europejskiej literaturze XX wieku.

Życie poety o pogmatwanej biografii, dumnie odwołującego się w ważnych dla siebie chwilach do litewskiego pochodzenia to przedmiot licznych studiów i przyczynków. Wartą wymienienia w tym kontekście jest bardzo obszerna i podszyta sympatią do Mistrza, choć nie bezkrytyczna, książka Andrzeja Franaszka Miłosz. Biografia (2011). Jej autor, nie stroniąc od impresji na temat życia i literackiej działalności noblisty, starał się sportretować go na tle dramatycznych zwrotów najnowszej historii Europy. Trudno od takiej narracji uciec choćby dlatego, że Miłosz nie tylko żył długo, ale odegrał istotną rolę w polskiej i, w pewnym stopniu, środkowoeuropejskiej kulturze drugiej połowy minionego stulecia. Zresztą sam poeta w wierszach oraz w eseju Rodzinna Europa (1959) kreuje swoją biografię tak, by była mocno wpleciona w tkankę dziejów najnowszych tej części świata. W gęstym od znaczeń tomiku Nieobjęta ziemia (1984) przedstawia się czytelnikowi w następujących słowach:   

 

Miało się ku końcowi dwudziestego wieku

W którym będę zamknięty jak mucha w bursztynie.

Byłem stary ale nozdrza moje pożądały nowych zapachów.

(Ogród Ziemskich Rozkoszy. 1. Lato)

 

Temat starości i przemijania przy jednoczesnej pobudce zmysłów wyczulonych na powab ludzkiego życia – także naznaczonego piętnem grzechu – towarzyszy późnym wierszom poety. Niemal do końca potrafił umiejętnie artystycznie sondować własne męskie ciało, czasem w sposób prosty (wiersz Późna starość z tomiku Wiersze ostatnie 2006) i z niejaką ostentacją mówić o potrzebie sensualnej bliskości drugiej osoby. Sycić zmysły rozkoszami tego świata, który jest piękny i straszny zarazem, to – według mnie – ważny azymut twórczości Miłosza. W ten sposób można czytać na poły biograficzną, na poły baśniowo-oniryczną powieść Dolina Issy (1955), w której główny bohater Tomasz Dilbin dojrzewa, pozostając w swoistej komitywie z przyrodą. To właśnie ona jest w utworze medium pulsującego życia, nęcącego chłopca żywiołowością nieograniczoną kulturowymi czy obyczajowymi wzorami, owym pierwotnym i mitycznym pędem, nieuchronnie zmierzającym do śmierci, by się znów odrodzić. Jest tam także czas, dłuższy bądź krótszy, przyjemności współuczestniczenia w sensualnych, biologicznych żywiołach. Temat ten powróci u schyłku życia poety:    

To znaczy dążyć bez ustanku i być samym dążeniem

i nigdy nie nasycić się dotykaniem

migotliwej tkaniny na warsztacie świata.

(Niebiańskie. Wiersze ostatnie)

 

Litewskość Miłosza jest nie tylko znakiem tożsamościowym potwierdzonym miejscem jego urodzenia (Szetejnie nad Nieważą), pierwszym głębokim oddechem (wielo)językowym i (wielo)kulturowym, ale także inicjacyjnym spotkaniem człowieka z otaczającą go przyrodą, która potem okaże się dla niego miarą wielu rzeczy na północnoamerykańskiej ziemi. Sprawa miejsca urodzenia i jego wpływ na los pisarza pojawiły się w drugiej z czterech części mowy noblowskiej. Przytoczę z niej tylko dwa istotne zdania: „Dobrze jest urodzić się w małym kraju, gdzie przyroda jest ludzka, na miarę człowieka, gdzie w ciągu stuleci współżyły ze sobą różne języki i różne religie. Mam na myśli Litwę, ziemię mitów i poezji”. W tym wypadku idealizacja, jeśli rzeczywiście była intencją Miłosza, spełniała ważną retoryczną rolę obliczoną na szacowną, międzynarodową publiczność zebraną na noblowskiej uroczystości w Sztokholmie 10 grudnia 1980 roku. Po pierwsze, uwypuklała jego litewskie korzenie oraz znaczenie dziecięco-młodzieńczego doświadczenia, wynikającego z życia w wieloetnicznej wspólnocie. Po drugie zaś, stanowiła przeciwwagę dramatycznych zdarzeń związanych z wojnami, które przemełły w sposób szczególny tę część Europy. A zatem wyjaśniały nie wprost przyczyny tułaczego losu poety i jemu podobnych.

