Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Bogate plany młodszego brata

Zdjęcie ilustracyjne
fot. Andrzej Romański

Z prof. Jędrzejem M. Jaśkowskim, dyrektorem Centrum Weterynarii UMK, rozmawia Anna Molenda

– Pierwszy rok studiowania weterynarii na UMK trwa? Jakie odczucia? Czy studenci wykazują już inicjatywę zakładania kół, tworzenia projektów?

– Mój bezpośredni kontakt ze studentami jest jeszcze niewielki. Mam jednak informacje od pracowników, którzy przekazują mi swoje relacje. Posiadam też pełne zestawienia danych dotyczących osób, które dostały się do nas na studia weterynaryjne. Najwięcej z nich pochodzi z województwa kujawsko-pomorskiego, następnie z Wielkopolski oraz Pomorza. Rocznikowo ponad 95 procent urodziło się w 1999 r. Najstarsza studentka ma 29 lat i, z tego, co wiem, kilkakrotnie poprawiała maturę, aby urzeczywistnić swoje marzenia i dostać się na weterynarię. Ot, przykład ogromnej determinacji. Ogółem na pierwszym roku studiów mamy 84 procent kobiet i pod względem rozkładu płci nie odbiegamy od tendencji europejskich i krajowych. Panowie, niestety, gorzej wypadają podczas matur. Szkoda, bo ten zawód ich potrzebuje.

Zajęć stricte weterynaryjnych teraz jest na początku niewiele – są nimi historia weterynarii i deontologia oraz anatomia zwierząt. Z tego co słyszę, studenci są przerażeni ogromem nauki z anatomii oraz koniecznością opanowania fachowej łaciny. Z drugiej strony obawiają się (niesłusznie), czy zdołają podołać licznym obowiązkom, bo jest tego sporo. Natomiast jeśli chodzi o zajęcia z historii weterynarii i deontologii, to słyszę dużo pochlebnych opinii. Na wszystkich wykładach jest komplet studentów, sporo pytań i nieukrywane zainteresowanie.

Sporym zainteresowaniem cieszy się u nas Koło Naukowe Medyków Weterynaryjnych. Opracowany został statut Studenckiego Koła Medyków Weterynaryjnych. Wyłonione zostały władze tych kół, a spośród pracowników Centrum Weterynarii wybrany został ich oficjalny opiekun. Chcielibyśmy możliwie szybko zaangażować i wdrożyć studentów w działania eksperymentalne, by na tej drodze w nieodległej przyszłości wyłonić pasjonatów nauki i prawdziwych liderów, którzy mogliby nas w przyszłości zastąpić. Warto dodać, że do pracy w Uniwersytecie poszukujemy przede wszystkim tych osób, które już na studiach przeszły porządną szkołę w kołach naukowych.

– Właśnie, czy to, że przyjęto tylko 60 osób, a nie w jak innych miastach około 200, może świadczyć o nacisku na ten naukowy charakter? Na indywidualne podejście do studenta? Czy będzie się to zmieniało w przyszłości?

– Zdecydowanie tak. Gdy patrzę na moje wcześniejsze doświadczenia z Poznania, gdzie również przyjmowano 60 kandydatów, przekonuję się, że taka właśnie, nieduża liczba studentów pozwala na maksymalny kontakt z nauczycielem. Daje to wiele korzyści zarówno prowadzącym, jak i ich podopiecznym. Jeśli na jednym roku jest powiedzmy 300 osób, to - proszę mi wierzyć - prowadzący ćwiczenia w kilku grupach marzy tylko o tym, by je skończyć, nie mówiąc już o tym, że podczas ostatnich wykładów jego percepcja spada do zera. Powszechnie wiadomo, że na mniej licznych wydziałach jakość kształcenia jest wyższa. Z drugiej strony, śledząc aktualne rankingi, trzeba zauważyć, że do najlepszych należą wydziały weterynaryjne uniwersytetów ulokowanych nie w metropoliach, lecz mniejszych ośrodkach akademickich. Ten model będzie nam przyświecał.

– A z czego jeszcze słynąć może weterynaria w Toruniu?

