Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy w Toruniu, wspólnie z Wydawnictwem Naukowym UMK, zorganizowało spotkanie poświęcone książce Kosmos i życie z udziałem autorów prof. prof. Jana Kopcewicza, Włodzisława Ducha i Andrzeja Strobla. Spotkanie prowadził red. Winicjusz Schulz – redaktor naczelny „Głosu Uczelni”. Poniżej przedstawiamy obszerne fragmenty debaty.
Winicjusz Schulz: Na początek muszę zapytać, skąd się wziął pomysł na taką książkę, gdyż pozycje tego typu w obecnych czasach rzadko się trafiają. Rzadko w ogóle się zdarza, żeby profesorowie chcieli coś tak obszernego, konkretnego i popularyzującego naukę napisać i na dodatek, by trzej wybitni profesorowie chcieli swoje siły połączyć – to jest to ewenement, szczególnie w Polsce.
Prof. Jan Kopcewicz: Pomysł wziął się przede wszystkim z samego tematu – problemy Wszechświata, powstania życia, natury umysłu narzucają się same i są na tyle ważne, że postanowiliśmy ustosunkować do nich. Myślałem o takim przedsięwzięciu od dłuższego czasu, ponieważ zawsze oprócz biologii zajmowałem się filozofią przyrody i połączenie tych dziedzin wydawało mi się bardzo istotne. Chciałem naświetlić, zarysować – w sposób, nie do końca naukowy, bo jest to przecież książka popularno-naukowa – pewne granice, w których, jeśli człowiek myśli na temat kosmosu i życia, to powinien się obracać.
Prof. Włodzisław Duch: Do mnie zadzwonił profesor Kopcewicz i zwyczajnie nie mogłem mu odmówić. Całkiem proste (śmiech).
Prof. Andrzej Strobel: Przyłączam się do tego samego stwierdzenia. Zresztą propozycja była nie do odrzucenia i z naszej strony spotkała się z pełnym odzewem. Poza tym sadzę, że tok myślenia i podejście do tego tematu było u nas podobne.
Włodzisław Duch: Tym bardziej, że temat jest taki, że każdy z nas chciałby sobie uporządkować i „ogarnąć”, jak to się teraz mówi, nie tylko to, czym sam się zajmuje, ale też i inne obszary, gdyż mamy tutaj dziedziny od astronomii przez biologię do umysłu.
Winicjusz Schulz: Powędrujmy, zatem przez kosmos i życie z zachowaniem kolejności zaproponowanej przez Panów w książce. Astronomia na początek. Gdy patrzy się na nią można odnieść wrażenie, że nasze poznawanie kosmosu to droga od ziemiocentryzmu po przekonanie, że jesteśmy maleńką cząstką Wszechświata.
Andrzej Strobel: Rzeczywiście, przez wieki poznawania świata człowiek startował z kosmosu bardzo bliskiego Ziemi. Było to bardzo naiwne wyobrażenie, jak obecnie rozumiemy, ale niewątpliwie traktowano wszystko, co nas otaczało, jako całość. Potem w miarę upływu czasu, kosmos zaczął się jawić człowiekowi, jako coś oderwanego, odległego, coraz bardziej niezależnego od nas i stopniowo przechodziliśmy do rozumienia naszego miejsca we Wszechświecie. To znaczy, ten kosmos nie tylko był nam bliski, ale był środowiskiem, w którym istniejemy. Znajdowaliśmy powoli jako ludzie uwarunkowania kosmiczne naszego istnienia. Oczywiście, nasuwało to pewne myśli o analogiach w tym kosmosie, o potrzebie odpowiedzi na pytania: czy my mamy coś wyjątkowego, osobliwego, czy jesteśmy czymś wyjątkowym. Kopernik obalił ten mit, wprowadzając na samym początku swoją zasadę, która tworzyła z Ziemi coś zwykłego, nie wyjątkowego. Dalej pojawiły się pytania o powszechność zjawisk, które tu mamy i obserwujemy. Ale chciałem zwrócić uwagę na tytuł naszej książki. Czy odpowiada on pewnej filozofii wyjściowej? To nie jest życie w kosmosie, to są odrębne podejścia, ponieważ chyba nie jesteśmy w stanie obecnie odpowiedzieć na pytanie o życiu we Wszechświecie i jego powszechności. Dlatego wyodrębnione tematy miały dać jedynie podstawę do indywidualnego szukania powiązań. Być może podczas lektury książki wnioski mogą być nawet negatywne – nie wykluczam, że na to prosto postawione pytanie, odpowiedź może nie być ani prosta, ani łatwa i nie wiadomo, do jakich wniosków może nas doprowadzić.
Winicjusz Schulz: Mimo to spróbuję jednak zadać proste pytanie: jak Panu jako astronomowi wydaje się – abstrahując od życia na Ziemi – czy Ziemia jest unikatowa, czy jest podobna do innych „ciał niebieskich”?
Andrzej Strobel: To zależy, jak na tę Ziemię się spojrzy. Jeżeli spojrzymy na globalne charakterystyki, jak masa, położenie, ruchy, możemy przyjąć, że jest to coś zwyczajnego, powtarzalnego we Wszechświecie. Spodziewamy się istnienia ogromnej liczby układów planetarnych, wśród których mogą znajdować się analogiczne układy do naszego, również z Ziemiami lub czymś podobnym do naszej planety. Jeżeli spojrzeć na życie na Ziemi, a szczególnie na jego rozwój do poziomu cywilizacyjnego, to wtedy sytuacja staje się bardziej skomplikowana. Tu już nie bardzo jesteśmy pewni, czy to może być rzeczywiście aż tak powszechne.
Winicjusz Schulz: Przeczytałem w pańskim rozdziale, że Ziemia z Księżycem tworzą tzw. układ podwójny. A co by było, gdyby Księżyca, który Ziemię stabilizuje, jednak nie było? Życia też by nie było?
Andrzej Strobel: Uwarunkowania dla ukształtowania, powstania życia i jego trwania, tak jak obecnie je rozumiemy, wiążą się bardzo ściśle z takimi subtelnymi dopasowaniami wszystkich parametrów, jak wielkością Księżyca, jego odległością, wpływem na stabilizację Ziemi. Proszę zauważyć, że bez Księżyca wszystkie sezony mogłyby zmieniać się w ciągu doby... Nie wiem czy byłyby to warunki klimatyczne dla istnienia życia.
Winicjusz Schulz: Merkury, Wenus, Ziemia, Mars nazywa Pan planetami ziemskimi, potem są planety „jowiszowe”: Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, aż wreszcie dochodzimy do granic Układu Słonecznego i Obłoku Oorta. Im dalej od Słońca, tym mniej szans na życie?
Andrzej Strobel: Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, dlatego że trzeba by zdefiniować życie jako takie. Ale w tym zakresie, jak je rozumiemy, ta ekosfera rozciąga się poza Wenus i nie sięga Marsa w tym obszarze, w jakim Ziemia się znajduje. I tu jest albo czysta osobliwość, „cud życia” na tym obiekcie, albo odwrotnie – te warunki, w tym obszarze, są tak niezwykłe, że właśnie tutaj mogło powstać życie i dlatego powstało. Co jest dalej? Znamy względnie dobrze obszar układu słonecznego, do którego przebycia światło słoneczne potrzebuje 6–6,5 godzin. Daleko nam jeszcze do granic układu słonecznego, czyli do zakresu, który światło słoneczne pokonuje w rok. Pozostaje ogromna przestrzeń, którą na razie tylko fragmentarycznie rozpoznajemy. To są takie subtelności, niuanse. Czasami mamy przez przypadek jakieś obiekty z tamtego obszaru wrzucone w nasz, ale chyba nie jesteśmy pewni wielu zagadnień, łącznie (być może!) z prawami fizyki, jakie tam obowiązują.
Winicjusz Schulz: Mamy jeszcze 5 mld lat, nim Słońce stanie się czerwonym olbrzymem i wchłonie Ziemię, ale z obliczeń wynika, że raz na milion lat coś może uderzyć w nią. To już brzmi gorzej. Jesteśmy gotowi na obronę?
Andrzej Strobel: Powoli to rozpoznanie zachodzi z odpowiednim wyprzedzeniem. Patrząc na historię badań – pierwszy „obudził” się na naszej planecie Kopernik i dalej budzili następni, chociaż może nie do końca – zaczęliśmy zwracać szczególną uwagę na uwarunkowania, w których żyjemy. W ostatnich latach, widać wyraźnie tendencję do monitorowania naszego otoczenia, bardzo szczegółowego sprawdzania, po to chociażby, żeby przygotować się do ewentualności nawet bardzo dramatycznych.
