Z dr. hab. Adamem Tarnowskim, prof. UMK, dyrektorem Instytutu Psychologii UMK, rozmawia Winicjusz Schulz
– William Foster – bohater filmu „Upadek” (w tej roli Michael Douglas) nie wytrzymuje nerwowo w korku ulicznym i zaczyna wyładowywać złość na niewinnych ludziach. Sytuacja wymyślona na potrzeby tego klasycznego już filmu, wcale nie jest aż tak abstrakcyjna. Niemały jest odsetek kierowców, którym w korkach, w jeździe ślimaczym tempem „puszczają nerwy”. Nawet jak się donikąd nie spieszą. Dlaczego?
– Frustracja zawsze powoduje agresję. Należy zastanowić się nad sytuacją psychologiczną kierowcy stojącego w korku, oczywiście jeśli czas oczekiwania jest nadmierny. Ma on poczucie braku kontroli nad swoim czasem, a przecież jednym z podstawowych motywów posiadania samochodu jest właśnie umożliwienie sobie swobody. Tak więc czujemy się okradani z naszego czasu i pozbawiani sprawczości. Ponieważ najczęściej nie możemy nic poradzić na tę sytuację, rośnie nasza frustracja i co za tym idzie – rozdrażnienie, a nawet agresja.
– Jakie sytuacje na drogach są dla kierowców najbardziej irytujące?
– Jeśli mielibyśmy szukać jakiegoś ogólnego schematu, to prawdopodobnie najczęstszym powodem irytacji jest właśnie nasza frustracja. Czasami może to oznaczać poruszanie się zbyt wolno w stosunku do naszych potrzeb lub wyobrażeń. Z czasem czujemy się jakby upokarzani przez kierowców, którzy nas wyprzedzają. Denerwujące są też sytuacje, w których widzimy nieprzepisowe zachowanie innych kierowców, podczas gdy my staramy się jechać zgodnie z przepisami. W takiej sytuacji często czujemy się jak frajerzy – a zatem sytuacje takie uderzają w nasze poczucie własnej wartości. Oczywiście są to postawy niedojrzałe, nad którymi większość kierowców jest w stanie zapanować.
– Chyba każdy z nas miał na drodze do czynienia z kierowcami agresywnie prowadzącymi auto. Przyspieszają, nagle hamują, wyprzedzają prawie wszystkich, by dojechać do celu kilka minut wcześniej. Tworzą jednak w „międzyczasie” mnóstwo niebezpiecznych sytuacji. Niby to niezbyt logiczne, ale często się zdarza. Dlaczego to robią? Dla draki, sportu?
– Na szczęście to margines, niestety bardzo widoczny. Z jednej strony są to osoby, które po prostu nagminnie się spieszą (przydałby się im trening zarządzania czasem), równocześnie jednak prezentują pewne rysy osobowości – przekonanie o własnej wyjątkowości i – naturalnie – niezwykłych umiejętnościach kierowcy.
– Jest też taka kategoria kierowców, którą niekiedy określa się mianem „szeryf”. Taki poucza innych, wymierza kary na drodze. Z poczucia wyższości?
– Jeśli jedziemy zgodnie z przepisami i widzimy innych lekceważących zasady, najczęściej nie bierzemy całej sytuacji do siebie, po prostu uznajemy, że ktoś ma mniej rozsądku od nas i życzymy mu miłej rozmowy z drogówką. Czasem jednak pojawia się poczucie „bycia frajerem” i złość na łamiących przepisy, choćby minimalnie. Stąd już tylko krok do wpisania się w model zwany przez Markowskiego „wychowawcą”. Warto po pierwsze nie porównywać się z innymi, po drugie mieć trochę wyrozumiałości, być może ktoś decyduje się na brawurową jazdę, ponieważ np. musi zdążyć po dziecko do przedszkola.
– Niedawno głośno było o tragicznym wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła w płomieniach cała rodzina. Nie zjechała z drogi (a raczej nie zdążyła) kierowcy innego auta, pędzącego podobno ponad 300 kilometrów na godzinę. Kim są tacy drogowi piraci? Na zdrowy rozum nikt przy takiej prędkości nad autem nie zapanuje. To potencjalni zabójcy?
– Dość trudno to skomentować, znając sprawcę wyłącznie z doniesień medialnych. Skupiłbym się na uniemożliwianiu takich sytuacji, niezależnie od profilu psychologicznego sprawców. Mówiąc wprost – nie ma co rozumieć, zadaniem policji jest wyłapanie takich osób, zaś zadaniem sądu uniemożliwienie im korzystania z dróg.
– Ktoś im jednak wydał prawo jazdy. A może w procesie uzyskiwania prawa jazdy za wiele uwagi poświęca się testom z przepisów, a za mało kondycji psychicznej potencjalnych kierowców?
– Myślę, że potrzebny jest złoty środek. Nie da się przestrzegać przepisów, jeśli się ich nie zna. Nie jestem też przekonany do powszechnych badań psychologicznych kandydatów. Według zarzuconego projektu tzw. „okresu próbnego” kierowca, który w pierwszym roku po uzyskaniu uprawnień popełnił dwa wykroczenia miał trafiać na badania psychologiczne. Taki mechanizm pomógłby skupić się na tych, którzy mają problem z dostosowaniem się do ruchu drogowego. Inną dobrą praktyką było zapraszanie na wykłady dla kandydatów sprawców wypadków odbywających karę więzienia – aby pomogli przekonać przyszłych kierowców, że nie warto szaleć.
– Kierowcy, przekraczając prędkość, najbardziej obawiają się utraty prawa jazdy, a to dzieje się na terenie zabudowanym. A może jednak powinno to dotyczyć także dróg szybkiego ruchu i autostrad, by wyeliminować z ruchu szaleńców cisnących na „maksa”, ile fabryka dała?
– Szaleńcy prędzej czy później tracą prawo jazdy. Problem w tym, że jeżdżą później bez uprawnień, w mojej opinii powinni być wówczas traktowani bardziej surowo niż ma to miejsce obecnie.
– W wypadku na A1 uczestniczyło tuningowane BMW. Takich podrasowanych aut także na polskich drogach jest sporo. W tych zabiegach nie chodzi tylko o to, by auto wyróżniało się wyglądem, brzmieniem silnika, ale i mocą. Czy jednak miejscem dla takich samochodów z podrasowanym silnikiem nie powinny być tylko tory wyścigowe?
– Zdecydowanie tak, tym bardziej że samochód łatwiej skontrolować niż kierowcę, chociażby w czasie corocznych badań można sprawdzić, czy jego parametry nie odbiegają od ustawień fabrycznych.
– Nowe modele aut są coraz bardziej bogato wyposażane, także w systemy chroniące przed wypadkami. Z pewnością to dobry trend, ale czy trochę nie stępia czujności kierowcy?
– Nie widzę takiego niebezpieczeństwa, kierowca i tak jest wystarczająco obciążony i trochę wsparcia, jak dynamiczny tempomat i czujnik martwego pola bardzo mu pomogą. Tym bardziej, kiedy za kierownicą siada osoba z grupy ryzyka dystrakcji – nastolatek, osoba starsza lub rodzic przewożący małe dzieci.
– Powróćmy do kondycji psychicznej kierowców. Nie jest tajemnicą, że najwięcej wypadków powodują młodzi, brawurowo jeżdżący, popisujący się niekiedy przed kolegami, dziewczynami. Wiele firm ubezpieczeniowych ma dla nich specjalne, dużo wyższe stawki. Ma Pan pomysł jak złagodzić skutki tych „grzechów młodości” za kierownicą?
– Akurat niedawno sprawcą wypadku była akurat dziewczyna prawdopodobnie podpuszczana przez kolegów, ale faktycznie problem dotyczy głównie młodych mężczyzn. Myślę jednak, że główna szansa jest w edukacji. Dobrym pomysłem jest popularne w Skandynawii szkolenie adeptów częściowo przez rodziców we własnym samochodzie.
– Poświęćmy także chwilę uwagi kierowcom z drugiego bieguna życia, czyli tym wiekowym. Zwykle dowiadujemy się o nich, gdy uczestniczą w jakimś wypadku, kolizji. Wtedy w relacji podkreśla się, że za kierownicą jednego z aut siedział na przykład 80-, czy nawet 90-latek. Odbiór społeczny jest na ogół taki: „dziadek już nie powinien jeździć”. Słusznie?
– Częściowo tak, na pewno warto skontrolować swoje możliwości. Faktycznie jednak ryzyko spowodowania wypadku przez 80-latka jest podobne jak przed trzydziestką. Co ważne, ryzyko wiąże się również z utratą nawyków, toteż jeśli ktoś jeździ poniżej 3 tysięcy kilometrów rocznie, należy do grupy ryzyka. Paradoksalnie więc rada dla seniorów – proszę jeździć jak najwięcej, póki jest to możliwe i sprawia przyjemność. Na pewno trzeba jednak dbać o formę, czytać ulotki lekarstw i przede wszystkim wysypiać się oraz robić przerwy na dłuższych trasach.
– W niektórych krajach testuje się sprawność wiekowych kierowców. Trzeba jednak też pamiętać, że dla wielu z nich auto to wręcz niezbędne do życia narzędzie. Dojadą nim do sklepu, lekarza. Zabrać prawo jazdy łatwo, ale co dalej?
– W polskim prawie istnieje rzadko wykorzystywana możliwość wskazania ograniczeń prawa jazdy. Można na przykład mieć prawo jazdy wyłącznie po własnym powiecie (lub nawet gminie), w porze dziennej i z ograniczoną prędkością czy też w towarzystwie innej osoby posiadającej prawo jazdy. Osoba o zmniejszonej sprawności może z powodzeniem prowadzić samochód, jeśli będzie planować swoje podróże i unikać trudnych sytuacji.
– Czy płeć ma znaczenie, gdy mówimy o kierowcach? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu widok kobiety za kierownicą to była wielka rzadkość. Prowadzenie aut było męskim zajęciem. Teraz mamy także w tej materii równouprawnienie. Czy oznacza to także, że kobieta „za kółkiem” zachowuje się tak samo jak jej męski odpowiednik?
– Nie ma żadnych danych na temat różnic w predyspozycjach do prowadzenia samochodu. Co więcej – to mężczyźni częściej powodują sytuacje niebezpieczne.
– Mężczyźni chyba nie do końca chcą się pogodzić z tym równouprawnieniem? Stąd stwierdzenia „jeździsz jak baba”, dowcipy o paniach, które prowadzą auto w szpilkach, nie wiedzą, gdzie jest silnik, jak wlewa się paliwo itd.
– Naprawdę nie ma żadnych danych, które by to potwierdzały.
– Chyba jednak panie łagodzą obyczaje na drodze? W sieci znaleźć można pełno filmików z agresywnymi kierowcami, z facetami wyskakującym z aut i ruszającymi do bójki. Kobiet w takich akcjach nie widać.
– Tak jak powiedziałem, mężczyźni powodują więcej niebezpiecznych sytuacji.
– A kobieta na siedzeniu obok kierowcy czy legendarna już teściowa na tylnym siedzeniu. I te ciągłe uwagi, rady, jak kierowca ma prowadzić auto. To chyba nawet spokojnego może wyprowadzić z równowagi?
– Mam wrażenie, że taki sam albo większy problem może stanowić mężczyzna zasypujący radami swoją partnerkę. Budowanie świadomości sytuacyjnej jest dość skomplikowanym procesem psychicznym, wymagającym obserwacji, rozumienia sytuacji i przewidywania następstw. Siedząc z prawej strony, mam zupełnie inny ogląd sytuacji, zaś samochód porusza się zawsze trochę inaczej, niż ja bym prowadził. Może to powodować niepokój i rozdrażnienie, szczególnie jeśli ktoś ma zgeneralizowaną tendencję do pouczania innych i nisko ceni umiejętności partnera. Przydaje się proste ćwiczenie uważności – kiedy prowadzisz to prowadzisz, a kiedy jesteś pasażerem, to zachowuj się jak pasażer. Znów jednak trzeba dodać, że większość pasażerów jest pomocna, i statystycznie jazda z pasażerem zwiększa poziom bezpieczeństwa. Niestety nie dotyczy to nastolatków i rodziców podróżujących z małymi dziećmi.
– Czasem spotkać się można z opinią, że polscy kierowcy po przekroczeniu granicy grzecznieją. Coś jest na rzeczy?
– To skomplikowany problem. Za granicą mandaty są z reguły droższe, nie ma możliwości negocjowania z policjantem (w Polsce też coraz rzadziej – ale niektórzy próbują). Poza tym drogi są bardziej „wybaczające”, a przepisy, np. dotyczące ograniczeń prędkości prostsze i bardziej czytelne...
– Na zakończenie futurystyczne pytanie: może za kilkanaście, kilkadziesiąt lat to wszystko, o czy rozmawiamy, będzie „melodią przeszłości”, bo po drogach poruszać się będą tylko auta autonomiczne. Za kierownicę siadać będą tylko pasjonaci, sportowcy, a miejscem ich popisów będą jedynie tory wyścigowe. To chyba całkiem realna wizja?
– Prawdopodobnie taka będzie przyszłość, o ile utrzymają się aktualne trendy. Największym problemem będzie zapewne współistnienie na drogach pojazdów kierowanych przez człowieka oraz samochodów na III poziomie automatyzacji, tj. poruszających się automatycznie, wymagających jednak obecności kierowcy na wypadek trudnych sytuacji. Mimo wszelkich trudności na pewno ruch pojazdów autonomicznych po naszych drogach będzie szybszy, bardziej płynny i zarazem bezpieczny w porównaniu z „białkowymi” kierowcami.
– Dziękuję za rozmowę.