Z prof. Włodzimierzem Jaskólskim, dziekanem Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej, członkiem komisji opracowującej nowy Statut UMK, rozmawia Winicjusz Schulz
– Droga do świata nauki wiedzie poprzez doktorat. Tak zwana Ustawa 2.0 wprowadza wiele zmian w tym zakresie. Spróbujmy przedstawić najważniejsze z nich.
– Ustawa wprowadza kilka fundamentalnych zmian w porównaniu do dotychczasowego kształcenia doktorantów. Zamiast w ramach tradycyjnych studiów doktoranckich kształcenie odbywać się będzie teraz w szkołach doktorskich - dotychczasowe studia doktoranckie powoli wygasną, od 2019 r. nie będzie już w nich prowadzony nabór. Kształcenie w szkołach doktorskie musi odbywać się w co najmniej dwóch dyscyplinach, choć nadal stopień doktora uzyskiwany będzie w jednej dyscyplinie. Wprowadzono obowiązkową ocenę śródokresową po dwóch pierwszych latach studiowania. Każdy uczestnik szkoły doktorskiej otrzyma stypendium (maksymalnie przez cztery lata), wyższe niż dotychczasowe stypendia na studiach doktoranckich, które jeszcze zostanie zwiększone po zaliczeniu oceny śródokresowej. Promotor i ewentualnie promotor pomocniczy zostają wyznaczeni w terminie 3 miesięcy od rozpoczęcia studiowania.
– W ostatnim czasie można było spotkać sporo krytycznych opinii o doktorantach: wielu z nich studiów doktoranckich nie kończyło, nie wieńczyło ich obroną pracy. Do jakości prac doktorskich także było sporo zastrzeżeń. Ustawa 2.0 ma szanse ten stan rzeczy zmienić?
– Ma szanse, ale czy zmieni, to będzie zależało od tego, jak uregulujemy kształcenie w szkołach doktorskich. Sam fakt oceny śródokresowej będzie działał mobilizująco. Żeby poprawić istniejący stan rzeczy, musimy do szkół doktorskich przyjmować tylko najlepszych kandydatów. Doktoranci, którzy swoje dysertacje przygotowują w ramach projektów badawczych (grantów), są na ogół bardziej zmotywowani, zarówno poprzez swoich opiekunów-kierowników projektów, w interesie których leży prawidłowa realizacja grantów, jak i poprzez dodatkowe możliwości finansowe ze środków projektów. Tacy doktoranci powinni być więc w jakiś sposób preferowani.
– Gwoli prawdy trzeba dodać, że inwestycja w doktorat dotąd do bezpiecznych nie należała. Niepewność finansowa, mgliste perspektywy zatrudnienia mogły zniechęcać nawet tych najlepszych.
– To prawda. Najgorsze było to, że od wszystkich doktorantów wymagaliśmy prowadzenia zajęć dydaktycznych i powiększania dorobku naukowego uczelni, płacąc za to zaledwie połowie z nich i to w zasadzie jakieś grosze. A przecież to jest elita naszych absolwentów, ludzie tworzący postęp naukowy w kraju i w świecie, na ogół mający dodatkowo rodziny na utrzymaniu.
– I to ma się teraz zmienić: dostajesz się na studia doktoranckie, robisz na nich postępy – nie musisz się martwić, że nie będziesz miał z czego żyć. Tak to można ująć?
–Można, ale przecież nie o to chodzi. Zdolny człowiek po studiach nie musi się chyba martwić o to, z czego będzie żył. Coraz częściej o najzdolniejszych absolwentów zaczynają „bić się” pracodawcy. Natomiast robienie doktoratu jest przede wszystkim dla ludzi zarażonych pasją do uprawiania nauki. Chociaż i to ulega zmianie, gospodarka i społeczeństwo też zaczynają potrzebować ludzi o jeszcze lepszym wykształceniu niż magisterskie, wysokiej klasy specjalistów o mocno poszerzonych horyzontach. Kariera naukowa, począwszy od doktoratu, to do tej pory było coś w rodzaju hobby. Ale to się zmienia, najlepsi zdobywają dobrze płatne granty krajowe i zagraniczne lub są w nich poszukiwanymi wykonawcami, zakładają spółki i wdrażają swoje pomysły, mogą stawać się dobrze opłacanymi ekspertami. Dla najlepszych uprawianie nauki nie musi się już wiązać z mizerią finansową.
– Nowością stają się szkoły doktorskie i jak to bywa z nowością dla wielu osób są sporym znakiem zapytania. Spróbujmy usystematyzować to, co już o szkołach doktorskich wiadomo, na jakich zasadach mają działać?
– W zasadzie wszystko co najważniejsze zawarłem w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Na naszym Uniwersytecie wielodyscyplinowość będzie zapewniona poprzez kształcenie w szkołach dziedzinowych związanych z kolegiami, które powstaną na wzór Collegium Medicum. Powstaną zatem cztery szkoły doktorskie: w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu, w dziedzinie nauk humanistycznych, w dziedzinie nauk społecznych oraz w dziedzinie nauk ścisłych i przyrodniczych. Statut przewiduje także szkołę międzydziedzinową, jej rolę będzie spełniała na razie Academia Copernicana.
– W czym szkoły doktorskie mają być lepsze od dotychczasowej formuły kształcenia młodych naukowców?
– Z zapisów ustawy nie daje się wyciągnąć jednoznacznego wniosku, że szkoły doktorskie będą lepszą formą kształcenia niż wszystkie dotychczasowe studia doktoranckie. Jednak niewątpliwie wymuszenie wielodyscyplinowości to dobry kierunek zmian. Ale to my, tworząc szkoły doktorskie, ich regulaminy, programy studiów i zasady rekrutacji, musimy zadbać o to, żeby kształcenie w nich było lepsze od dotychczasowego. To zadanie dla dyrektorów szkół i rad kolegiów. W statucie zapisaliśmy możliwość powoływania w szkołach doktorskich rad naukowych. Mam nadzieję, że w ich skład wejdą wybitni naukowcy spoza UMK, także z zagranicy. Oni mogą pomóc nam w budowaniu szkół doktorskich na wysokim poziomie.
– UMK zabiega o status elitarnej uczelni badawczej. Bez dopływu młodych i utalentowanych naukowców zdobycie takiego statusu, a potem utrzymanie go jest mało realne. Ale o tym wiedzą wszyscy pretendenci do tego elitarnego grona. Czym UMK zamierza przyciągać tych „młodych zdolnych”?
–Nie wiem czym zamierza, ale wiem, co powinniśmy zrobić. Poruszył pan redaktor bardzo ważny problem. Jeśli chcemy znaleźć się w elicie polskich uczelni, to rzeczywiście musimy systematycznie powiększać grono młodych zdolnych naukowców i utalentowanych doktorantów. Biorąc pod uwagę fakt, że dotychczas stypendiami obdarzaliśmy mniej niż 50% doktorantów i stypendia były dużo niższe niż te przewidziane dla wszystkich przez nową ustawę, to jeśli środki na stypendia doktoranckie pozostałyby na tym samym poziomie, oznaczałoby to redukcję liczby doktorantów do ok. 30% obecnego stanu. Pytanie czy taka była intencja ustawodawcy w dobie kiedy w Europie tworzy się inicjatywy jak ITN (przyp. red. Innovation Training Networks; polecamy osobny artykuł na ten temat w tym samym numerze GU) nastawione na szkolenie wysoko i naukowo kwalifikowanych kadr dla gospodarki? Może te 30% to ci rzeczywiście najbardziej utalentowani? Być może, ale problem leży gdzie indziej.
W biegu po badawczą doskonałość (realizując projekt „Strategia Doskonałości – Uczelnia Badawcza”) musimy określić priorytetowe dla naszej uczelni obszary badań i gałęzie dyscyplin, te które poprzez swój światowy poziom i międzynarodową rozpoznawalność wyniosą nasz Uniwersytet do elitarnego grona. A wysoki poziom nauki związany jest z prowadzeniem krajowych i międzynarodowych projektów badawczych, realizacja których opiera się w dużej mierze na doktorantach. W ciągu ostatnich trzech lat sumaryczna liczba doktorantów-stypendystów w grantach wynosiła blisko 150 osób. Strumień stypendiów przyznawanych na szkoły doktorskie powinien zatem dodatkowo uwzględniać doktorantów zatrudnianych w grantach. Równomierna redukcja liczby uczestników szkół doktorskich do ok. 30% mogłaby negatywnie wpłynąć na liczbę projektów badawczych i zagrozić ich poprawnej realizacji. Nie możemy do tego dopuścić.
Podsumowując, powinniśmy odważnie postawić na przeznaczanie w przyszłości większych kwot z subwencji na stypendia doktoranckie i dystrybuować je w zgodzie ze strategią uczelni badawczej. Równolegle gremia reprezentujące polskie uczelnie powinny wraz instytucjami, które udzielają grantów podjąć działania zmierzające do systemowego uregulowania statusu doktorantów w grantach i finansowania ich stypendiów. Wiem, że Rada NCN pochyla się już nad tym problemem.
– Wspomniał Pan o „młodych zdolnych” z zagranicy – o nich także musimy powalczyć.
