Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Po co nam Święta?

Portret bohatera wywiadu patrzącego przed siebie, siedzącego naprzeciw nas; jest ubrany elegancko (marynarka, koszula, krawat, zegarek); tuż za nim biała ściana z ujętymi w drewniane ramy zielonymi kompozycjami mchu.
fot. Andrzej Romański

Z dr. Adrianem Wójcikiem adiunktem w Katedrze Psychologii Społecznej i Środowiskowej w Instytucie Psychologii UMK rozmawia Ewa Walusiak-Bednarek

– Narzekamy trochę na to, że coraz szybciej w sklepach pojawia się świąteczny wystrój. Widzimy w tym komercjalizację świąt. Ale sam Adwent też zaczyna się kilka tygodni przed Świętami. Tak jakbyśmy nie mogli wejść w Święta z marszu. To czekanie jest nam do czegoś potrzebne. Do czego?

– Święta są okazją do celebrowania, także do celebrowania dostatku. Są wyznacznikiem naszego statusu. To nie jest przypadek, że podczas Świąt dużo jemy czy dajemy prezenty. Czekanie ma funkcję powiększania przyjemności. Dzięki czekaniu i potem porównaniu tego okresu przedświątecznego z samymi Świętami stają się one jeszcze bardziej przyjemne, na zasadzie kontrastu. Gdybyśmy weszli w Święta z codzienności nie byłyby tak wspaniałe.

– Podobną funkcję ma post? Gdy czegoś sobie odmawiamy, potem mocniej odczuwamy przyjemność jedzenia?

– Tak. Zobacz, już w samą Wigilię też czekamy. Odwlekamy do wieczora świąteczny posiłek. Dla niektórych jest to pierwszy posiłek w tym dniu.

– A inne przygotowania? Po co sprzątamy dom, myjemy samochód, idziemy do fryzjera?   

– Cały czas chodzi o to, do czego są nam Święta. Jedna rzecz to zamanifestowanie swojego statusu; pokazanie tego, że nas stać na przeżycie Świąt na odpowiednim poziomie. Takim, który stworzy ich wyjątkowość. Druga rzecz to podkreślenie poziomu naszego zaangażowania w przygotowanie Świąt.

– Robimy to dla siebie czy dla ludzi, których zaprosimy?

– Odpowiedź brzmi – tak! Robimy to dla siebie, żeby podbudować swoją samoocenę i poprzez porównanie społeczne pokazać, że dobrze nam wychodzi, że mamy powody do świętowania. I chcemy, aby inni też to mogli docenić. Nie wiem, jak jest u Ciebie w rodzinie, ale u mnie zawsze Święta są okazją do rozmowy o tym, że my robimy Święta w sposób wyjątkowy – „nasze Święta są o wiele lepsze niż Święta innych; nasze pierogi są o wiele lepsze niż robione według innej receptury, nasza choinka piękniejsza od innych, itp.”. Jest w tym smaczek kompetytywny. Porównujemy się, możemy się pokazać z najlepszej strony, i to jest fajne! To nie jest rywalizacja na serio. To rywalizacja z uśmiechem, ale jednak!

– Dobrze. Świetnie się przygotowaliśmy i siedzimy już przy świątecznym stole. Często te rodzinne spotkania są nieudane, nie mamy sobie nic do powiedzenia lub kłócimy się o jakieś głupoty. Jak to zrobić, by dobrze przeżyć to, co być może w Świętach najważniejsze – spotkanie?

– W Święta zwykle spotykamy się ze swoimi bliskimi. A badania wskazują, że czas Świąt to jednocześnie czas bardzo podwyższonego poziomu stresu…

– Na początku roku i po wakacjach mamy wysyp pozwów rozwodowych. 

– Tak, ale też w czasie Świąt mamy więcej niż zwykle zawałów serca. Święta są niebezpieczne, nawet biorąc poprawkę na powody gastryczne. Dobrze, dlaczego wobec tego ludzie to sobie robią? Mówiłem już o tym, że chcą pokazać swój status, ale także – mówię to jako fan Świąt – po to, żeby podtrzymać współdzieloną rzeczywistość. Spotykamy się, by się upewnić, że inni mają poglądy podobne do naszych, że zachowują się podobnie jak my, że pamiętają podobne rzeczy co my. Święta pod tym względem są bardzo unikalne. To jest okazja do podtrzymywania pamięci rodzinnej. Nawet jeżeli w ciągu roku jako rodzina jesteśmy rozproszeni, na Święta się spotykamy. I wtedy możemy sobie przypomnieć, jak było rok temu, jak było dwa lata temu, trzy czy pięć. Mamy więc bazę do wytworzenia poczucia wspólnej identyfikacji jako rodzina. To pokazuje też, na czym powinniśmy się skupiać podczas świątecznych spotkań. Właśnie na tym, jak było kiedyś. Co zrobiliśmy rok temu do jedzenia, jakie były prezenty, jak wujek Mietek zbił żyrandol, otwierając szampana, i szkło pokryło cały świąteczny stół… Wówczas dramat, a dziś wspaniała anegdota, która wspiera naszą grupę rodzinną.

Z drugiej strony ważne jest, że podczas Świąt nie powinniśmy się skupiać na tym, co nas dzieli. Ostatnio ukazały się badania psychologów społecznych, które pokazują, że jeśli podczas Świąt porusza się tematy polityczne, zwłaszcza wtedy, gdy rodzina jest mocno wewnętrznie pod tym względem podzielona, to spotkania świąteczne trwają krócej. Te sprawdzone mechanizmy podtrzymywania wspólnej rzeczywistości, wspólnej identyfikacji – wówczas się rozpadają. A więc darujmy sobie rozmowy polityczne przy świątecznym stole. Świadomie zarządzajmy świątecznym spotkaniem.

Czyli spotykamy się podczas Świąt, żeby się upewnić, że wszyscy myślimy tak samo?

– W podobny sposób.

Powinniśmy więc unikać tematów trudnych? Tematów ważnych? Nie dyskutować, tylko skupić się na sprawach prostych, codziennych, a więc na jedzeniu czy na historyjkach rodzinnych?

– Wspominanie historyjek rodzinnych to uniwersalny, bardzo dobry sposób spędzania Świąt. Zwróć uwagę na to, że Święta dają nam poczucie ciągłości. Nas – jako rodziny, jako pewnego rodzaju wspólnoty. A wspólnota jest czymś bardzo ważnym w życiu codziennym. Przy świątecznym stole już pewnych osób nie ma, ale możemy wspominać ten czas, gdy były. Przywołując wspomnienia, stwarzamy poczucie ciągłości naszej rodziny.

W Święta „wszyscy wszystkim ślą życzenia”.

– Życzenia, które podczas Świąt składamy, są raczej wystandaryzowane. Życzymy rzeczy podstawowych; zdrowia, szczęścia, pomyślności. To jest OK. Według mnie życzenia to tylko dodatek do całej reszty, pewna część świątecznego rytuału.

– Chyba już nie wierzymy w to, że jak życzenia wypowiemy, to się spełnią. Ale może mówimy w ten sposób o tym, co byśmy chcieli dla naszych bliskich, może w ten sposób przekazujemy naszą miłość czy przynajmniej życzliwość?

– Ale chyba jednak jakoś w te życzenia wierzymy! Jeśli życzymy sobie 100 lat czy spotkania w tym samym gronie za rok, to wierzymy, że tak będzie.

– A więc zaklinamy w jakiś sposób rzeczywistość? Cały czas wierzymy w magię słowa?

– Myślę, że warto na to spojrzeć jeszcze w innych kategoriach. Mamy Święta i jasno określony scenariusz tych Świąt. Mamy przygotowane jedzenie i wieczerzę, która rozpoczyna się od życzeń. Mamy potrawy, które w określonej kolejności trafiają na stół. Ten rytuał daje nam poczucie kontroli. Dokładnie wiemy, co się będzie działo w Święta. Bardzo często w życiu codziennym takiej kontroli nie mamy, w Święta – tak! Wiemy, jak przejść od punktu A do punktu B. Tu życzenia, tu pierwsza potrawa, tu druga, tu pierogi, tu kutia, tu prezenty, tu rozchodzimy się. To jest bardzo bezpieczne. Gdybyśmy sobie nie składali życzeń, wybilibyśmy się z tego bezpiecznego rytuału.

– No dobrze, ale są osoby, które właśnie mają kłopot z tym uczestniczeniem w rytuale, z tym, że muszą wypowiadać formułki, które tak naprawdę nic nie znaczą. Nie dotyczy to zresztą tylko Świąt, także urodzin, jubileuszy, uroczystości uniwersyteckich itp. Powtarzamy te same słowa, przez co stają się kalkami bez wartości.

– Protestuję przeciw takiej interpretacji. Może nam się wydawać, że robimy coś w sposób niezręczny, jeśli nie potrafimy jakichś oryginalnych życzeń wymyślić. Ale spokojnie, wszystko będzie dobrze, wszystko pójdzie według skryptu. Nie musimy się tym przejmować. Sam fakt wypowiedzenia życzeń w określonym momencie wystarczy. To kontekst narzuca im określone znaczenie i wartość.

– Przebrnęliśmy więc przez życzenia i teraz jemy. Mówiliśmy już trochę o jedzeniu. Ważne jest, że podajemy co roku te same potrawy.

