Tradycyjnie już początek roku akademickiego zbiegł się ze świętem jazzu na UMK: za nami 23. edycja JAZZ Od Nowa Festival (11–14 października), cztery wieczory wypełnione muzyką jazzową o bardzo zróżnicowanym charakterze, od łagodnego mainstreamu w wykonaniu nestora tego nurtu – Jana Ptaszyna Wróblewskiego, aż do formalnych eksperymentów jednego z głównych przedstawicieli polskiej sceny muzyki improwizowanej – Jerzego Mazzolla.
Wzorem ubiegłych lat program festiwalu adresowany był więc do szerokiego spektrum koneserów jazzu i trafił wyjątkowo celnie w gusta toruńskiej publiczności, bowiem nowa sala Od Nowy wypełniona była niemal do ostatniego miejsca.
Dzień pierwszy otworzyła formacja Brothers in Jazz towarzysząca amerykańskiemu saksofoniście Andy Middletonowi. Grający na sopranie i tenorze Middleton, absolwent jazzowych uczelni w Miami i w Rochester w stanie Nowy Jork, ma na swoim koncie grę w big bandzie Lionela Hamptona i w Jazz Orchestra Marii Schneider, a także współpracę nagraniową z muzykami takimi jak Dave Holland, Ralph Towner, Keny Wheeler, Randy Brecker, John Abercrombie czy Joey Calderazzo. Polscy słuchacze jazzu mieli okazję usłyszeć go między innymi podczas koncertów z Leszkiem Kułakowskim, Piotrem Wojtasikiem lub Piotr Wyleżołem. Middleton mieszka obecnie w Wiedniu i wykłada na tamtejszym Uniwersytecie Muzyki i Sztuki.
Brothers in Jazz to kwartet, w skład którego wchodzą: Grzegorz Daroń (dr), Tomasz Pacanowski (g), Rafał Karasiewicz (p) i Jacek Szafraniec (b). Na uwagę zasługuje świetna gra na bębnach Grzegorza Daronia, absolwenta Bydgoskiej Akademii Muzycznej, który znany jest głównie jako kompozytor muzyki filmowej i teatralnej. Program koncertu wypełniły utrzymane w konwencji fusion kompozycje Middletona i Daronia, a ciekawym przerywnikiem była nastrojowa ballada autorstwa Middletona „A tangled web”, klimatem przypominająca kompozycje Krzysztofa Komedy.
Drugi koncert wieczoru wypełnił występ formacji Leszka Kułakowskiego z inspirowanym twórczością Witkacego muzycznym performancem „Witkacy Narkotyki”, znanym fanom jazzu od ponad roku, gdy ukazała się jego płytowa edycja. Sam kompozytor tak opisuje swój projekt: „Traktat filozoficzno-estetyczny Witkacego Narkotyki zbudowany jest z sześciu rozdziałów (…). Z poszczególnych rozdziałów wybrałem fragmenty witkacowskiej prozy, którą w trakcie koncertu będzie eksponował Narrator. Skomponowana muzyka ma za zadanie emocjonalnie oddać witkacowską treść, jednocześnie zachowując autonomiczność i podmiotowość”. Grającemu na elektrycznym pianinie Kułakowskiemu towarzyszyli Marcin Wądołowski na gitarze, Jerzy Małłek na trąbce, Konrad Żołnierek na kontrabasie i Sebastian Frankiewicz na perkusji. W rolę Narratora wcielił się aktor Jerzy Karnicki.
Dzień drugi rozpoczął występ międzynarodowego tria Mikołaja Trzaski, któremu towarzyszyli izraelski gitarzysta Ido Bukelman, obecnie mieszkający w Londynie, i duński perkusista Peter Ole Jorgensen, muzycy o ugruntowanej pozycji w świecie avant-jazzu i swobodnej improwizacji. Styl gry Buklemana, czytelnie inspirowany folklorem orientu, łączy w sobie bardzo precyzyjną technikę i eksperymenty brzmieniowe, np. grę smyczkiem na banjo, która tworzyła subtelną fakturę, wspaniale splatając się z improwizowaną linią klarnetu basowego Trzaski. Sam Mikołaj Trzaska jest od lat regularnym gościem toruńskiego festiwalu, począwszy od pamiętnego występu trójmiejskiej „Miłości” na pierwszym JONF w 2001 r., jak się później okazało, jednego z ostatnich przed rozpadem tej formacji. Tegoroczny występ potwierdził, że Mikołaj Trzaska jest dziś, obok Leszka Możdżera, tym z eks-muzyków Miłości, których kariery rozwinęły się najpełniej, także w skali międzynarodowej.
Choć muzyka tworzona przez trio adresowana jest do stosunkowo wąskiego grona słuchaczy, mimo to publiczność JONF entuzjastycznie przyjęła trzy improwizacje oparte na kompozycjach Trzaski, które wypełniły godzinny występ. Według słów lidera „… jazz to jest taka duża kieszeń, ale miejmy nadzieję, że nie za duża”. Zaiste duża, skoro w programie festiwalu może z powodzeniem — i przy pełnej akceptacji słuchaczy — sąsiadować muzyka avant-jazzowa oraz mainstreamowa klasyka. Po krótkiej przerwie scenę zajął bowiem Jan Ptaszyn Wróblewski i towarzyszące mu trio kontrabasisty Jarka Michaluka, z pianistą Piotrem Wromblem i perkusistą Marcinem Jahrem, od wielu lat stałym współpracownikiem Ptaszyna.
Nestor polskiego jazzu osobiście pojawił się na scenie JONF po raz szósty, jednak obecny jest tu co roku za sprawą specjalnie nagranej zapowiedzi – parafrazy nieśmiertelnego sygnału radiowych „Trzech kwadransów jazzu” z kilkoma wstępnymi taktami utworu Gila Evansa „La Nevada”. Warto przy okazji przypomnieć, że kultowa autorska audycja Ptaszyna ukazuje się na falach „Trójki” od ponad 50 lat, niezmiennie wobec wiatrów historii popularyzująca jazz najwyższej próby wśród kolejnych pokoleń słuchaczy.
Zapowiadając koncert, Maurycy Męczekalski przypomniał początki kariery Ptaszyna Wróblewskiego, gdy jako 17-latek wystąpił na festiwalu jazzowym w Newport w 1958 r., na jednej scenie z Louisem Armstrongiem, grając tam w składzie International Youth Orchestra. Od lat niezmiennie wierny jazzowemu mainstreamowi, perfekcyjny w technice i swingu, pomimo imponującego wieku Ptaszyn wciąż pozostaje w bardzo dobrej formie. Przepraszał co prawda widownię za występ na siedząco, ale zaznaczył przy tym, że „dopóki to nie jest na leżąco, to jeszcze wszystko w porządku”. Program wieczoru, obok kompozycji głównego gościa, zawierał także utwory autorstwa J. Michaluka, weilowski standard „Mack the Knife” (którego historycznie prawidłowy tytuł, jak podkreślał Ptaszyn, to „Moritat”) oraz filmową kołysankę Komedy „Sleep safe and warm”. Na koniec zabrzmiał bluesowy bis po gorącej owacji wypełnionej po brzegi sali.
Trzeci wieczór otworzył solowy występ konsekwentnego eksperymentatora i improwizatora Jerzego Mazzolla, czołowego przedstawiciela trójmiejsko-bydgoskiej sceny yassowej. Cytując oficjalny życiorys muzyka – jest on „… twórcą idei muzyki arhythmic perfection, improwizuje arytmiczne kompozycje używając czasem zamiast nut rysunków mających oddawać nastrój utworu. Używa także elementów klasycznego jazzu, folku i muzyki współczesnej (np. muzyki klezmerskiej z Amsterdamu)”. Głównym instrumentem Mazzolla jest klarnet basowy, sięga także po stosunkowo rzadki klarnet metalowy. Jedna z rozwijanych przez niego technik polega na grze bez ustnika, gdy dźwięk, wzmocniony przez mikrofon umieszczony w korpusie instrumentu, wydobywany jest jedynie przez perkusyjne użycie klap. Zapowiadając kolejne utwory, Mazzoll mówił o swoich muzycznych inspiracjach, wymieniając m.in. Anthony Braxtona, Petera Brötzmanna, Dereka Baileya, Cecila Taylora, czy Roscoe Mitchella. W części występu muzykowi towarzyszył grający na starej metalowej taczce Maciej Karmiński z Toruńskiej Orkiestry Improwizowanej. Okazało się przy okazji, że Mazzoll mieszka obecnie w Toruniu.
Drugą część piątkowego wieczoru wypełnił koncert kwartetu trębacza Jacques Kuby Séguina. Urodzony w Kanadzie Séguin chętnie przyznaje się do swoich polskich korzeni – jego matka jest Polką, absolwentką filologii polskiej na UMK. Muzyk bardzo ciepło wspomina Jana Jarczyka, jednego ze swoich nauczycieli na McGill University. Mówi także o muzycznym pokrewieństwie dusz i przyjaźni z Adamem Bałdychem, o ich współpracy w ramach Litania Project. O swoich muzycznych inspiracjach opowiedział w wywiadzie zamieszczonym w 2012 r. w „Jazz Forum”: „Moja mama miała przywiezione jeszcze z Polski stare płyty, longplaye z serii «Polish Jazz»: Urbaniaka, Stańki, ale największe wrażenie zrobiła na mnie płyta Komedy „Astigmatic” – muzyka bardzo otwarta, impresjonistyczna, tajemnicza. Uwielbiam Komedę, zwłaszcza jego muzykę filmową. Sam też lubię pisać muzykę do filmu, napisałem ilustracje do kilku krótkometrażowych filmów dokumentalnych. […] Kiedy byłem na studiach, interesowali mnie przede wszystkim Miles Davis i Woody Shaw, potem zacząłem słuchać muzyków europejskich. Widzę duże podobieństwa w jazzie europejskim i muzyce klasycznej. Mam wrażenie, że ostatnio jazz amerykański ma nastawienie bardzo akademickie, natomiast muzycy w Europie stawiają na podejście osobiste, które mi odpowiada”.
Kuba Séguin jest bardzo dobrze znany toruńskiej publiczności, stali bywalcy JONF pamiętają na pewno występ kierowanej przez niego formacji Odd Lot w 2010 r. 4 lata później Seguin pojawił się w Toruniu ponownie, tym razem z projektem Litania.
W kwartecie Séguina zagrali Jean-Michel Pilc (p), Rémi-Jean LeBlanc (b) i Kevin Warren (dr), prezentując głównie utwory z najnowszego albumu formacji „Parfum no. 1”, pierwszego z zapowiadanej „zapachowej” trylogii. Muzyka bardzo kameralna, ilustracyjna, w istocie rozwijająca się jak piękny, intrygujący zapach. Wspomniane pokrewieństwo z muzyką Komedy jest tu bardzo wyraźne.
Kulminacyjnym punktem w programie festiwalu był jak zwykle finałowy koncert w Auli UMK. W tym roku gwiazdą wieczoru był kwintet Michała Urbaniaka. W projekcie Organator muzykowi obecnie towarzyszą Kajetan Galas na organach Hammonda, Gabriel Niedziela na gitarze i Frank Parker na bębnach. W składzie gościnnie wystąpił także Piotr Wojtasik na trąbce.
„Wszystko zaczyna się od bluesa” – powiedział kiedyś Urbaniak i zagrał toruński koncert jakby na potwierdzenie tej tezy. Oprócz typowo bluesowych utworów, takich jak „Girl talk” lub coltraneowskiego „Mr. P.C.”, w podobnym klimacie utrzymane były wykonania zarówno funkowych kompozycji z repertuaru Urbanatora („Happy people” albo „Urb time”), jak i balladowy standard „You don’t know what love is”. Bluesowy dialog pomiędzy tenorem Urbaniaka a trąbką Wojtasika, podkreślany łagodnymi pasażami gitarowymi, w tle zaś rewelacyjna, rozkołysana sekcja z aksamitnym brzmieniem organów Hammonda… Kajetan Galas, który zajął miejsce niezapomnianego Wojciecha Karolaka, nie bez powodu typowany jest na jego następcę. Półtoragodzinny koncert zakończył zagrany na bis jazzowy hit „Cantaloupe island” z repertuaru Herbie Hancocka.
Michał Urbaniak, nadal w bardzo dobrej muzycznej formie, obchodził w tym roku 80. urodziny. Z tej też okazji był bukiet czerwonych róż i zaśpiewane przez widownię „Sto lat”. Człowiek legenda nie tylko polskiego, ale w pełnym tego słowa znaczeniu światowego jazzu, może poszczycić się muzyczną współpracą z największymi, z Milesem Davisem, Wayne Shorterem, Stephane Grappellim, Ronem Carterem, Billy Cobhamem, by wymienić tylko kilku z nich. Warto też przypomnieć, że u jego boku w formacji „Michał Urbaniak Fusion” pierwsze muzyczne kroki stawiali m.in. nastoletni wówczas Kenny Kirkland, Marcus Miller czy Bernard Wright, a także – tu ciekawostka – Steve Jordan, dziś następca Charlie Wattsa u Rolling Stones’ów. Sam Urbaniak mówi: „O dziwo jestem zaakceptowany przez dwie generacje. Czuję się tak młodo jak oni”.
Sobotni wieczór zakończył się zgodnie z tradycją jazz session w Od Nowie, gdzie na małej scenie zaprezentowała się grająca na elektrycznych klawiszach Ilona Damięcka wspierana przez muzyków o ugruntowanej pozycji na polskiej scenie jazzowej – Michała Jarosa na kontrabasie, Krzysztofa Szmańdę na perkusji oraz Mateusza Smoczyńskiego (Atom String Quartet) na skrzypcach. Ilona Damięcka, absolwentka Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach, jest nie tylko pianistką, udziela się bowiem także jako wokalistka i kompozytorka. Mimo młodego wieku ma na swoim koncie dwie autorskie płyty oraz współpracę z takimi muzykami jak Janusz Muniak, Jan Ptaszyn Wróblewski, Henryk Miśkiewicz oraz Maciej Sikała. Na uwagę zasługuje jej druga płyta „Hope” nawiązująca stylistyką do muzyki Tomasza Stańki.
Dr Miłosz Michalski – Instytut Fizyki UMK