Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Spisek, wiara, zaufanie – Polacy w czasach pandemii

Zdjęcie ilustracyjne
fot. Andrzej Romański

Z dr. hab. Michałem Wróblewskim, prof. UMK, kierownikiem projektu „Pandemia w oczach Polaków. Badania społeczne nad percepcją chorób zakaźnych, zaufaniem i ryzkiem”, rozmawia Ewa Walusiak-Bednarek

– W kwestiach zdrowia najbardziej ufamy rodzinie. To zaskakujące, szczególnie w czasach choroby zupełnie nowej, gdzie nie można odwołać się do mądrości przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Równie zaskakujące jest niskie zaufanie do mediów społecznościowych. Spędzamy w nich mnóstwo czasu, ale im nie ufamy?

– Jesteśmy przede wszystkim społeczeństwem mocno nastawionym na wartości rodzinne. Rodzina jest dla nas głównym punktem odniesienia w podejmowaniu kluczowych decyzji życiowych. Ponadto lekarze nie cieszą się u nas tak dużym zaufaniem w kwestiach zdrowia jak w innych krajach Unii Europejskiej. Wskazują na to badania socjologiczne. Wynika to moim zdaniem z trzech przyczyn.

Po pierwsze, historycznie rzecz biorąc, dość późno nasze państwo się unowocześniło, to znaczy – masowy dostęp do usług zdrowotnych nastąpił w Polsce później niż w innych krajach europejskich. Być może autorytet w stosunku do lekarzy nie zdążył się u nas w odpowiednim stopniu ukształtować.

Po drugie – zjawiska zdrowia i choroby nadal podlegają w naszym kraju ludowej wyobraźni. Polacy na przykład postrzegają chorobę jako coś wstydliwego, coś, o czym nie można głośno mówić. W przypadku personelu medycznego, ludowe imaginarium nakazuje raczej postrzegać lekarzy z pewną nieufnością.

Po trzecie wreszcie, po 89 roku, wskutek liberalnych reform różnych instytucji społecznych, przyzwyczaja się nas do indywidualnej zaradności. Niedofinansowana ochrona zdrowia nie jest raczej czymś, co oferuje dobre usługi publiczne. W związku z tym również w chorobie trzeba sobie radzić samemu albo z pomocą najbliższych.

Jeżeli chodzi o media społecznościowe, to wydaje się, że różne kontrowersje związane z Internetem, ochroną prywatności i dezinformacją stały się na tyle powszechnie znane, że podchodzimy do sieci bardzo ostrożnie i z dystansem. Jest to dość krzepiący wynik, ponieważ akurat w przypadku pandemii koronawirusa media społecznościowe raczej pogłębiały problem przez udostępnianie fake newsów i teorii spiskowych.

W 2018 roku Wasz zespół (w składzie Łukasz Afeltowicz z AGH, Andrzej Meler i Michał Wróblewski z UMK) przeprowadził badania, które dotyczyły społecznej percepcji chorób zakaźnych. Wynikało z nich, że Polacy nie boją się chorób zakaźnych, a za główne zagrożenia dla zdrowia uważają choroby serca oraz raka. Czy zauważyliście skokowy wzrost obaw przed chorobami zakaźnymi w 2020?

– Oczywiście, obecnie bardziej boimy się chorób zakaźnych. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że w naszej części świata nie mieliśmy w ostatnim czasie do czynienia z tak poważnym zagrożeniem epidemicznym. Co oczywiście nie znaczy, że Polska nie ma żadnych doświadczeń w walce z epidemiami.

Najbliższe to te związane z AIDS, które szalało w naszym kraju na przełomie lat 80 i 90. Wcześniej – w latach 1918-1920 – zabijała nas hiszpanka. A w XIX wieku – cholera; na tę choroby zmarły setki tysięcy Polaków. Tak się jednak składa, że żadna z tych epidemii nie wywarła na nas na tyle dużego wpływu, abyśmy jako społeczeństwo byli gotowi na pandemię koronawirusa. Patrząc na różne przykłady z historii, nie jesteśmy w tym odosobnieni. Epidemie niezmiernie rzadko zostają w pamięci społecznej na dłużej, zupełnie inaczej niż wojny.

