Z rektorem-elektem UMK prof. dr. hab. Andrzejem Tretynem rozmawia Winicjusz Schulz
– 12 marca 2024 roku wieczorem wszystko stało się jasne – został Pan rektorem-elektem UMK. A kiedy zrodził się pomysł, by stanąć do rywalizacji o tę godność?
– Chyba nie było takiego jednego momentu… Pierwszy impuls przyszedł, gdy podczas spaceru po Nowym Jorku trafiłem na Rector Street. Zrobiłem sobie nawet takie nieco żartobliwe zdjęcie i kilka osób dość entuzjastycznie skomentowało je w mediach społecznościowych.
Drugi taki impuls – już mocniejszy – przyszedł 2 października 2023 roku. W dniu inauguracji roku akademickiego w drzwiach Auli UMK spotkałem Radka Sojaka. Zapytałem, go czy to przypadek, a on podpowiedział: „Mam nadzieję, że nie”. I wtedy pomyślałem sobie, że nie tylko mam energię i siłę, by podjąć wyzwanie, ale może się też okazać, że będę w stanie zachęcić do współpracy grono młodych ludzi, którym bardzo zależy na dobru UMK i są gotowi do intensywnej pracy na rzecz uczelni.
– Za decyzją zawsze stoją argumenty – dlaczego? Co należało do tych najważniejszych, które skłoniły Pana do kandydowania?
– Przestałem być rektorem i natychmiast zacząłem dostrzegać różne deficyty uczelni. Nie widać ich z rektoratu, ale doskwierają wielu pracownikom. Ale najbardziej przeszkadzał mi brak otwartej komunikacji.
Inna sprawa, że zacząłem się niepokoić o różne moje projekty. Naprawdę wiele wysiłku i lobbingu kosztowało nas zdobycie tytułu uczelni badawczej i trochę bolało, gdy dostrzegłem jak niejasno zarządza się tym projektem i jak staje się on źródłem podziałów, a nie tworzenia prawdziwej wspólnoty akademickiej. Nie mogłem też zrozumieć, jak niewątpliwy sukces psychologii i weterynarii można przedstawiać jako obciążenie dla uczelni. No i trudno mi było uwierzyć w tak nagłe tąpnięcie uniwersyteckich finansów.
– Jak zareagowali najbliżsi? Była to reakcja w rodzaju: „Andrzeju, ale po co Ci to, przecież już dwa razy byłeś rektorem” czy jednak „Andrzej musisz!”?
– Oj, najbliżsi pytali oczywiście „po co ci to?”. Ale też, gdy już decyzja zapadła, wspierali mnie na każdym kroku. Bez ich pomocy i wsparcia ten sukces nie byłby możliwy.
– No i ostro zabraliście się do dzieła. Przyznam, że niejeden polityk i PR-owiec może się od Was uczyć prowadzenia kampanii. Staraliście się dotrzeć do społeczności akademickiej wszystkimi kanałami informacyjnymi: od tradycyjnych spotkań po wielowątkową obecność w sieci. Czyje to były pomysły? Mieliście takich własnych spin doktorów czy za wszystkim stał tylko TretynTeam?
– Cała kampania to praca TretynTeam. A czy mieliśmy spin doktorów? W pewnym sensie każdy z członków zespołu w jakimś wymiarze zmienił się w spin doktora. Ci młodzi ludzie po prostu wykorzystywali swoje bogate doświadczenie, żeby zbudować sieć dobrej i skutecznej komunikacji z całą wspólnotą uniwersytetu. Używali też swoich kontaktów, bo przecież ulotki, filmy, strony internetowe, listy do społeczności akademickiej nie zrobiły się same. To były ich pomysły, realizowane konsekwentnie przez cały okres kampanii. Szczególnie imponowała mi Magda Barwiołek, która ‘ogarnęła’ media społecznościowe i uczyła nas poruszania się w tej społecznościowej przestrzeni z podziwu godnym uporem i mimo oporności niektórych uczniów.
– I co teraz z perspektywy wygranej kampanii wydaje się najbardziej efektywnym narzędziem wyborczym?
– Mimo ważnej obecności w mediach społecznościowych czy wykorzystywania innych nowoczesnych narzędzi, najważniejsze były jednak spotkania. Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Na wszystkie spotkania przyszliśmy w komplecie. Chcieliśmy pokazać, że na takim kontakcie nam zależy i szanujemy poświęcony nam czas. W połowie tych spotkań właściwie zrezygnowałem już z ogólnych wprowadzeń do naszego programu, bo zorientowaliśmy się, że najważniejsze są i tak pytania i dyskusja. Mimo to, żadne z naszych spotkań nie trwało krócej niż dwie godziny i dwadzieścia minut! Odbyliśmy łącznie ponad 20 spotkań w Toruniu i Bydgoszczy, zawsze poświęcając naszym rozmówcom tyle czasu, ile było niezbędne. Nie chcieliśmy, by ktokolwiek wyszedł z naszych spotkań, nie usłyszawszy odpowiedzi.
Ale oprócz tego niesłychanie ważne były także kanały komunikacji w Internecie. Możliwość zadawania pytań przez stronę internetową i Facebooka. Miło było patrzeć na statystyki odwiedzin i zorientować się, ile osób obejrzało na przykład nasze filmy. Zresztą planujemy dalej korzystać z tych narzędzi w naszej komunikacji ze społecznością uniwersytetu.
– A które argumenty wydają się teraz najbardziej trafne i przysporzyły elektorskich głosów?
– Sporo merytorycznych argumentów odgrywało rolę, ale jednak najważniejsza chyba była gra zespołowa TretynTeam. Udało nam się pokazać, że naprawdę jesteśmy drużyną, że się po prostu lubimy. Po spotkaniach często gratulowano nam pozytywnej energii. Nawet wtedy, kiedy w trakcie dyskusji wychodziły jakieś różnice zdań. Druga kwestia to jednak wizja odmłodzenia zespołu zarządzającego uczelnią. Chociaż nie o sam wiek chyba tu chodzi, ale raczej o wiarygodną obietnice zmian. Dużo osób na uczelni oczekiwało chyba, że po prostu „coś się zmieni”. Po trzecie, zawsze uczciwie odpowiadaliśmy na pytania – nawet te najtrudniejsze, wprost komunikując nawet niepopularne decyzje. Szczerość jest ważnym narzędziem budowania zaufania we wspólnocie.
– Trzeba przyznać, że na samym początku Pańska decyzja wprowadziła sporo zamieszania. Wydawało się, że scenariusz rektorski jest już znany. Gdy kończył Pan poprzednią kadencję jako rektor schedę po Panu przejął ówczesny prorektor prof. Andrzej Sokala. Teraz wszystko wskazywało na to, że scenariusz się powtórzy: u rektora Sokali pierwszym zastępcą był prorektor prof. Wojciech Wysota. Taki proces ewolucyjny, który Pan – nomen omen biolog – zaburzył.
– Jako biolog wiem też, że czasami proces ewolucji wymaga drobnego zaburzenia. Zresztą wcale nie wydaje mi się, żeby dotychczasowy model sukcesji można było porównać do ewolucji. To raczej taki model dynastyczny oparty na namaszczeniu. I to udało nam się rzeczywiście zaburzyć. Choć w pewnej kwestii zapewniliśmy jednak ciągłość – nadal Andrzej będzie rektorem. Ale to już chyba ostatni raz…
– Od początku wysłał Pan sygnał, że do rywalizacji staje zespół, ale mający niekwestionowanego lidera: TretynTeam. Nie kryje Pan swej miłości do rocka, więc i ja nie będę krył porównań jakie mi przyszły do głowy: Steve Miller Band, Alan Parsons Project, The Allman Brothers Band (no w tym ostatnim przypadku bracia). Lider daje rozpoznawalny szyld, ideę, a reszta? Roger Waters na pewnym etapie dziejów Pink Floyd nie bardzo już słuchał kolegów. Pozostańmy przy muzycznych konotacjach – ten TretynTeam był tylko na potrzeby kampanii wyborczej, a teraz będzie już demokratyczny zespół, w którym każdy ma sporo do powiedzenia?
– Od 50 lat słucham rocka i czerpię z niego natchnienie. Zawsze nad solistów stawiałem zespoły z wyrazistym liderem. Byłem na koncercie Rogera Watersa, ale nie wypadł tak dobrze jak za czasów, gdy był członkiem wspomnianego Pink Floyd. Podobnie było z Robertem Plantem, byłym członkiem zespołu Led Zeppelin. The Doors dobrze brzmieli, gdy liderem był Jim Morrison. Choć po jego śmierci zespół przetrwał i nagrał jeszcze dwie płyty to nie spotkały się one z dużym zainteresowaniem.
Co do zespołu, mojego zespołu, to każda z wybranych osób TretynTeam ma jasno sprecyzowane zadania, każda może się wykazać w danym obszarze odpowiednim doświadczeniem i kompetencjami. Dlatego gramy razem.
– Z drugiej jednak strony TretynTeam to bardzo eksperymentalny zespół – lider ma bogate doświadczenia na rektorskim stanowisku, ale reszta ekipy to debiutanci na rektorskim szczeblu zarządzania. A na tym szczeblu odpowiedzialności i wyzwań czeka sporo. Da Pan reszcie ekipy czasem uczyć się na błędach czy raczej w takich sytuacjach – jak ten patron – będzie Pan wkraczał i mówił: nie tędy droga!
– Przez ostatnie pół roku sporo nauczyliśmy się od siebie. Trudno też powiedzieć, żeby mój zespół nie miał doświadczenia. Część z nich współpracuje przecież z prorektorami na co dzień, uczestniczy w spotkaniach, podejmowaniu rozmaitych decyzji. Inna sprawa, że przecież każdy prorektor kiedyś zaczynał. To są bardzo zaangażowani ludzie, na różnych poziomach złożoności instytucji podejmujący decyzje, sprawni organizatorzy. A co więcej, postanowiłem – a społeczność uniwersytetu nam w takiej konfiguracji zaufała – postawić na powrót do sprawdzonych wzorów.
Połączyliśmy kompetencje prorektor ds. studenckich i kształcenia – tu po akceptacji środowisk studenckich i doktoranckich proponujemy Monikę Wałachowską. Wraca stanowisko prorektora ds. i kadrowych i polityki finansowej – musimy szczególnie o tę ostatnią kwestię zadbać. Rolę tę pełnić ma Radosław Sojak. Nowością jest także prorektorka ds. promocji (na pierwszym miejscu) i współpracy z otoczeniem społeczno-gospodarczym – i tę funkcję chcę powierzyć Joannie Kucharzewskiej. Ważnym obszarem naszej aktywności musi być wzmocnienie umiędzynarodowienia – za to z kolei odpowiedzialność weźmie Magdalena Barwiołek jako prorektorka ds. kontaktów międzynarodowych. I wreszcie – last but not least – Adam Kola, jako bodajże pierwszy humanista, filolog w roli prorektora ds. nauki i mojego pierwszego zastępcy, kierujący do tej pory z sukcesem Centrum Doskonałości IMSErt. Jest to więc połączenie sprawdzonych rozwiązań i tych zupełnie nowych, co w pełni odpowiada dynamice TretynTeam.
– A przy okazji postawił Pan na młodość. W rektorskiej ekipie nie ma nikogo z Pańskiego pokolenia. To chyba też będzie wyzwanie dla... Pana – zrozumieć, wczuć się w nieco inne oczekiwania, inny sposób patrzenia na rzeczywistość, świat, a nawet czas.
– Nie przesadzajmy. Moja żona jest z tej samej generacji i nie mamy problemów ze zrozumieniem i dobrym kontaktem już od ponad 30 lat. A mamy za sobą także wspólne doświadczenia zawodowe. Jasne – trzeba się do pewnych rzeczy przyzwyczaić. Niektórzy wolą pracować rano, inni nocą. Czasami trzeba się trochę zatrzymać, żeby mieć pewność i pełne zrozumienie. Ale to chyba jednak bardziej kwestia indywidualnych osobowości, a nie jakichś międzypokoleniowych barier. Uniwersytet przecież z założenia przełamuje bariery – to właśnie tu przecież współpracują młodzi studenci i studentki, doktorantki i doktoranci oraz doświadczeni pracownicy. Ten międzygeneracyjny transfer, swoista sztafeta pokoleń jest sednem naszej pracy. Tak tworzy się prawdziwą wspólnotę.
– A propos wieku: podczas spotkania wyborczego padało wiele uwag dotyczących „starzejącego się” uniwersytetu. Mówiono, że UMK to taki „uniwersytet 55+”. Jak go odmłodzić?
– To jedno z najważniejszych wyzwań, które stoi przed nami, coś z czego w pełni zdaliśmy sobie sprawę w trakcie kampanii i kolejnych spotkań. Jeśli w tej chwili nie zatroszczymy się o środowiska studenckie i doktoranckie oraz młodą kadrę naukową, to za kilka lat okaże się, że przepaść pokoleniowa będzie trudna do zasypania. Możemy utracić ciągłość międzygeneracyjną, a raz utracona będzie trudna do odbudowania. Dlatego jednym z najpilniejszych zadań np. w obszarze nauki jest takie przygotowanie wniosku o nowy IDUB, by wspierać właśnie młodych. A dla całej uczelni najważniejsze jest odbudowanie zaufania ze strony środowisk studenckich i doktoranckich – nasza misją jest wszak kształcenie, zaś spadająca liczba osób studiujących w UMK jest nie tylko kwestią demograficzną. I traktujemy to wyzwanie jako nasz priorytet. Zatem odmładzamy uniwersytet na wiele sposób.
– Ale jak to zrobić, nie raniąc starej, doświadczonej kadry, by nie poczuła się niepotrzebna, wysłana do lamusa?
– Z perspektywy osoby znacznie starszej od moich zastępców mogę odpowiedzialnie powiedzieć, że taki stały, roboczy kontakt z osobami znacznie młodszymi może dawać wiele satysfakcji. Jest taki odświeżający. Siłą uczelni jest właśnie jej wielopokoleniowa perspektywa – w naszej wspólnocie jest miejsce dla wszystkich, chcemy być – i o tym mówimy od początku naszej kampanii i wprost w programie TretynTeam – inkluzywni.
– Częstymi pytaniami kierowanymi do Pana i Pańskiego kontrkandydata były te związane z Collegium Medicum. Dyskusja o tym, jak powinny wyglądać relacje między toruńskim kampusem a bydgoskim, trwa już 20 lat. Padały przeróżne argumenty, pomysły i większość (no może poza tymi stricte politycznymi) była słuszna. Każdy miał poczucie, że ma rację, a temat wciąż wraca. To jak to będzie teraz?
– Teraz musi być inaczej. Stawiamy na symetrię. Będziemy zabiegać o inwestycje przede wszystkim w Collegium Medicum, bowiem to właśnie campus bydgoski wymaga silnego impulsu rozwojowego: nowoczesnych przestrzeni dydaktycznych, bazy badawczej i klinicznej, ale też np. parkingu. Zmienia się kontekst społeczno-polityczny. Wyciszyły się już dawne spory i zakusy separatystyczne, a w Collegium do głosu dochodzą pracownicy, którzy niekoniecznie pamiętają czasy odrębnej Akademii Medycznej. Oni są od początku związani z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika. Z obu stron jest chyba gotowość do przekroczenia dawnych sporów. Stąd wprowadzenie do mojego zespołu młodych ludzi, dla których budowanie mostów jest ważniejsze niż stare podziały.
– Trzeba także pamiętać, że siła jest w całości. A ta całość ma status uczelni badawczej. Co zrobić jeszcze trzeba, by nie wypaść z elity?
– Mamy jasno sprecyzowany pomysł, w jaki sposób uczelnia badawcza ma mieć charakter włączający. IDUB musi być oparty na priorytetowych obszarach badawczych – tak funkcjonują wszystkie tego rodzaju projekty na całym świecie. Ale zarazem najważniejsze dla nas jest, by IDUB był mechanizmem włączającym również tych, którzy do tej pory nie mieli szansy skorzystać z tego dobrego, co nam przyniósł. A nie zapominajmy, że mówimy o niebagatelnej kwocie prawie 220 milionów złotych na 6 lat i stabilnej subwencji. Na poziomie wskaźników nasz IDUB dobrze wypada, ale nie wykorzystaliśmy wystarczająco szansy na wsparcie np. zaplecza grantowego czy projektowego na naszej uczelni. W niewystarczającym stopniu wspieramy administrację w rozwoju – a to jest ważny element budowania wspólnoty nowoczesnej uczelni. O kwestii włączania młodych ludzi już mówiłem.