– Czas pokaże. Uniwersytet stawia na umiędzynarodowienie studiów. W naszych szeregach mamy sporo nauczycieli, którzy biegle mówią po angielsku i mają doświadczenie w prowadzeniu zajęć w tym języku. Są też osoby, które dobrze znające niemiecki. Nie wykluczamy nauczania w tym języku i założenia „German division”. Z pewnością taka weterynaria byłaby ewenementem w skali kraju. Jak dotąd nie ma jej żaden z krajowych wydziałów medycyny weterynaryjnych. Także w tej części Europy bylibyśmy jedyni. Uniwersytet Weterynaryjny w Budapeszcie, który studia w tym języku prowadzi od dawna, jest dostatecznie daleko. Korzystając z wizyty u węgierskich przyjaciół, a także rozmów z kolegami z Niemiec, nabraliśmy przekonania, że ta inicjatywa może liczyć na powodzenie. Na dodatek odległości w dzisiejszych czasach nie odgrywają szczególnej roli. Toruń, z uwagi na dostęp do sieci autostrad, jest miastem dobrze skomunikowanym z Europą. Dotarcie tu z Berlina, Hanoveru czy Monachium nie stanowi żadnego problemu dla niemieckich studentów. Toruń jest przy tym miastem klimatycznym, z dużą liczbą studentów i stosunkowo jeszcze niskimi cenami. W dalszej perspektywie powrócimy do pomysłu stworzenia w Toruniu „English division”, dołączając do renomowanych wydziałów krajowych.

– Przejdźmy zatem do kadry. Kogo już teraz ma Pan w swoich szeregach?

– Kadra weterynaryjna jest mocnym atutem Torunia. Ta, która przybyła w ubiegłym roku, reprezentuje nauki kliniczne. Przedmioty kliniczne pojawiają się jednak najwcześniej na trzecim roku studiów weterynaryjnych. Dwa pierwsze lata to głównie przedmioty podstawowe, w których ważna jest siła metodyczna. Zatrudniliśmy uzdolnionego fizjologa, który na swoim koncie ma wiele osiągnięć naukowych i w perspektywie długą karierę zawodową. Mamy doświadczonych chirurgów i diagnostów, którzy publikują wraz z zespołami poznańskich medyków, mamy bardzo dobrych genetyków, rozpoznawalnych w kraju i poza granicami, którzy w Toruniu zaczynają tworzyć zespół naukowy. Kadrę zasilą wkrótce nowi pracownicy, nazwisk których na razie zdradzać nie chcę, ale jak się pojawią to mocno wstrząsną sceną weterynaryjną w kraju! Dla nas jest to wzmocnienie i myślę, że szybko się tu zaaklimatyzują. Oprócz tego mamy dobrze obsadzoną kadrę katedr chorób zakaźnych, rozrodu. Ta silna kadra jest wystarczającą gwarancją szybkiej zmiany charakteru studiów z czysto praktycznych na akademickie. Jest to naszą ambicją.

– A zaplecze dydaktyczne? Na jakim etapie jest jego przygotowanie?

– Zaplecze wygląda całkiem dobrze. Jest wystarczające do zaspokojenia potrzeb pierwszych dwóch, a nawet trzech lat studiów. Uniwersytet stworzył nam budynek anatomii, pozostaje zatem jedynie kwestia gromadzenia i uzupełniania preparatów, która zawsze wymaga czasu. Podstawowa liczba tych eksponatów jest w tej chwili wystarczająca. Mamy pełne wyposażenie sali, w której prowadzona jest genetyka, histologia i embriologia. Mamy też stały kontakt z ICNT i jego bogatym zapleczem. Posiadamy także pokaźną kolekcję preparatów histologicznych, zgromadzonych przez pracowników Centrum i opracowywanych laboratoryjnie przez Collegium Medicum UMK. Jeśli chodzi o klinikę, to otrzymaliśmy od miasta ziemię pod jej budowę na Bydgoskim Przedmieściu. Wykonany został wstępny szkic kliniki, a także podpisana została umowa z wykonawcą na jej budowę. Termin zakończenia budowy to 36 miesięcy. Jest pewne, że na końcu wiosny lub początku lata rozpocznie się budowa budynku. Natomiast wyposażenie kliniki to już odrębna kwestia.

– Nie myśleliście Państwo o współpracy z już istniejącą którąś kliniką w Toruniu?

– Oczywiście nie uciekamy od tej formy współpracy. W tej chwili mamy podpisane umowy z kilkunastoma firmami weterynaryjnymi oraz kilkoma klinikami – także w Toruniu. Mamy jednak świadomość, że warunkiem podstawowym normalnego funkcjonowania kierunku weterynaryjnego jest nowoczesna klinika własna. Podkreślam słowo nowoczesna – taka bowiem warunkuje poziom działalności klinicznej wybiegającej poza standardy klinik lokalnych. Powinna być także miejscem eksperckim, do którego kierowane są przypadki szczególne. Zależy nam na klinice uwzględniającej lecznictwo różnych gatunków zwierząt. Ta nasza ma mieć powierzchnię około 3000 metrów kwadratowych. Mamy oczywiście świadomość, że duzi pacjenci będą u nas rzadziej niż domowe czworonogi. Chcemy mieć również pomieszczenia, w których mogłyby przebywać stacjonarnie duże zwierzęta przeznaczone do celów dydaktycznych. Oprócz tego będą tam sale zabiegowe, prosektorium, laboratoria i szpital spełniający wszelkie niezbędne wymagania. Zakładamy też prowadzenie usług ambulatoryjnych. Naszym pomysłem jest wprowadzenie „karetek pogotowia”, które aktualnie funkcjonują na dwóch wydziałach weterynaryjnych w Polsce. W takiej karetce studenci wraz z lekarzami mieliby swoje dyżury, dzięki czemu będą mieli możliwość wykonania mniej lub bardziej skomplikowanych zabiegów.

– Wspominał Pan o pełnym spektrum działania lekarza weterynarii, przez co rozumie się nie tylko zwierzęta udomowione, ale także na przykład zwierzęta egzotyczne…

– Tak, zwierzęta egzotyczne to teraz wyjątkowo modny temat. Jednak według raportu Europejskiej Federacji Lekarzy Weterynarii dyscypliną, która będzie się rozwijała szczególnie dynamicznie jest szeroko rozumiany dobrostan. Na drugim miejscu w tym zestawieniu znalazło się lecznictwo psów i kotów ex aequo ze zwierzętami egzotycznymi, na trzecim natomiast ochrona zdrowia zwierząt, a zatem szczepienia masowe i zwalczanie chorób, które m.in. przez możliwość przewozu zwierząt na duże odległości, stają się większym zagrożeniem. Zatem, jak widać, aktualne kierunki rozwoju zostały wytyczone przez samych lekarzy weterynarii. I my myślimy, że takim wyzwaniom będziemy się starali sprostać.

– Przeglądając Pana publikacje, zauważyłam, że specjalizuje się Pan w dużych zwierzętach. Czy mógłby Pan opowiedzieć coś więcej o swoich zainteresowaniach?

– Moim obszarem zainteresowań były technologie stosowane w rozrodzie bydła, dzisiaj nazywane technologiami wspomaganego rozrodu. Dawno temu zajmowaliśmy się transferem zarodków u bydła, dziś stosowanym już w kraju komercyjnie. Interesowało mnie wykorzystanie techniki produkcji zarodków in vitro tzw. IVP, przez jakiś czas byłem także członkiem zarządu Europejskiego Towarzystwa Embriotransferu (AETE). Zainteresowanie te są pokłosiem rodzinnych tradycji. Ojciec mój, pracownik bydgoskiego Oddziału Instytutu Weterynarii w Puławach, zajmował się po wojnie badaniami – wtedy pionierskimi - nad sztuczną inseminacją krów. Dobrze pamiętam atmosferę rodzinnego domu w Bydgoszczy, w którym koncentrowało się wieczorne życie naukowe jednostki. Bywali tam naukowcy z kraju i zagranicy, m.in. słynny profesor Soerensen z Danii, prof. Mann, a także koledzy Ojca z Krakowa - profesorowie Bielański, Wierzbowski i Tischner. W tamtych czasach istniało niepisane porozumienie pomiędzy Krakowem i Bydgoszczą dotyczącą tej problematyki. Szereg pomysłów naukowych narodziło się w Krakowie, wdrożeń natomiast dokonała Bydgoszcz, w której - z racji dostępu do dużych zwierząt - możliwe było wprowadzanie naukowych koncepcji w terenie. Warto to wcześniejsze porozumienie odbudować. Kilka lat temu zajmowałem się działalnością kliniczną, sprawując nadzór nad m.in. rozrodem w dużych stadach bydła. Pewien sentyment do tych zwierząt pozostał. Nie znaczy to, że obce są mi inne obszary praktyki weterynaryjnej. Z dużym zainteresowaniem obserwuję rozwój dyscyplin klinicznych związany z małymi zwierzętami, doceniam badania prowadzone na trzodzie chlewnej, zwłaszcza w obszarach mogących w przyszłości służyć człowiekowi. Hobbystycznie Interesują mnie zwierzęta dzikie i egzotyczne, raczej te większe, i raczej w kontekście chorób, które możemy od nich nabyć.