– Uznajemy choroby zakaźne za groźniejsze niż 20 lat temu, chociaż jednocześnie uważamy, że jesteśmy przed nimi lepiej zabezpieczeni. Nie ma w tym sprzeczności?

– Lepiej zrozumiemy te wyniki, jeżeli porównany je z badaniami z 2018 roku, ponieważ wtedy zadaliśmy podobne pytania. Respondenci uważali choroby za mniej groźne i byli większymi optymistami, ponieważ aż 71% odpowiedziało, że jako społeczeństwo jesteśmy lepiej zabezpieczeni przed epidemią chorób zakaźnych niż w przeszłości. Ponownie, wydaje mi się, że to wynika z obecnych doświadczeń.

Powiedziałbym nawet, że wtedy byliśmy nadmiernymi optymistami i trochę lekceważyliśmy zagrożenie. Znów – nie my jedyni. Medycyna dotąd raczej po macoszemu traktowała choroby zakaźne, koncentrując się na większych zabójcach, czyli na raku i chorobach serca. Są to oczywiście poważne choroby, co roku zabijają wiele ludzi. Niemniej jednak choroby zakaźne również, przez swoją nieprzewidywalność, bywają niezmiernie groźne.

– Zdecydowanie nie wierzymy w oficjalne statystyki dotyczące liczby zgonów i zakażeń. Jednocześnie różnica pomiędzy naszą wiarą w liczbę zgonów a wiarą w liczbę zakażeń jest ogromna; niemal tyle samo osób liczbę zakażeń uznaje za zawyżoną, co za zaniżoną, a niemal dwukrotnie więcej osób uważa, że liczba zgonów jest zawyżona, niż że jest zaniżona. Jak to wyjaśnić?

– To może być związane z narracjami spiskowymi. W jednej z popularnych teorii lekarze celowo wpisują jako przyczynę zgonu „COVID”, gdyż mają dostawać za to większe dofinansowanie z budżetu państwa. Jest to oczywiście nieprawda, ale wydaje się, że wiele osób może w to wierzyć. Trzeba tu jeszcze dodać kwestię zaufania. W trakcie pandemii zaufanie obywateli wobec statystyk zostało kilkukrotnie wystawione na próbę. Myślę tutaj o historii Michała Rogalskiego, który zbiera samodzielnie dane i który wielokrotnie wskazywał na nieprawidłowości i błędy w oficjalnych statystykach.

Interesujące jest tutaj także to, że ludzie, którzy uważają, że liczba zgonów jest zawyżona, to w dużej mierze osoby młode, mieszkające w mniejszych miejscowościach, które nie miały doświadczeń z COVID-em; to znaczy ani nie były chore, ani nikt z ich najbliższych nie zachorował. Doświadczenie choroby odrywa dużą rolę także w innych kwestiach. Ci, którzy mieli z nią bezpośrednią styczność, są pozytywniej nastawieni wobec obostrzeń, nie bagatelizują koronawirusa (nie zgadzają się z tym, że COVID jest łagodniejszy od grypy) i nie wierzą w teorie spiskowe. Okazało się też, że obostrzenia w większym stopniu popierają osoby starsze. Młodzi negują sensowność noszenia maseczek i są bardziej skłonni do sceptycyzmu wobec oficjalnych statystyk i do wiary w teorie spiskowe.

– Nie najlepiej oceniamy polską ochronę zdrowia i nie jesteśmy optymistami; nie wierzymy, że obecne doświadczenia wpłyną pozytywnie na jej jakość…    

– 44% respondentów uznało, że polska ochrona zdrowia była gorzej niż jej odpowiedniki w krajach europejskich przygotowana do pandemii. Jest to raczej negatywna ocena. Z kolei taki sam odsetek zadeklarował, że w przyszłości polska ochrona zdrowia poradzi sobie podobnie. Podobnie, czyli, jak możemy zakładać, równie źle. Jest to wyraz pewnego fatalizmu; nie poradziliśmy sobie zbyt dobrze i w przypadku kolejnej pandemii prawdopodobnie popełnimy te same błędy.

– Dziękuję za rozmowę.

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie.