Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Filozofia wobec zwierząt (Z dedykacją dla Jerzego Skolimowskiego)

Zdjęcie ilustracyjne
fot. Andrzej Romański

Z dr. Marcinem Leźnickim z Katedry Historii Filozofii, Filozofii Systematycznej i Etyki UMK rozmawia dr Ewa Walusiak-Bednarek

– Co jest interesującego dla filozofa w zwierzętach? 

– Zasadniczą kwestią filozoficzną jest określenie zakresu moralnych obowiązków ludzi w stosunku do zwierząt. Między innymi w ramach filozofii zwierząt, ekofilozofii czy bioetyki stawia się fundamentalne pytania o to, czy powinniśmy jakieś prawa zwierzętom przyznać, a jeśli tak – to jakie? I dlaczego? Przykładowo bioetycy zastanawiają się, jaka jest wartość życia pozaludzkiego, w tym zwierzęcego, i dlaczego wartościujemy je inaczej niż życie ludzkie. Bardziej radykalni myśliciele proponują przy tym odejście od dotychczasowego, antropocentrycznego sposobu myślenia na rzecz myślenia biocentrycznego czy holistycznego, w którym zwierzęta zajmują inne miejsce. Nie są „dodatkiem” do człowieka, pozostawionym – podobnie zresztą jak świat roślin – do ludzkiego zarządzania.

– Zapewne myśli te pojawiają się dopiero w czasach współczesnych?  

– Nie, dyskusja nad tymi kwestiami zaczyna się w starożytności, choć rzeczywiście w sposób istotny jest rozwijana dopiero w XX wieku. Pierwszym znanym badaczem, który zajmował się prawami zwierząt, był rzymski prawnik Ulpian Domicjusz (przełom II i III wieku n.e.). Twierdził on, że zwierzęta posiadają przyrodzone prawa, jako prawa pierwotne i naturalne – niezależne od woli człowieka, w tym na przykład ustawodawcy. Niezależnie zatem od przyznawanych warunkowo i uznaniowo przez prawodawcę praw zwierzęta mają prawa wrodzone, które należy respektować. Co więcej według Domicjusza wszystkie istoty żywe uznać należałoby za równe sobie, bez względu na przynależność gatunkową.

– Jak na owe czasy była to myśl odważna.

– W czasach nowożytnych rozwijano ją, choć z różną intensywnością. Thomas Tryon (1634–1703) wychodził z założenia, że człowiek jest agresorem. Jego działalność – od momentu pojawienia się na świecie – jest niszczycielska. Człowiek ingerując w świat, nie respektuje praw istot pozaludzkich. Pobrzmiewający w koncepcji Tryona pitagoreizm, buddyzm czy hinduizm doprowadził go do sformułowania postulatu niestosowania przemocy wobec pozaludzkich istot żywych. Kilka wieków później idea ta zainspiruje między innymi Mahatmę Gandhiego, który zdefiniował doktrynę niekrzywdzenia, czy Alberta Schweitzera, uznawanego za prekursora współczesnych ruchów ekologicznych czy prośrodowiskowych.

Dość wcześnie pojawiały się też bardziej radykalne koncepcje. Angielski pisarz Lewis Gompertz (1784–1861) uważał, że zwierzęta mają prawo do samodzielnego dysponowania własnym życiem i ciałem, w które człowiek nie powinien ingerować. Głoszone poglądy znalazły przełożenie na jego życie osobiste (był weganinem) i prowadzoną działalność organizacyjną. Był założycielem Towarzystwa na rzecz Przeciwdziałania Okrucieństwu wobec Zwierząt i Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt. Gompertz jako jeden z pierwszych opowiadał się po stronie odebrania ludziom prawa do dysponowania życiem zwierząt.

Oczywiście można zadać zasadne pytanie, w jakim zakresie zwierzęta miałyby sobą dysponować. Nie jest również do końca wiadome, czy miał być to postulat bezwarunkowy, czy może Gompertz myślał raczej o określonych granicach autonomii zwierząt. W każdym razie ważne jest to, że taki postulat w ogóle się pojawił. Został on zresztą dość szybko wykorzystany przez Henry’ego Salta (1851–1939), który z kolei uważał, że zwierzętom powinno się przyznać nie tylko prawo do dysponowania własnym życiem, ale też wolnością. Był to istotny przyczynek do sformułowania postulatu wyzwolenia wszystkich istot pozaludzkich. Samo wyzwolenie rozumiał natomiast jako konieczną walkę z dyskryminacją i pasożytowaniem na innych istotach. Głos Salta był radykalny. Co ważne w swoim reformatorskim programie Salt zaproponował konkretne rozwiązania prawne, które można było zastosować w czasach mu współczesnych. Szczegółowo opracował prawa zwierząt dziko żyjących, zasady uboju, zasady polowań i eksperymentów naukowych na zwierzętach.

– Wpływ na współczesne, istotne zmiany regulacji prawnych miała z pewnością tzw. Grupa Oxfordzka.

– Tak. Grupa Oksfordzka skupiona była wokół psychologa, etyka i zarazem działacza politycznego Richarda Rydera; w jej skład wchodzili między innymi pisarka Ruth Harrison, filozof i bioetyk John Harris, filozofowie Roslind i Stanley Godlovitch oraz Peter Singer. Przygotowywane przez nich opracowania naukowe, głoszone postulaty, zakrojona na szeroką skalę działalność popularyzatorska czy polityczna miały finalnie doprowadzić do wyzwolenia zwierząt oraz nadania im praw moralnych i ustawowych. Ostatecznie przyczyniły się do uchwalenia w 1978 roku Światowej Deklaracji Praw Zwierząt przez UNESCO oraz w znacznej mierze zainspirowały do działania światowy ruch na rzecz dobrostanu zwierząt. Ożywiły ponadto dyskusję na temat szowinizmu gatunkowego czy też ludzkiego egoizmu gatunkowego.

– Jak bioetycy uzasadniają konieczność przyznania zwierzętom praw?

­– Amerykański filozof Tom Regan (1938–2017) swoją rozbudowaną teorię praw zwierząt oparł na moralnej powinności ochrony słabych i niewinnych. Tak jak Domicjusz uznał on, że zwierzęta niebędące ludźmi mają prawa moralne. Mają, a nie – że powinny mieć lub też, że powinno się im je ewentualnie przyznać. Przyznać powinno im się prawa ustawowe wynikające z praw przyrodzonych. Proponował etycznie traktować wszystkie istoty ożywione, zarówno racjonalne i rozumne, jak i nieracjonalne czy bezrozumne. Przypisujemy bowiem prawa ludziom upośledzonym, jak też embrionom, płodom, noworodkom, które racjonalne aktualnie nie są, a w niektórych sytuacjach nigdy nie będą racjonalne czy rozumne. Mogą stać się racjonalne w perspektywie czasowej – albo i nie. Skoro, jak rozumował Regan, przypisujemy tym istotom prawa, to dlaczego nie mamy przypisać praw zwierzętom, które nawet jeśli funkcjonują na niższym poziomie rozumności niż dorosły, zdrowy człowiek, to z całą pewnością nie na niższym niż na przykład płód.

