Z dr Joanną Ulatowską, prof. UMK rozmawia Ewa Walusiak-Bednarek
– Skuteczność ludzkiej identyfikacji kłamstwa jest, jak pokazują badania, bliska poziomu losowości (nieco ponad 50%). Pomimo więc faktu, że kłamstwo jest pewnie tak stare jak sam język, nie wypracowaliśmy sobie żadnych sensownych mechanizmów jego identyfikacji. Nie mamy też raczej żadnego szóstego zmysłu wykrywającego nieszczerość.
– Zgadza się. Badania nad skutecznością oceny szczerości – bo pod uwagę bierzemy zarówno wykrywanie kłamstwa, jak i prawdy – pokazują, że nasze umiejętności w tym zakresie nie stoją na najwyższym poziomie. Mówimy tu oczywiście o ocenie szczerości na podstawie obserwacji zachowania niewerbalnego i treści wypowiedzi.
Badacze wskazują na co najmniej kilka przyczyn tej nieskuteczności. Z jednej strony, różnice w zachowaniu kłamców i osób mówiących prawdę są bardzo subtelne, a więc trudne do wychwycenia. Dodatkowo, większość z nas, oceniając szczerość, posługuje się nieprawidłowymi wskaźnikami kłamstwa, na przykład błędnym przekonaniem, że kłamcy nie patrzą rozmówcy w oczy czy spoglądają w jakąś określoną stronę. Takie błędne przekonania o zachowaniu kłamców znacznie utrudniają ich identyfikację.
Ponadto, w codziennym życiu mierzymy się z problemami motywacyjnymi – jeśli wykryjemy kłamstwo, to będziemy musieli zmierzyć się z konsekwencjami prawdy. A na to często nie mamy ochoty, więc wolimy żyć w błogiej nieświadomości.
– Jedną z maksym warunkujących udaną komunikację wyróżnionych przez Paula Grice’a w ramach Zasady Współpracy jest maksyma jakości („nie mów tego, o czym sądzisz, że jest nieprawdą”). To zalecenie dla nadawców ma swoje konsekwencje dla odbiorców. Niemal zawsze zakładamy, że nasi rozmówcy nas nie oszukują. To musi niezwykle utrudniać takie jak Pani badania. Nie ćwiczymy się w identyfikacji kłamstwa.
– Rzeczywiście, to przekonanie o prawdomówności innych – oparte zresztą na faktach, bo kłamstwa zdarzają się zdecydowanie rzadziej niż komunikaty prawdziwe – wpływa na naszą skuteczność oceny szczerości. W badaniach najczęściej notujemy wyższą skuteczność w wykrywaniu prawdy (około 60%) niż kłamstwa (około 40%). To tak zwane zjawisko domniemania prawdziwości (truth bias) jest konsekwencją częstszych kontaktów z prawdą, a co za tym idzie – niskiej podejrzliwości wobec innych. Część badań pokazuje jednak, że w niektórych grupach pojawia się zjawisko odwrotne, czyli poprawniejsze wykrywanie kłamstwa niż prawdy. Okazuje się, że takie domniemanie kłamstwa notowane jest u przedstawicieli grup, które z kłamstwem stykają się częściej i, co za tym idzie, są bardziej podejrzliwi. Są to na przykład policjanci, pracownicy wymiaru sprawiedliwości, ale także przestępcy. Niestety badania pokazują jednocześnie, że ogólne wskaźniki skuteczności oceny szczerości uzyskiwane przez osoby, które można byłoby uznać za ekspertów w tej dziedzinie, nie są wyższe niż u laików.
– Czy to oznacza, że wszystko zależy od naszego nastawienia? Jeśli jesteśmy ufni, to jesteśmy też lepsi w identyfikacji prawdy, ale gorsi w identyfikacji kłamstwa, jeżeli zaś jesteśmy podejrzliwi – to odwrotnie?
– Motywacja do złapania kogoś na kłamstwie jest ważna z punktu widzenia rozpoczęcia procesu oceny szczerości. Jeśli nie chcę dowiedzieć się, że mąż mnie zdradza, to nie będę dociekać. Z tym problemem, mam nadzieję, nie mierzą się jednak profesjonaliści, których motywacja do złapania kłamców jest zazwyczaj jednoznaczna. Jak twierdzi jeden z najwybitniejszych obecnie badaczy kłamstwa, Aldert Vrij, doza podejrzliwości jest potrzebna do rozpoczęcia procesu oceny szczerości. Jednak, jak powiedziałam wcześniej, zbytnia podejrzliwość może wiązać się z tendencyjnością naszych decyzji. Bo o ile odsetek kłamców, których wtedy zidentyfikujemy, może być wyższy, to jednocześnie możemy popełnić więcej błędów we wskazywaniu osób prawdomównych, uznając je za nieszczere.
– W badaniach dotyczących skuteczności oceny szczerości nieco lepiej wypadają introwertycy. Dlaczego?
– Niektóre badania rzeczywiście sugerowały związek introwersji z lepszymi, a nawet wybitnymi zdolnościami oceny szczerości. Tłumaczono to wyższymi umiejętnościami obserwacji, wynikającymi z pozostawania na uboczu kontaktów społecznych. Umiejętności te z kolei mogą przekładać się na dostrzeganie subtelnych różnic w zachowaniu ocenianych ludzi. Jednak trzeba tu zaznaczyć, że inne badania nie potwierdzały takiego związku, wykazywały za to, że introwertycy i osoby nieśmiałe są mniej pewni swoich umiejętności w tej dziedzinie niż ekstrawertycy. Ten brak pewności siebie wydaje się jednak prawidłowym podejściem w świetle tego, co wiemy na temat (nie)skuteczności w ocenie szczerości, jaką odznacza się większość z nas.
– Powiedziała Pani na początku, że ta nasza nieskuteczność wynika między innymi z tego, że mamy błędne przekonania o tym, jak zachowuje się kłamca. Unikanie kontaktu wzrokowego to nieprawdziwy stereotyp kłamcy. Czy nie ma żadnych uniwersalnych zachowań niewerbalnych, które mogą w nas wzbudzić podejrzenie, że jesteśmy oszukiwani?
– Dotychczas nie odnaleziono żadnego zachowania werbalnego czy niewerbalnego, które byłoby wyłącznie i specyficznie związane z kłamaniem, jak nos baśniowego Pinokia, który rósł zawsze, kiedy Pinokio kłamał i tylko kiedy kłamał. Znamy natomiast zachowania, które są bardziej prawdopodobne podczas kłamania niż mówienia prawdy. Jest to na przykład zmniejszona częstotliwość poruszania rękoma i nogami czy nieznacznie podwyższony ton głosu. Jednak w ostatnich kilkunastu latach więcej uwagi zaczęto poświęcać analizie treści wypowiedzi, które mogłyby odróżniać kłamców od osób prawdomównych. I tu okazało się, że te różnice są nieco bardziej spójne i powtarzalne. Wypowiedzi kłamców są na przykład zazwyczaj krótsze, zawierają mniej szczegółów i są mniej bezpośrednie. Musimy jednak pamiętać, że jakiekolwiek różnice w zachowaniu między kłamcami i mówiącymi prawdę mogą być widoczne dopiero wtedy, kiedy kłamstwo będzie dla jego nadawcy wymagające poznawczo lub emocjonalnie.
– Być może powtórzę jeszcze jeden stereotyp o kłamaniu, ale czy nie jest tak, że im lepiej kogoś znamy, tym łatwiej rozpoznajemy, że kłamie? Mówi się na przykład o matkach, które – właśnie jakimś szóstym zmysłem, bez wiedzy o subtelnościach charakterystycznych dla kłamstwa, dostrzegają, że ich dziecko kłamie.
– Niestety, również w tej kwestii nie mam najlepszych wiadomości. Badania pokazują najczęściej, że wykrycie kłamstwa u przyjaciół czy partnerów romantycznych nie jest łatwiejsze niż u obcych osób. Wraz z długością trwania takiej relacji wzrasta z kolei nasze przekonanie co do tego, że nie mielibyśmy problemu z taką oceną. Wyraźniej widoczne jest także wspomniane wcześniej zjawisko domniemania prawdziwości. Tłumaczone jest to często tym, że wraz z rozwojem związku rośnie przekonanie, że ta druga osoba nie odważyłaby się nas okłamać. Dochodzą do tego również opisane wcześniej problemy z motywacją do poznania prawdy. A dodatkowo, druga strona nabiera doświadczenia w tym, jak skutecznie nas oszukać. W przypadku relacji rodzic-dziecko też nie jest najłatwiej. Część badań (ale nie wszelkie) pokazuje, że wykrycie kłamstw własnych dzieci wcale nie jest łatwiejsze niż wykrywanie kłamstw obcych dzieci czy osób dorosłych. Pocieszeniem dla osób podejrzewających swoich bliskich o nieszczerość być może będzie to, że w takich relacjach prawda może wyjść na jaw po czasie, bo kłamca przestanie być tak czujny, albo dzięki zewnętrznym dowodom lub informacjom od innych osób.
– Chyba istotnie wiara, że nie jesteśmy oszukiwani, to jedyne, co nam pozostaje. Dziękuję za rozmowę.
Dr Joanna Ulatowska, prof. UMK pracuje w Katedrze Psychologii Społecznej i Środowiskowej w Instytucie Psychologii UMK.
Trafność oceny szczerości naszego rozmówcy ma oczywiście istotne znaczenie dla jakości naszych relacji rodzinnych i przyjacielskich. Nieczęsto jednak zdajemy sobie sprawę, że jest to istotne także w kontekście zawodowym. Z dylematem, czy mam do czynienia z kłamstwem, mierzą się w swojej codziennej praktyce policjanci, prokuratorzy, sędziowie, ławnicy, ale także rekruterzy, mediatorzy biznesowi, nauczyciele, dziennikarze i politycy, a nawet lekarze i terapeuci.