– Panie Profesorze, a czy mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy na temat najnowszych badań prowadzonych przez lekarzy weterynarii? Co wydaje się teraz szczególnie spektakularne?

– To pytanie trudne. Wielopoziomowe. Z głównych nurtów można wskazać dwa: sprawy neurologiczne, gdyż model zwierzęcia jest bardzo dobry do śledzenia postępowania chorób neurologicznych, np. degeneracyjnych. Drugim nurtem są wszelkie sprawy związane z nowotworami i próbą ich opanowania. Jeśli chodzi o duże zwierzęta, zdecydowanie są to nadal technologie towarzyszące rozrodowi. Warto jeszcze wspomnieć o rozwiązaniach informatycznych, m.in. sztucznej inteligencji, która wkracza także w weterynarię. Mam tu na myśli rozmaite detektory zachowania, ruchu, wykrywacze rui na podstawie aktywności, wokalizacji zwierząt wydawanej podczas stresu, co ma przełożenie na jakość mięsa. Na podstawie analizy dźwięków wydawanych przez krowę, a jest ich kilkadziesiąt, można określić pewne sytuacje, które stanowią dla niej obciążenie, a w przyszłości może nawet będzie możliwe określenie konkretnych jednostek chorobowych. Aktualnie w naszej grupie badawczej, która obejmuje psy, koty, konie oraz bydło, badamy zależności między sposobem poruszania się zwierząt a jednostkami chorobowymi. Jednocześnie sprawdzamy, jak efektywność leczenia wpływa na aktywność ruchową zwierząt. Umożliwia to w diagnostyce wcześniejsze wykrycie chorób, a następnie monitorowanie procesu wychodzenia z nich. W momencie, kiedy nam wydawałoby się „na oko”, że zwierzę jest zdrowe, to system informowałby, że jeszcze do końca tak nie jest. Wydaje mi się, że jest to bardzo obiecujące, zwłaszcza dzięki pomocy specjalistów z ICNT. Poszerzyłoby to możliwości diagnostyczne oraz terapeutyczne. W naszych działaniach myślę, że pojawią się też nowe, modne możliwości terapeutyczne takie jak komórki macierzyste, czy nanocząsteczki srebra.

– Można zauważyć, że wiele rozwiązań, które są stosunkowo nowe w medycynie ludzkiej, bardzo szybko przenika do weterynarii…

– Tak, to prawda. Ten przepływ informacji zawsze był bardzo sprawny. Można powiedzieć, że medycyna to starszy brat weterynarii, brat, od którego wiele się uczymy. Jednak także medycyna korzysta z naszej wiedzy. Wiadomo, że wiele doświadczeń na zwierzętach jest później wykorzystywanych do pomocy ludziom. Nasze plany są bardzo szerokie i dość odważne. Nie chcę jednak ich teraz, tak na wszelki wypadek, zdradzać.

– Wielka szkoda, bo bardzo mnie Pan tym zaintrygował. Wróćmy jeszcze do planów na toruńskiej weterynarii.

– Przede wszystkim zależy nam na budowaniu marki na różnych płaszczyznach. Najczęściej poprzez kontakt z innymi ludźmi, który należy stworzyć, lub odtworzyć i rozwinąć. Budujemy już kontakty z grupami, które mogą w przyszłości być przewodnikami dla młodzieży wskazującymi weterynarię jako kierunek wart ich uwagi. Jest to droga już nam znana. Chcielibyśmy również w 2019 roku zorganizować trzy konferencje. Pierwsza - poświęcona jest historii weterynarii, stając się wydarzeniem towarzyszącym otwarciu wystawy przygotowanej przez uniwersytecką bibliotekę. Druga konferencja planowana jest na połowę marca. Ta, nad którą patronat honorowy objął rektor UMK, będzie organizowana wspólnie z Centrum Medycyny Weterynaryjnej w Krakowie. Chcielibyśmy, by konferencja dotyczyła technik wspomaganego rozrodu i odbywała się co roku, naprzemiennie – raz w Toruniu, raz w Krakowie. Wydaje się nam, że jest to znakomity sposób na budowanie więzi pomiędzy prestiżowymi uniwersytetami. Natomiast kolejna, trzecia - planowana jest na jesień i będzie poświęcona problemom Inspekcji Weterynaryjnej. To istotny dział weterynarii, wymagający dziś szczególnej uwagi. Tak naprawdę wysoka pozycja lekarzy weterynarii płynie też ze szczególnych uprawnień urzędowych. Chcielibyśmy przy udziale znakomitych znawców prawa, w tym weterynaryjnego z Torunia, rozwinąć tę dziedzinę wiedzy.Chcielibyśmy też, by w zakresie kształcenia administracyjno-weterynaryjnego wydział w Toruniu był jednostką szczególną. Współcześni lekarze weterynarii mają stosunkowo niewielkie pojęcie o prawach i obowiązkach lekarza, które są wymagane i przestrzegane w Unii Europejskiej. Z kolei w 2020 roku chcielibyśmy zorganizować krajowy kongres łączący różne dyscypliny weterynaryjne - taką wizytówkę kujawsko-pomorskiej weterynarii. Konferencje przyciągają sporo zainteresowanych, między innymi studentów, którzy są ich pożądanymi adresatami. Oprócz tego na takich konferencjach pojawiają się przeróżne firmy farmaceutyczne. Jest wtedy o nas głośno.

Natomiast kolejną sprawą jest budowa własnego wizerunku. Kiedyś, zaczynając weterynarię, wszyscy studenci mieli jednakowe stroje kliniczne z wyszytym logo i chcemy do tego nawiązać. Mamy w planach stworzenie własnych oficjalnych ubrań z logo uniwersytetu. W tym celu nawiązaliśmy współpracę z Wydziałem Tkanin i Ubioru Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Czy coś z tych kontaktów i pomysłów wyniknie, pokaże czas.

– To naprawdę piękne plany. A wracając jeszcze do współpracy z innymi wydziałami, czy rozważaliście współpracę z psychologią, a konkretniej z katedrą behawiorystyki?

– Wykładowcy z psychologii będą prowadzić zajęcia na weterynarii. Wiele osób, z którymi miałem okazję spotkać się na psychologii to byli współpracownicy mojego zmarłego brata, który kilka lat temu zakładał psychologię i kogniwistykę w Warszawie. Tu na miejscu korzystać będziemy z wiedzy pana prof. Macieja Trojana, który prowadzić będzie zajęcia na temat zachowania się zwierząt. Psychologia interesuje nas jeszcze z innego powodu. Podczas pobytów na Węgrzech oraz w Niemczech zauważyłem, że na tamtejszych uczelniach pojawił się pomysł, aby wprowadzić testy psychologiczne, które pozwoliłyby ustalić, czy dana osoba ma predyspozycje, by być lekarzem weterynarii. Nie zawsze perfekcyjnie zdana matura jest wystarczającą gwarancją zawodowego sukcesu. Dlatego słusznym wydaje się, postulowane w niektórych krajach Europy, wprowadzenie testów kompetencji psychologicznych, W tym obszarze może się również pojawić obszar porozumienia z psychologami, celem opracowania profesjonalnego testu dla kandydatów na studia weterynaryjne. Może wyniki testów w tej chwili nie byłyby jeszcze respektowane, mam jednak wrażenie, że w przyszłości zyskiwać będą na znaczeniu.

– Panie Profesorze, czego Pan życzyłby sobie oraz wydziałowi na najbliższe miesiące?

– Po pierwsze, aby dopełniły się wszystkie terminy, które planujemy. Aby szybko powstała nasza klinika, która promieniowałaby na całą Polskę. Moim marzeniem jest, aby to była dobra weterynaria, otwarta na studentów. Aby nasza działalność naukowa była szeroko komentowana, bo mamy naprawdę dobrą kadrę. No i przede wszystkim, żeby coś po nas zostało, aby ta kadra tworzyła taką jednostkę, jakiej pozazdroszczą nam wszyscy inni.

– Dziękuję Panu za rozmowę. Życzę, aby wszystkie cele zostały zrealizowane.

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Click to zoom the picture. Click to zoom the picture. Click to zoom the picture. Click to zoom the picture.