– No tak, bo i to tworzy wspólnotę. Potrawy nie są na Wigilii przypadkowe. Z reguły wiążą się w jakiś sposób z historią naszej rodziny. Na kolacji wigilijnej u rodziny mojej żony każda potrawa ma swoją historię. Kutia i pierogi, bo rodzina mieszkała na  kresach. Podczas jednej z Wigilii poczułem się jeszcze bardziej związany z rodziną żony, bo teściowa zrobiła smażonego karpia, którego nigdy na Wigilię nie podawała, a który był zawsze w moim domu rodzinnym. A więc jedzenie to nie tylko potwierdzenie statusu w trudnym czasie zimowym, jedzenie ma także charakter symboliczny. Bo to jest NASZE jedzenie.

– Wprowadziłeś smażonego karpia na stół wigilijny w rodzinie żony. Czyli stworzyłeś nową tradycję. Już teraz zawsze podczas jedzenia smażonego karpia w waszej rodzinie będzie się to wspominać.     

– Tak! Potrawy mają też oczywiście znaczenie regionalne. Trochę co innego podajemy w Kujawsko-pomorskiem, co innego w Wielkopolsce. Jedzenie jest więc także celebrowaniem mikrokultury. Na co dzień o tym nie myślimy.

– Właśnie, być może to jest w Świętach bardzo ważne – myślenie o tym, o czym na co dzień nie myślimy. Zapytam może trochę znienacka o święta śmierci, bo i Halloween, i Święto Zmarłych tak nazwać można. Czy to myślenie o śmierci, którą na co dzień wyparliśmy z życia, jest dla nas dobre?   

– Zależy jak do tego podejdziemy. Zwykle myśli o śmierci wypieramy, myślenie o przemijaniu powoduje poczucie braku kontroli. Święto Zmarłych możemy różne obchodzić. Łatwo jest wejść w myślenie o śmierci, o zagrożeniu, o tym, że wszyscy umrzemy, nasza grupa rodzinna umrze itp. To jest naprawdę bardzo mocny przekaz i bardzo mocny balast psychiczny. Albo możemy tak o tym myśleć, by tworzyć pewną ciągłość. Ciągłość pomiędzy nami a naszymi przodkami. Pokazywać, że w symbolicznym sensie podlegamy unieśmiertelnieniu. Jestem częścią mojej rodziny. Tu moja babcia, tu dziadek, który był piekarzem. Potem moja mama. Opowiadamy sobie historię naszego życia, skąd jesteśmy, skąd przychodzimy. To może być wyzwalające.

– W naszej rozmowie wielokrotnie przewija się motyw czerpania siły z naszych przodków, z historii naszej rodziny.

– Psycholog by ci powiedział, że aktywowanie myślenia o śmierci może prowadzić do wielu negatywnych efektów społecznych. Aktywowanie myśli o śmierci powoduje zamykanie się na inne grupy społeczne i etniczne; stajemy się bardziej punitywni wobec osób, które łamią normy moralne naszej grupy. Wszystko po to, żeby uzyskać poczucie kontroli nad własnym życiem. Z drugiej strony myślenie o śmierci możemy kontrolować. Możemy myśleć o śmierci jako o końcu czegoś albo jako o procesie, w którym coś się kończy, ale nasza grupa społeczna czy narodowa ciągle istnieje. Mówienie o przodkach, podkreślanie ciągłości – oni nie żyją, ale my żyjemy i jesteśmy ich potomkami, kontynuujemy ich tradycję – to powinno negatywne efekty myślenia o śmierci osłabić.

Święta, święta i po świętach. Dlaczego wielu z nas odczuwa wtedy ulgę?

– Nie mam tu dobrej odpowiedzi. Pewnie zasadnicze jest to, jak się czujesz związany ze swoją rodziną na wejściu. Jeśli to są dla ciebie obcy ludzie, to Święta mogą być czymś strasznym. Jeżeli zaś twoja rodzina ma długotrwałą tradycję, pewne rytuały celebrowane podczas Świąt, to będzie to dobry czas. Święta są pewnego rodzaju wysiłkiem. To, żeby podtrzymać te tradycje, żeby to robić w podobny sposób przez długi czas. Ale to odtworzenie rutyny daje zarazem poczucie bezpieczeństwa. I można też tę rutynę aktywnie kreować. Można się umówić na coś nowego w rodzinie. W rodzinie mojej żony na miesiąc przed Świętami dokonujemy losowania prezentów – kto komu robi prezent. Wcześniej z prezentami był spory kłopot. Teraz mamy wypracowany sprawiedliwy system. I ta nowa tradycja też ma charakter spajający.

Celebrujmy zatem nasze rodzinne rytuały i nie bójmy się zostawiać w nich swoich śladów. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Jakie życzenia złożysz Czytelnikom „Głosu”?

– Z perspektywy psychologicznej – bycia Świętym Mikołajem dla innych i trafionych prezentów. Bo obdarowywanie innych bardziej podwyższa nasze zadowolenie niż ich dostawanie. A poza tym – po prostu kwantów pozytywnej energii!            

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Click to zoom the picture. Click to zoom the picture. Click to zoom the picture. Click to zoom the picture.