O międzynarodowej popularności Miłosza zdecydowały bardzo dobre tłumaczenia jego poezji na język angielski dokonane przez Roberta Hasse, a także na niemiecki przez Karla Dedeciusa. To była wówczas jedyna droga upowszechnienia twórczości polskiego emigranta, który ze względów politycznych zdecydował się w roku 1951 zerwać współpracę z władzami komunistycznej Polski. Do tego czasu pracował jako urzędnik w placówkach dyplomatycznych USA (Nowy Jork, Waszyngton) i Francji (Paryż). Niemalże natychmiast po dokonaniu wyboru, mającego dla dalszej kariery i prywatnego życia Miłosza istotne znaczenie, opublikował na łamach miesięcznika „Kultura”, wydawanego przez Jerzego Giedroycia w Maisons-Laffitte (pod Paryżem), głośny tekst-confiteor zatytułowany Nie. Obszernie i nie bez emocji tłumaczył w nim powody swojego zerwania z komunistycznym reżimem. Nazwał w nim siebie „dobrym poganinem”, to znaczy osobą pożyteczną dla nowej władzy, choć nie należącą do komunistycznej partii. Miłosz przed wojną zdecydowanie piętnował zarówno polski nacjonalizm, jak i panoszący się w Europie lat 30. nazizm. Bliżej mu było do postawy, jak to określił Andrzej Franaszek, „anarchizującego rewolucjonisty”, i stąd poeta po 1945 roku umiejętnie wykorzystał swoją przedwojenną pozycję w środowisku literackim do tego, by móc po wojnie w zupełnie „nowym porządku” znaleźć dla siebie wygodne miejsce na zagranicznej placówce. Był przecież poetą, nie ideologiem, myślicielem, a nie politykiem. Sześć lat, które tam spędził, potem stały się dla niego ciężarem. Środowisko emigracyjne, w większości wypadków – poza „Kulturą” paryską – patrzyło na Miłosza jak na zdrajcę i kolaboranta. Także po śmierci Noblisty, gdy dyskutowano w przestrzeni publicznej o pochówku poety, nader głośne były protesty przeciwko wyborowi tak zmityzowanego dla Polaków miejsca, jak Krypta Zasłużonych na krakowskiej Skałce.

Jednym z efektów podjęcia decyzji o emigracji była praca nad obszernym esejem Zniewolony umysł, który został opublikowany w Instytucie Literackim (funkcjonującym przy paryskiej „Kulturze”) w roku 1953. Dzięki dobrej znajomości mentalności ludzi Zachodu Miłosz wnikliwie i z użyciem obrazowych metafor oraz symboli (Ketman, tabletki Murti-Binga) opisał sposób działania komunistycznego reżimu. Zainstalowany w Polsce sowiecki system, jak przekonywał, niszczył człowieka od środka. Potrafił wniknąć do umysłu w taki sposób, że niewolę ducha postrzegano z czasem jako jedyną możliwą ucieczkę od dylematów związanych z egzystencją w odhumanizowanym świecie.