Oczywiście, w czystej fantazji możemy rozciągnąć wyobrażenie życia na miliardy lat – sądzę, że prof. Kopcewicz lepiej będzie znał na to odpowiedź, bo to jest kwestia biologii. A może prof. Duch odpowie, czy cywilizacja mając pewne cechy, które już ujawnia, ma szanse przetrwać aż tak długo? Natomiast, nawet uwarunkowania fizyczne nie rozciągają się tak bezkrytycznie na 5 miliardów lat; już po miliardzie, prawdopodobnie, otoczenie fizyczne zmieni się dosyć radykalnie: Słońce puchnie, Księżyc się oddala – to zjawiska systematyczne, o których wiemy. Oczywiście trzeba pamiętać o możliwości uderzeń planetoid…
Winicjusz Schulz: Ale pisze Pan, co też nas pociesza, że Wszechświat się czyści. Czyli tych zagrożeń w miarę upływu czasu (milionów lat) jest coraz mniej.
Andrzej Strobel: No tak, ale są to hipotetyczne założenia. My powinniśmy odejść od stwierdzeń takich absolutnych, pewników. Tych my nie mamy, nauka ich nam nie dostarcza. Boję się, że dostarcza nam dużo więcej pytań, aniżeli odpowiedzi.
Winicjusz Schulz: Pewnikiem jest, że w 1992 roku prof. Aleksander Wolszczan odkrył pierwszy system planetarny pozasłoneczny. Teraz wiemy, że jest ich wiele. Z życiem, bez życia?
Andrzej Strobel: Jest to pytanie otwarte. Szukając analogii do naszego układu słonecznego, jakoś nie potrafimy znaleźć podobnego systemu, mimo odkrytych kilku tysięcy takich układów planetarnych. To świadczyłoby o pewnej osobliwości naszego układu, którego charakteryzuje centralne położenie Słońca, bardzo trwałego obiektu, położenie Ziemi w ekosferze z cywilizacją nawet – nie tylko życiem – i zewnętrzne położenie wielkich planet, trochę działających osłonowo na nas. Żeby znaleźć coś podobnego, trzeba by uszczegółowić badania innych układów planetarnych. Tego jeszcze nie mamy, jesteśmy na początku drogi, mimo odkrycia tak wielu układów i postawienia tezy, że prawdopodobnie każda gwiazda może mieć swój układ planetarny, a to by stwarzało w jednej galaktyce setki miliardów potencjalnych możliwości. (Wtedy, oczywiście, statystyka zdaje się nas przekonywać, że skoro jest taka liczba, to nieuniknienie prowadzi do ogromnej liczby potencjalnych cywilizacji). Ale nawet słynne równanie Drake’a, będące statystycznym ujęciem tego zagadnienia, wskazuje na dwie możliwości – albo pojedyncze w takich rozważaniach, no, sięgające kilkunastu, może kilkudziesięciu (ale to wszystko jedno, to są pojedyncze sytuacje), aż do bardzo wielkiej liczby. Gdzieś pomiędzy jest prawda, jeden układ znamy – nasz, co do reszty…?
Włodzisław Duch: A czy teleskop Webba nam nie pomoże?
Andrzej Strobel: Teleskop Webba jest następcą teleskopu Hubble’a, który głównie został ofiarowany społeczeństwu, aby dostarczyć bardzo interesujących i ważnych zdjęć kosmosu, przybliżyć go w sensie czysto obrazowym. I spełnił doskonale to zadanie, chociaż pomógł też astronomom w uzyskaniu różnych danych i wyciągnięciu wielu ważnych wniosków, a także – ilustracji. Ile ten dostarczy? Jest to pytanie otwarte, ale być może teleskop ten pomoże astronomom.
Winicjusz Schulz: Wszechświat zaprzecza myśleniu zwykłego śmiertelnika. Ma ograniczoną objętość, ale nie ma granic. Aż chciałoby się pomyśleć, że jest tam gdzieś jego kres, jakieś kosmiczne wrota. Otwieramy je i co jest dalej?
Andrzej Strobel: Jeżeli chodzi o granice Wszechświata, to podajemy jego wymiary z grubsza. Dzielimy go wyraźnie na ten, który nazywamy „nasz”, a więc ten, który oparty jest o fizykę nam znaną. Te granice, określa prędkość światła i wiek Wszechświata. Co jest dalej i jak on mógł rozszerzyć się w sposób rzeczywisty w początkowym okresie swojego istnienia, jest także pytaniem otwartym.
Winicjusz Schulz: Zacytuję fragment z książki: „Nasz Wszechświat może nie być jedynym. Mogą istnieć inne (równoległe) wszechświaty o całkowicie innych właściwościach”. Brzmi to bardzo intrygująco, czyli np. jakich?
Andrzej Strobel: Odrębnych. To znaczy o takich, których u nas nie mamy i podejrzewam, że trudno było by nam je przewidzieć.
Jan Kopcewicz: Myślę, że można założyć, że w multiświecie istnieją różne światy z różnymi prawami natury. Na przykład światło może rozchodzić się nie z szybkością 300 tys. km na sekundę, a powiedzmy 500 tysięcy albo 100 tysięcy, i tak dalej.
Winicjusz Schulz: Jak powstaje życie? Czym jest życie? W Kosmos i życie prof. Jan Kopcewicz początkowo odpowiada, że brak odpowiedzi na tak postawione pytania. Jako czytelnik poczułem się zaskoczony i zawiedziony. Na szczęście odpowiedź jednak pada: otwarty system zdolny do namnażanie siebie. Ale to wszystko dzieje się na najbardziej elementarnym poziomie.
Jan Kopcewicz: Definicji życia poszukuje się od starożytności. Oczywiście, teraz, gdy paramy się cybernetyką, informatyką itd., ta definicja jest inna, niż kiedyś. Ale generalnie, my nie wiemy, co to jest życie, ten fenomen, który obserwujemy. My go opisujemy, natomiast, żeby powiedzieć: „co to jest albo czym jest”, nie jesteśmy w stanie tego zrobić, ponieważ nie rozumiemy, w jaki sposób materia nieorganiczna zamienia się w układy organiczne, w jaki sposób następuje przejście.
W książce Kosmos i życie starałem się opisać pewne etapy powstawania życia, ale to są tylko pewne hasła. Natomiast, do każdego etapu prowadzi olbrzymia droga. W związku z tym, scharakteryzowanie życia jest niezwykle trudne. Myślę, że składa się ono z trzech zasadniczych składników (systemów): przede wszystkim z czegoś, co przetwarza energię pobieraną ze środowiska w swoją energię, drugim jest wytworzenie tego wszystkiego, co jest w organizmie, czyli struktur i metabolizm, no i trzeci niezwykle ważny – składnik informatyczny, a więc przetwarzanie informacji. Naturalnie, pojawia się pytanie, jak te systemy powstawały? Są różne koncepcje, ale nie będę w nie teraz wnikał, bo każdy może mieć inne zdanie na ten temat. Natomiast faktem jest, że człowiek nigdy nie zrezygnuje z zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi na to, czym jest życie i jak ono się tworzy oraz czy jest inne życie we Wszechświecie.
Muszę powiedzieć, że tymi pytaniami człowiek właściwie czuje się już zażenowany – że na tak postawione, niby proste, pytanie nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Dzieje się tak, gdyż my, po prostu, na ten temat nic nie wiemy (!), przeprowadzamy tylko pewne spekulacje. Czy są one prawdziwe, to jest inna sprawa. No, ale na pewnym etapie rozwoju wiedzy zawsze pojawiają się pewne koncepcje, w związku z czym dobrze jest je przedstawiać. W naszej książce zaprezentowałem, np. powstanie życia według jednej z koncepcji, która najbardziej mi odpowiada, i która na tym etapie wydaje się, że może mieć pewne elementy słuszności, ale tylko elementy. Czas pokaże, jak to się będzie zmieniać, chociaż zasadnicze założenia, że najpierw jest ewolucja chemiczna nieorganiczna, później organiczna i dalej zaczyna – w pewnych okolicznościach – przechodzić w jakieś struktury i funkcje biologiczne, prawdopodobnie pozostanie, no bo jak inaczej można to sobie wytłumaczyć.
Winicjusz Schulz: W kontekście biologii syntetycznej przywołuje Pan fizyka Richarda Feynmana. „Nie rozumiem tego, czego nie mogę stworzyć”. Człowiek niczym Bóg-stwórca? Demiurg?
Jan Kopcewicz: Stworzenie życia w laboratorium teoretycznie jest możliwe, chociaż w tej chwili nie wiemy, jak to zrobić. Jest to związane z rozwojem chemii organicznej i biochemii dotyczącej procesów życiowych. Przy coraz silniejszym rozwoju tych dziedzin, być może, dojdzie do takiego momentu, że uda się rozpocząć się jakiś cykl życiowy. Tylko to nigdy nie będzie dowodem, że tak życie w naturze powstało. Będzie jedynie dowodem, iż mamy już bardzo wysoki stopień opanowania syntezy chemicznej i potrafimy syntetyzować nawet struktury biologiczne, ale – jeszcze raz chciałem podkreślić – to wcale nie będzie oznaczało, że kiedyś tak na naszej Ziemi, i innych planetach, powstawało życie, ponieważ w laboratorium stworzymy pewne sytuacje, których nigdy nie ma i nie było w naturze.
Winicjusz Schulz: Chciałbym zapytać o wizję przyszłości biosfery. Przez 10 tysięcy lat był względny spokój – aż do ery przemysłowej. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu przestrzegano ludzi, że za 200–300 lat Ziemia może ulec takiej degradacji, że nie będzie nadawała się do życia. Teraz ta perspektywa dramatycznie się kurczy. Już nie nasze prawnuki, nawet nie wnuki, ale dzieci mogą doczekać zagłady, jeśli ludzkość nie opamięta się. A pan jako biolog uważa, że który ze scenariuszy jest bardziej realny: ten pesymistyczny czy optymistyczny – ludzkość ocali Ziemię? A może zastosuje ten trzeci wariant – ludzkość ucieknie z Ziemi?
Jan Kopcewicz: Myślę, że nie zdąży uciec z Ziemi, ponieważ ucieczka jest bardzo odległą perspektywą. Natomiast oba warianty – pesymistyczny i optymistyczny – są możliwe. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób człowiek spojrzy na tę rzeczywistość. Ale proszę zwrócić uwagę czy ktoś w tym naszym świecie przejmuje się tym, o czym teraz my tutaj rozmawiamy? Przecież zamiast stworzyć jakiś federalny, planetarny rząd, który będzie panował nad całością i będzie chronił i walczył o tę planetę, to oni zaczęli się bić – myślę o Ukrainie – nie wiadomo po co. Przecież to jest idioctwo i kretyństwo! My jesteśmy na bardzo niskim stopniu rozwoju intelektualnego i dlatego jestem pesymistą w tym względzie. Nie damy sobie rady.
Winicjusz Schulz: Kim będzie homo sapiens za, powiedzmy, 250 tysięcy lat?
Jan Kopcewicz: Jestem przekonany, że za bardzo długi okres czasu już go nie będzie. Natomiast, gdybyśmy założyli taki wariant, że nagle powiększymy objętość mózgu i zaczniemy inaczej myśleć o tym świecie, no to myślę, że człowiek już będzie cyborgiem. My już w tej chwili mamy jakieś dziwne urządzenia w sobie, a z upływem czasu będziemy mieli ich coraz więcej np. sztuczne serce. Nie wiem, czy ono będzie potrafiło kochać, ale może tak (śmiech). Natomiast jest to pewna perspektywa, którą chciałbym, żeby ludzkość osiągnęła – ale jestem pesymistą.
Winicjusz Schulz: Jest takie opowiadanie Stanisława Lema Czy Pan istnieje Mr Jones?. Tytułowy bohater to kierowca rajdowy, który w kolejnych imprezach ma wypadki i powoli różne części jego ciała zastępowane są sztucznymi. W końcu z Pana Jonesa zostaje tylko jedna półkula mózgowa. To wizja literacka, ale czy nie ziści się? Ludzkie ciało nie jest doskonałe, chorujemy, umieramy. Nie muszą chorych organów zastępować protezy, ale już dla wielu z nich źródłem mogą być hodowle z komórek macierzystych.
Jan Kopcewicz: Człowiek ma w sobie pewien układ biologiczny, który jest układem bardzo trudnym do utrzymania przez długi czas. Dlatego będzie zawsze walczył o przedłużenie życia. Ale 130 lat to jest, mniej więcej, ta granica, który nasz układ genetyczny przewiduje żebyśmy funkcjonowali. To tylko w Związku Radzieckim żył człowiek, który miał 170 lat – ale się okazało, że w czasie Wielkiej Rewolucji dopisali mu 100 lat (śmiech). Natomiast normalnie jest to niemożliwe. Myślę jednak, że nasz układ biologiczny będzie słabnąć, będziemy starali się zostać cyborgami. Na końcu, możemy przewidywać, że naszą świadomość przeniesiemy do innego układu.
Winicjusz Schulz: To może, Panie Profesorze, pójdźmy krok dalej – może hodowla człowieka na zamówienie. Dziewczyna czy chłopiec, brunetka, blondynka, talent sportowy, naukowy lub artystyczny. A może żołnierz, atleta. Brzmi to koszmarnie? Jest możliwe?
Jan Kopcewicz: Oczywiście, że jest to możliwe. Już w tej chwili – nigdzie nie ma potwierdzenia – ale w gremiach biologów molekularnych, genetyków molekularnych, panuje opinia, że na świecie jest prawdopodobnie kilku lub kilkunastu sklonowanych ludzi. Lecz sklonowanie nie oznacza, iż będzie to taki sam człowiek. On może tak samo wyglądać, ale mentalnie, intelektualnie, będzie całkiem innym człowiekiem. W związku z tym możemy dojść do takiego makabrycznego etapu, kiedy zaczniemy myśleć o transplantacji mózgu do takiego klona.
Winicjusz Schulz: Ale od tego, to już prawie krok do nieśmiertelności. Można wyobrazić sobie hodowanie kolejnych i kolejnych klonów…
Jan Kopcewicz: Dokładnie. Przecież jednym z największych marzeń człowieka jest nieśmiertelność. Zresztą osiągnąć ją można we wspomniany już sposób lub w sensie mentalnym, przeniesienia naszej świadomości poza i trwanie w jakimś superkomputerze.
Włodzisław Duch: Może jeszcze nawiążę do tej części biologicznej. Czy Pan istnieje Panie Schulz?
Winicjusz Schulz: …?
Włodzisław Duch: Pytam, albowiem niektóre komórki np. te w nabłonkach jelita wymieniają się co cztery dni, a te które najwolniej się wymieniają, w kościach, raz na 10 lat. Więc np. 20 lat temu miał Pan zupełnie inną materię i komórki, i one wszystkie w nas całkowicie się wymieniły, łącznie z komórkami kości. To pokazuje, że jesteśmy „wymieniani” bez przerwy, i to jest to, co już ludzie zauważyli w starożytności, rozważając np. słynny paradoks statku Tezeusza: czy statek, któremu wymieniono wszystkie części jest nadal statkiem Tezeusza, czy czymś innym? Paradoks tożsamości był dyskutowany 2,5 tysiąca lat temu!
Winicjusz Schulz: Ale ja, to przede wszystkim mój umysł, a nie tylko nawet najlepsze ciało. Trwają już próby, nazwijmy to w uproszczeniu, zapisania ludzkiego mózgu. I tu pytanie do prof. Włodzisława Ducha. To też droga do... nieśmiertelności?
Włodzisław Duch: Trwają próby zeskanowania na bardzo szczegółowym poziomie struktury mózgu, ale odtworzenie tej struktury na razie nie wydaje się jakoś szczególnie możliwe. Dzieje się tak dlatego, że musielibyśmy zbudować „coś”, co składa się ze 100 miliardów neuronów, 100 tysięcy miliardów połączeń, a w dodatku nie tylko zbudować strukturę, ale jeszcze ożywić ją w taki sposób, w jaki nasze mózgi są przez metabolizm ożywiane. To wydaje się raczej nierealną perspektywą, żeby w ten sposób osiągnąć nieśmiertelność.
Istnieje wiele paradoksów związanych ze wspomnianym „zapisaniem ludzkiego mózgu”. Proszę zwrócić uwagę, co by to znaczyło, że jest moja kopia? Czy ta kopia jest mną i jak się nie zniszczy, to ja będę tą kopią…? Nasze poczucie tożsamości jest czymś bardzo dziwnym, prawda? Ale nie da się jego tak łatwo przenieść. Gdyby ktoś zrobił idealną kopię mojego mózgu i powiedział, że teraz jesteś tam, to nie byłoby moje odczucie. Lecz z drugiej strony, jak zasnę i się nie zbudzę, a tam się zbudzę, no to tam ktoś się zbudzi, ale czy to ja?
Druga część debaty – w kolejnym numerze „Głosu Uczelni”.
Przygotował i opracował: Wojciech Streich
Jan Kopcewicz, Włodzisław Duch, Andrzej Strobel, Kosmos i życie, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2022, ss. 370.