– Ale sama przynależność do krajowej elity to za mało. Gdy mówi się o umiędzynarodowieniu potrzebny jest mocny szyld – rozpoznawalny w Europie, a nawet świecie. Bez tego nikt z liczących się badaczy do nas nie zawita, do międzynarodowych zespołów badawczych nie zaprosi. Mam wrażenie, że w na polskich uczelniach sporo się mówi o umiędzynarodowieniu, ale jest to temat niezbyt lubiany, może nawet trudny. Może to postawienie na młodość coś zmieni?
– Umiędzynarodowienia jest dziś niezbędnym elementem funkcjonowania nowoczesnego uniwersytetu. Może być remedium na spadającą liczbę studentów. Wymaga jednak naszego zaangażowania i aktywnej roli w pozyskiwaniu studentów – także z tych kierunków, w których do tej pory nie szukaliśmy. Ale umiędzynarodowienie musi oznaczać również to w zakresie badań naukowych – udało nam się poprawić w zakresie współautorskich z naukowcami z zagranicy publikacji, a to dzięki finansowaniu IDUB. Teraz musimy położyć większy nacisk na sprecyzowania naszych partnerstw strategicznych – nie tylko tych w zakresie YUFE i YERUN, dobrze wykorzystując te szanse, ale także innych kierunków globalnej współpracy.
– Ostatnio jednym z modnych tematów, nie tylko w nauce, jest sztuczna inteligencja. Nie uciekniemy od niej. A jak zmieni ona UMK? Rewolucja jest przecież tuż za drzwiami.
– Dlatego stawiamy na instytucjonalizację informatyki w UMK. Nie może być nowoczesnej uczelni badawczej, która chce być częścią międzynarodowego obiegu naukowego, bez badań z zakresu AI. A mamy w tym zakresie dobre tradycje – trzeba je wykorzystać. Tak jak rozwój infrastruktury w Collegium Medicum jest ważny po stronie bydgoskiej, tak też rozwój badań informatycznych i nad sztuczną inteligencją jest naszym priorytetem rozwojowym po stronie toruńskiej.
– Eksperci szacują, że ok. 40 procent profesji zostanie zmarginalizowanych lub wręcz stanie się zbędnych. Jak może to wpłynąć na ofertę kształcenia UMK?
– W tym kontekście coraz ważniejsze stają się miękkie umiejętności i wykształcenie interdyscyplinarne. Kluczowa jest zdolność do adaptacji. Nie przewidzimy przecież dokładnie, jakie umiejętności będą za 20, 30 lat kluczowe na rynku. Pewna jest tylko zmiana. Wygrają więc ci, którzy będą dobrze przygotowani do odnalezienia się w nowych realiach.
– No to dotknijmy raz jeszcze przyszłości. Jest 1 września 2024 roku. Wchodzi Pan do gabinetu rektora UMK. Po kurtuazyjnych powitaniach co Pan na ten dzień jeszcze planuje? A co na dni kolejne? Jakie będą pierwsze decyzje nowego rektora?
– Po wejściu do gabinetu sprawdzę przede wszystkim, czy kwiaty są podlane. Potem zobaczę, czy działa stare hasło na komputerze i poproszę o poczwórne espresso. Potem oprowadzę swoich zastępców po przydzielonych im gabinetach. Później zaczniemy pierwsze posiedzenie kolegium rektorskiego. Podczas tego posiedzenia zajmiemy się przede wszystkim oceną stanu finansowego uczelni, stanem prac nad przyspieszeniem wypłaty studenckich stypendiów i przygotowaniami do sprawnego przeprowadzenia inauguracji.
– Dziękuję za rozmowę.
Prof. dr hab. Andrzej Tretyn został wybrany rektorem UMK na kadencję 2024–2028. Rektor-elekt przejmie najwyższe stanowisko w uczelni 1 września 2024 r. To będzie już jego trzecia kadencja na tym stanowisku (prof. Andrzej Tretyn kierował Uniwersytetem w latach 2012–2020).
Spotkanie wyborcze odbyło się 12 marca w auli UMK. Wzięło w nim udział także 248 elektorów (246 oddało ważne głosy). Na prof. dr. hab. Andrzeja Tretyna głosowało 142 elektorów, na jego kontrkandydata – prof. dr. hab. Wojciecha Wysotę – 104. (w)