– Musimy. Powinni być zwalniani z opłat za studia. Przecież robiąc u nas doktorat przyczyniają się do powiększania naszych osiągnięć i do wzrostu naszego potencjału naukowego. Najlepsi może się u nas zakotwiczą, a jeśli wrócą „do siebie” to i tak prawdopodobnie będą z nami dalej współpracować, zwiększając nasze umiędzynarodowienie. A Polak – absolwent szkoły doktorskiej - też może po doktoracie wyemigrować, nie powinniśmy więc traktować ich w różny sposób. Powiem nawet przewrotnie, za wykształcenie zagranicznego kandydata do szkoły doktorskiej zapłacił zagraniczny podatnik, w sensie ekonomicznym jest on dla nas tańszy. Co więcej, powinno być regułą to, co od dawna stosujemy na WFAiIS - żeby otrzymać pozycję adiunkta, trzeba po doktoracie odbyć najpierw staż podoktorski za granicą. A co najważniejsze, nauka jest jedna, światowa, nie jest narodowa. Doktorantów z zagranicy przyciągniemy do nas tylko „robieniem” nauki na najwyższym światowym poziomie. Widzimy to na WFAiIS, na drugim roku studiów doktoranckich mamy blisko 20% doktorantów z zagranicy, a na pierwszym roku jest ich ponad 30% (łącznie z tymi, którzy na tematy zgłoszone przez nasz Wydział zakwalifikowali się do Academii Copernicana).
– Nie da się ukryć, że dla najzdolniejszych otworem stoją nie tylko najlepsze uczelnie polskie, ale i zagraniczne. To chyba oznacza, że musimy tak zorganizować studia doktoranckie, by jakością, poziomem nie odbiegały od tych na najbardziej prestiżowych uczelniach. Jaka jest na to recepta?
– Nie da się tego zrobić tylko poprzez „organizację szkoły doktorskiej”. To długotrwały proces polegający na ciągłym podnoszeniu poziomu badań na naszej uczelni, żeby zbliżać je do poziomu światowego. Tylko w ten sposób staniemy się bardziej rozpoznawalni i równie atrakcyjni jak inne prestiżowe uczelnie. Jak to zrobić? To temat na oddzielny wywiad. W największym skrócie: dużo więcej pieniędzy na naukę i szkolnictwo wyższe i jednocześnie stawianie większych wymagań, tak jak to dzieje się w wysoko naukowo rozwiniętych krajach.
– Studia na światowym poziomie oznaczają ich umiędzynarodowienie: tak w aspekcie doktorantów, jak i wykładowców. I tu znów muszę zapytać o receptę – czym przekonać ich, że w Toruniu warto studiować, wykładać, prowadzić badania?
–Ważną rolę mogą też odgrywać organizowane u nas letnie szkoły, warsztaty i praktyki wakacyjne, kierowane głównie do studentów z zagranicy. I znów, te praktyki mogą ogniskować się np. wokół grantów, tak jak to dzieje się od paru lat na WFAiIS, ich uczestnicy to przyszły narybek szkół doktorskich. Koszty organizacji takich szkół nie są wysokie, warto centralnie wspierać ich finansowanie. Swoje cegiełki do tego mogłyby dołożyć region i miasto, poprzez różnego rodzaju zachęty i inicjatywy. Może warto też propagować ideę studiowania i doktoryzowania się w mieście Kopernika?
– Takim naszym sztandarowym projektem może być wspomniana przez Pana Academia Copernicana – pomysł, jak na polskie warunki, bardzo ciekawy i oryginalny.
–Bardzo ciekawy i nowatorski. W AC najpierw odbywa się konkurs projektów promotorskich, a następnie rekrutacja do nich. Doktoranci mają zagranicznego współpromotora i w czasie odbywania studiów muszą odbyć staż zagraniczny. Dzięki projektowi AC zostaliśmy w naturalny sposób przygotowani do tworzenia wielodyscyplinowych szkół doktorskich na naszej uczelni. Powinniśmy skorzystać z tych doświadczeń.
– Jest Pan także członkiem komisji pracującej nad nowym statutem UMK. Co w tym dokumencie ma szansę stać się szczególnie ważne dla doktorantów?
–Kształcenie w dziedzinowych szkołach doktorskich. Ustawa mówi o co najmniej dwóch dyscyplinach, a my w projekcie statutu poszerzamy to na całą dziedzinę. Dobrze wykształcony doktor fizyki powinien nie tylko poszerzyć swoje horyzonty o ponadmagisterską matematykę, chemię, biologię, a nawet geografię, ale powinien studiować w wielodyscyplinowym i międzynarodowym środowisku swoich koleżanek i kolegów.
– Dziękuję za rozmowę.