Regan głosił swoją teorię, nawiązując bezpośrednio do kantowskiego imperatywu kategorycznego. Wszystkie istoty jako podmioty życia należy traktować jako cele same w sobie, a nie jako środki do celu. Kant miał oczywiście na myśli ludzi, u Regana natomiast imperatyw uległ rozszerzeniu. Pociąga to za sobą radykalne konsekwencje praktyczne – zakaz spożywania mięsa, zakaz polowań, zakaz wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych czy naukowych. Celem samym w sobie jest bowiem każda istota żyjąca, ludzka i pozaludzka. Regan wprowadza pojęcie podmiotu życia i definiuje go jako istotę, która ma wewnętrzną wartość i której przysługują podstawowe prawa, w tym między innymi – do życia, wolności od cierpienia i poszanowania godności. Podmiotem życia według Regana może być zarówno jednostka moralnie aktywna, jak i pasywna. Podmioty życia mają przekonania i dążenia, odczuwają, mają pamięć i poczucie przyszłości, przeżycia emocjonalne wraz z wrażeniami bólu i przyjemności, zdolność do działania pozwalającego na realizację własnych dążeń i osiąganie własnych celów, własne interesy i zdolność do ich wyboru, trwałą psychofizyczną indywidualność oraz własne dobro polegające na tym, że ich doznania mogą być dla nich pozytywne lub negatywne – niezależnie od ich użyteczności dla innych. Według Regana przymioty te przysługują wszystkim ssakom powyżej pierwszego roku życia.

Regan promował również ideę sprawiedliwości. Ta z kolei sprowadzała się do wyboru pomiędzy przyznaniem części zwierząt praw podstawowych a odebraniem ich części ludzi (płodom, upośledzonym itp.). Skoro nie jesteśmy skłonni uczynić tego drugiego, jak zauważał filozof, to słuszną rzeczą jest/powinno być zrobienie tego pierwszego. W swoim rozumowaniu doszedł ostatecznie do wątku prawnego. Stwierdził bowiem, że moralna akceptacja przyrodzonych uprawnień, czyli uznanie obiektywnej i wrodzonej wartości każdego istnienia, w tym wartości życia zwierząt, powinna znaleźć przełożenie na legislacyjny zakaz ich wykorzystywania. Mówiąc prościej – namysł etyczny nad prawami zwierząt powinien prowadzić do reformy prawa. To zaś powinno chronić słabych i niewinnych.

W doktrynach religijnych słabi i niewinni to noworodki i płody. U Regana słabe i niewinne są także zwierzęta. Powinniśmy je zatem wspierać, pomagać im, robić wszystko dla ich dobra. A na pewno zdecydowanie więcej niż ma to miejsce teraz.

Takich pogłębionych, etyczno-filozoficznych rozważań poświęconych prawom zwierząt pojawiło się w drugiej połowie XX wieku więcej.

– Proszę jeszcze o jakichś opowiedzieć.    

– Prawnik i filozof Garry Lawrence Francione (ur. 1954) uznawał prawo zwierząt do niebycia czyjąś własnością. Uważał, że istotne jest w tym kontekście przyjrzenie się trzem kwestiom. Po pierwsze, statusowi rzeczy (przedmiotów), który nadawany jest zwierzętom. Po drugie, różnicy pomiędzy prawami zwierząt a dobrostanem zwierząt. Po trzecie, teorii praw zwierząt opartej jedynie na świadomości, a nie na innych podstawach.

Francione zauważył, że nie ma na świecie takiego systemu prawnego, który by traktował zwierzęta w sposób podmiotowy. W znakomitej większości krajów zwierzęta posiadają status przedmiotowy. Francione tymczasem traktuje moralne prawa zwierząt jako coś bezdyskusyjnego. Jest zwolennikiem pełnego abolicjonizmu zwierzęcego i postuluje przy tym gruntowną reformę prawa.

Co ciekawe, działania na rzecz dobrostanu zwierząt uznaje on za kontrproduktywne. A to z tego względu, że utrwalają one myślenie o zwierzętach jako o przedmiotach. W oborze, transporcie, rzeźni – zwierzę jest rzeczą. To, że ma co jeść i pić, ma posprzątane odchody, nie marznie i nie moknie na deszczu, nic nie zmienia. Dobrostan może być jedynie punktem wyjścia do pełnego wyzwolenia zwierząt.