Autor pokazał zachodniemu czytelnikowi proces podstępnego odzierania pisarzy z godności i szacunku. Bohaterami uczynił ludzi, których dobrze znał, ale zamiast przywołać ich z imienia i nazwiska, posłużył się pseudonimami. Okazały się one jednak łatwe do rozszyfrowania dla polskich czytelników, dobrze znających twórczość Jerzego Andrzejewskiego (Alfa), Tadeusza Borowskiego (Beta), Jerzego Putrament (Gamma) i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (Delta). Podstępny system zniewalania umysłu doprowadzał do wewnętrznej katastrofy – zdrady swoich ideałów, zaprzeczenia prawdzie, zamykania się na krzywdę innych. Analiza systemu totalitarnego miała uniwersalną wymowę, gdyż odnosiła się również do walczących z komunizmem Estończyków, Łotyszy, Litwinów, którzy jako narody niesłowiańskie zostali skazani na powolną zagładę. Miłosz porównał bestialstwo komunistów wobec Bałtów do działań hiszpańskich konkwistadorów skierowanych przeciwko południowoamerykańskim Indianom.

Recepcja Zniewolonego umysłu była różna. Należy jednak pamiętać, że pisał ją dla zachodniego czytelnika, mającego najczęściej niewielkie lub zgoła fałszywe wyobrażenie „czerwonego” totalitaryzmu. Dlatego też Karl Jaspers, Albert Einstein, Nicola Chiaromonte i wielu innych liczących się w świecie nauki i kultury osób z uznaniem przyjęło narrację Miłosza o komunizmie. Zdecydowanie bardziej krytyczny był Gustaw Herling-Grudziński, także pisarz emigracyjny, który przeżył obóz katorżniczej pracy w Sowieckiej Rosji i na podstawie własnych doświadczeń napisał autobiograficzną powieść Inny świat (1951).

Miłosz emigrant przeżywał we Francji (1951–1960) momenty zwątpienia, z bólem znosił ataki swoich dawnych przyjaciół. Dla jednych był dezerterem, dla innych „poputczikiem”, a więc osobą kolaborującą z komunistycznymi władzami. Musiał zmierzyć się z bardzo surową oceną swojego postępowania ze strony osób, które darzył szacunkiem, jak Jarosław Iwaszkiewicz, Antoni Słonimski czy Kazimierz Brandys.

Zarazem jednak, patrząc na decyzję poety ze współczesnej perspektywy, wydaje się ona nie tylko zasadna, ale w pewnym stopniu ocalająca dla takiego typu osobowości artystycznej, jak Miłosz. Najważniejsza część jego twórczości to przecież poezja, forma w literaturze XX wieku bardzo pojemna, niemniej jednak oparta na czymś, co nie pozostawia zbyt wielkiego marginesu na maskowanie autentycznych przeżyć. Wiersze Miłosza wyrastają z doświadczenia, są rezultatem namysłu nad tym, co postrzega się zmysłami i co stało się integralną częścią życia. Upraszczając nieco sprawę, można powiedzieć, że noblista zazwyczaj operował obrazami dość konkretnymi, dalekimi od abstrakcyjnych lirycznych strumieni. W jednej z długich rozmów z Aleksandrem Fiutem odżegnywał się od bycia „myślicielem”, choć zarazem doskonale poruszał się po filozofii (był m.in. słuchaczem wykładów Władysława Tatarkiewicza) i wykorzystywał ją w swoich wierszach. Ale czynił z niej użytek wprost przede wszystkim wtedy, gdy trzeba było w formie poetyckiej zmierzyć się z podstawowymi dylematami, jak w Piosence o końcu świata, Piosence o porcelanie, Który skrzywdziłeś, Veni Creator, Oeconomia divina...