Formułując prawo zwierząt do niebycia niczyją własnością, Francione nawiązuje do systemu niewolniczego. System wykorzystania zwierząt nobilituje wyłącznie stronę ludzką, tj. strzeże jej ekonomicznego dobra. Z układu nie korzystają obie strony, interes jest tym samym niezwrotny. Widać tu wyraźne pokrewieństwo koncepcji Francione’a i Regana. Zwierzęta są jedynie środkiem do realizacji ludzkich celów, w tym przede wszystkim pomnażania zysku. Francione podkreśla przy tym, że jako rzeczy stanowiące czyjąkolwiek własność można traktować wyłącznie rzeczy/obiekty/byty niewyrażające jakichkolwiek potrzeb, oczekiwań, interesów, z gruntu bezrozumne, wolne wreszcie od jakiegokolwiek celowego i refleksyjnego działania. Zwierzęta natomiast nie wykazują takich własności. Stąd nie powinno się ich traktować jako rzeczy. W przeciwnym wypadku powinniśmy konsekwentnie zacząć traktować jako rzeczy stanowiące czyjąś własność wszystkich ludzi o znikomych przymiotach intelektualnych, aktualnie lub potencjalnie nieświadomych, jak też tych, którzy nie są w stanie wyrazić jakichkolwiek preferencji życiowych.

Z kolei walijski pisarz i filozof umysłu Mark Rowlands (ur. 1962) stworzył kontraktualną teorię praw zwierząt. Zaproponował swoiste zawieszenie czy wzięcie w nawias ludzkiej wyższości, w tym przekonań, które mamy o sobie. W uproszczeniu – wiedzy o tym, że jesteśmy ludźmi. To powinno, zdaniem Rowlandsa, stanowić punkt wyjścia do tworzenia praw zwierząt. Podejście takie będzie gwarantować bezstronność, konieczną przy tworzeniu jakiegokolwiek prawa. Rowlands uważa, że wynikająca z urodzenia pozycja społeczna, ekonomiczna, płciowa, czy też wynikająca z przebiegu ewolucji konstytucja gatunkowa nie powinny być źródłem jakichkolwiek przywilejów czy ograniczeń. Posiadanie arbitralnych własności moralnych nie może być tym samym podstawą jakichkolwiek roszczeń. Co ważne, kontraktualizm Rowlandsa nie wyklucza istot mniej racjonalnych – dysponentem fundamentalnych uprawnień moralnych nie powinny być zatem wyłącznie jednostki racjonalne.  

I wreszcie wspomnieć można o Davidzie Degrazii, amerykańskim bioetyku (ur. 1962), który powołując się na prowadzone współcześnie badania z zakresu neurobiologii, zauważył, że sztywny podział na osoby (ludzi) i nieosoby (struktury nieludzkie) jest nie do utrzymania. Zwierzęta mają szereg umiejętności, w tym rozumowych, o których wcześniej nie wiedziano.

Ulpian Domicjusz, uznając przyrodzone prawa zwierząt, nie miał pojęcia między innymi o ich predyspozycjach rozumowych, ale miał przeczucie czy też intuicję, która mu podpowiedziała, że obowiązkiem człowieka jest otoczenie zwierząt troską. Przeczucie to znajduje aktualnie uzasadnienie, między innymi w naukach eksperymentalnych.

Zmiana naszego stosunku do zwierząt jest więc raczej kwestią czasu.

– Być może. Warto jednak dodać, że to, o czym dziś rozmawialiśmy, to jest oczywiście tylko jedna strona medalu. Wątki poruszone w rozmowie spotykały się z krytyką, nieraz bardzo interesującą. Sam zresztą namysł nad tym, co jest źródłem naszego postrzegania zwierząt jako przedmiotów jest niezwykle interesujący.

– Musimy więc spotkać się raz jeszcze. Dziękuję za rozmowę.  

Czytelnikom zainteresowanym poruszoną w wywiadzie tematyką polecamy rozprawę Doroty Probuckiej Filozoficzne podstawy idei praw zwierząt i książkę eseistyczną Sanaury Taylor Bydlęce brzemię. Wyzwolenie ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt (tł. Katarzyna Makaruk).    

pozostałe wiadomości