Według mnie Miłosz traktował określone systemy, pojęcia i narzędzia filozoficzne niczym materiał, który dopiero poetycko sfunkcjonalizowany nabierał określonej treści. Trudno z bezwzględną pewnością przypisać go do jednej filozofii czy porządku myślenia. Kto byłby patronem: Heraklit? Św. Tomasz? Heidegger? Zdawał sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że rozumienie otaczającego nas świata nie tyle zależy od fortunności wyboru tej czy innej filozofii, ile raczej od zdolności do ponawiania poszukiwań. Żadne nie jest wystarczająco celne. A może wywiedziona z potrzeb intelektu ciekawość świata inicjowana pytaniem „dlaczego” i zarazem świadomość żywotności (a jakże!) biologicznej tkanki stanowią o Miłosza ars poetica? Zarazem w jego poetyckiej postawie badacze dostrzegają potrzebę ładu wywiedzionego z metafizycznej czy religijnej refleksji. Świadectwem tego są jego tłumaczenia z hebrajskiego i greckiego fragmentów Biblii (Księga psalmów, Księga mądrości, Pieśń nad pieśniami, Księga Ruth, Treny, Eklezjasta, Księga Estery, Ewangelia według Marka oraz Apokalipsa):

 

I cała twoja mądrość na nic

Choć na szukaniu życie zbiegło,

I nie wiesz teraz co poradzić,

Bo silny trunek, wielkie piękno

I szczęście, które żal zostawić.

(Poeta siedemdziesięcioletni. Nieobjęta ziemia).

           

Po latach udręki przyszedł czas na rozstanie z Europą. Od końca 1960 roku rozpoczyna się okres kalifornijski w życiu Miłosza. Uzyskuje etat wykładowcy literatur słowiańskich na uniwersytecie w Berkeley. Powoli wgryza się w nowe środowisko, nęci go inna od europejskiej przyroda, niezwykłe eukaliptusy i kolibry. Zarazem jednak odpycha go tamtejsza pustynna przestrzeń ciągnąca się niemal bez granic. W tym czasie, poza poezją, powstały ważne w jego dorobku eseje o charakterze krytycznym o kulturze amerykańskiej (Widzenia nad Zatoką San Francisco 1969) i polskiej (Prywatne obowiązki 1972). W obu książkach dostrzegam reakcję człowieka mimo wszystko osamotnionego, zmuszonego przez los do mierzenia się z codziennością amerykańskiej uczelni końca lat 60. i dziwną dla Miłosza konstytucją masowej kultury, a zarazem pozostającego wiernym polskiemu językowi. W tym właśnie języku tłumaczy utwory między innymi Thomasa S. Eliota, Walta Whitmana, Williama B. Yeatsa czy Wystana H. Audena.

Przyznanie Miłoszowi literackiej Nagrody Nobla za całokształt twórczości otworzyło nowy rozdział w jego życiu, to oczywiste, ale także kluczowa w karierze pisarskiej data zbiegła się z ważnym rozdziałem w najnowszej historii Polski. Potem była pamiętna wizyta noblisty w Stoczni im. Lenina w Gdańsku, w kraju, który tak bardzo zmienił się od momentu, gdy na początku lat 50. opuszczał z piętnem „zdrajcy” i „poputczika”. Tryumfował jako pisarz. Honorowano go jako człowieka wolności.

Miłosz na początku lat 90. przeniósł się do Krakowa. To krańcowy przystanek tułaczego życia poety. Do końca swoich dni nie rozstawał się ze słowem pisanym. Mimo pogarszającego się wzroku starał się wciąż pracować, wykorzystując dobrodziejstwa komputerowego edytora tekstu. Znakomicie potrafił grać rolę starego poety, więc jego wizerunek pojawiał się co pewien czas w mediach. Jak pamiętam, patrzyłem wówczas na niego jak na osobę z innego świata. Wiek XX, z którym Miłosz zrósł się tak mocno na dobre i złe, coraz bardziej się oddalał.

Stary Poeta rozstał się z tym światem 14 sierpnia 2004 roku w Krakowie.

Prof. dr hab. Maciej Wróblewski – Wydział Humanistyczny UMK, kierownik Katedry Antropologii Literatury i Nowych Mediów UMK

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie.