Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Romantyzm nowoczesny

Portret uśmiechniętego bohatera rozmowy spoglądającego w swoją lewą stronę. Widoczna głowa i fragmenty ramion. Ciemna marynarka i koszula, czerwony krawat. Zdjęcie wykonane w pomieszczeniu, tło niewyraźne.
fot. Andrzej Romański

Z prof. Mirosławem Strzyżewskim, historykiem literatury, rozmawia Winicjusz Schulz

– Rok 2022 proklamowany został „Rokiem Romantyzmu Polskiego”. Zajmujesz się tą epoką w swych badaniach od dawna. Skąd ten wybór? Bo najciekawsza?

– Istotnie, zajmuję się romantyzmem od dawna, zrządził przypadek i nie to jest najistotniejsze; muszę zaoponować na wstępie: dla mnie romantyzm to nie żadna „epoka”, ale zjawisko kulturowe, jestem współczesnym literaturoznawcą, a nie „szkolnym” polonistą, i warto zaznaczyć, że dziś pojęcia „epoka” używa się raczej ostrożnie i rzadko w odniesieniu do literackich okresów, w zgodzie z badaniami europejskimi należy raczej używać terminów „dziewiętnastowieczność” lub „nowoczesność”, czym zazwyczaj określa się czas w dziejach kultury i literatury od końca wieku XVIII aż do początków XX wieku; romantyzm to jeden z wielu prądów nowoczesności zarówno u nas, jak i w Anglii, Niemczech czy we Francji, występuje równolegle m.in. obok sentymentalizmu, klasycyzmu, realizmu, pozytywizmu polskiego, naturalizmu, symbolizmu.

Lubię romantyzm z wielu względów, dlatego poświęciłem się badaniom tego nurtu. Przede wszystkim to czas, w którym narodziły się wszystkie znane nam współcześnie zjawiska kulturowe: synkretyzm, podmiotowość, kosmopolityzm, popkultura, narodowość, tożsamość kulturowa, to wówczas powstał nowoczesny management muzyczny dla ówczesnych gwiazd (Rossini, Paganini, Liszt, Pauline Viardot), rynek oper, paneuropejskie stosunki kapitalistyczne w łonie kultur narodowych, narodził się dynamiczny rynek książki, prawo autorskie, tantiemy, pojęcie wydań korsarskich itp., wiele by o tym mówić. Romantyzm fascynuje mnie swym bogactwem i różnorodnością, relacjami między słowem, muzyką i obrazem, to niezwykły wręcz okres kompletnie nieznany współczesnym studentom, którzy ze szkół wynoszą koszmarne stereotypy, kalki i obrzydzenie martyrologią, co niewiele ma wspólnego z istotą romantyczności i romantyzmu.

– Dla wielu Polaków to zapewne najsłynniejsza epoka literacka – bo Mickiewicz, bo Słowacki, bo Krasiński, bo Norwid. Najsłynniejsza, ale czy najlepsza? Cokolwiek kryłoby się za tym określeniem.

– Nigdy nie wartościuję przeszłości. Była, jaka była. Badam ją tylko i próbuję zrozumieć, nic więcej. Nie ma dla literaturoznawcy „epoki” lepszej i gorszej, to nonsens poznawczy. Jestem filologiem, opieram się na tekstach nie tylko wybieranych pod określonym kątem poznawczym, ale możliwie różnorodnych, należę do szkoły hermeneutycznej spod znaku Paula Ricoeura, cenię „dzieło otwarte” Umberta Eco oraz filozofię nowoczesności Jürgena Habermasa, obce tedy jest mi strukturalistyczne szufladkowanie czy ideologizowanie treści, które rozumiem prosto jako narzucanie tekstom interpretacji wynikającej z innych porządków, często nieprzystawalnych do danego utworu oraz manipulowanie dowolnymi  kontekstami tudzież wybiórcze cytowanie.

Ze szkoły Polacy wynoszą niestety garść starej wiedzy, bardzo już zmurszałej, która nijak ma się do prawdziwego obrazu tego okresu. Ile ja się muszę ze studentami nawalczyć, by zechcieli porzucić swoje fobie i fałszywe, skostniałe wyobrażenia, ale warto podejmować taki trud, aby ukazać otwartość i uniwersalność romantyzmu oraz wielorakie zjawiska, które tam się narodziły i które trwają do dziś. I na pewno nie jest to okres dla młodzieży najpopularniejszy. Na pewno. Po prostu wynosząc fałszywe stereotypy, nie znają romantyzmu. Dlatego należy przywracać właściwy obraz tego czasu.

– Czy popularność romantyzmu to nie jest zarazem pułapka, by myśleć o tej epoce i jej twórcach schematycznie: trochę miłosnych uniesień, tragicznego patriotyzmu i nostalgii – i już mamy literaturę romantyczną?

– No tak. Ale to bzdura jakaś całkowita, owo pomieszanie wątków sentymentalnych z tyrteizmem, to nie jest romantyzm. To nawet nie jest ersatz romantyzmu. Raczej kicz jakiś. Kicz może mieć charakter obrazowy, ale i myślowy w postaci utrwalonych „przekonań” i „mniemań”. Nie chce mi się nawet tego komentować. Zajmuję się literaturą i kulturą wysoką, nie zaś jej obrzeżami grafomańskimi czy uproszczonymi wyobrażeniami.

– Schematem, uproszczeniem jest zapewne też niemal do jednego dnia wyznaczanie czasu  trwania tej epoki: od premiery Ballad i romansów Mickiewicza po wybuch powstania styczniowego? A przecież nic się nagle nie zaczyna i nie kończy w sztuce.

– Drogi Winicjuszu, znamy się tak wiele lat, że mogę chyba rzec po sportowemu. Nie istnieje tego typu periodyzacja. Kultura to zbyt złożone zjawisko! To straszliwe uproszczenia i przykro mi to mówić, bo niektórzy historycy literatury także ciągle tkwią w głębokiej przeszłości i powielają stare bajki lub w ogóle nie zastanawiają się nad tym. No to ich sprawa jest. Nie moja. Uczę studentów złożoności procesu historycznego i kulturowego, nie zaś przywiązywania wagi do mniej lub bardziej udanych dat symbolicznych, które współtworzą mity, ale niewiele mówią o rzeczywistości historycznej. Ponoć społeczności potrzebują jednak takiej mitologizacji dla podtrzymania tożsamości własnej.

– Rok romantyzmu to może też dobry czas, by pokazać różnorodność ówczesnej twórczości. Nawet u poszczególnych twórców. Wystarczy przecież w przypadku Mickiewicza ustawić obok siebie ballady, Sonety krymskie, Dziady i Pana Tadeusza (o mesjanistycznym okresie nie wspominając). Chyba żadnego z wieszczy nie da się jednoznacznie zaszufladkować?

– Mickiewicz, Słowacki, Krasiński to bogate osobowości twórcze o ogromnym dorobku literackim i sile perswazji, ich twórczość jest różnorodna, często kontrowersyjna, przynosi bogatą problematykę, niekiedy trudną i wymagającą refleksji pogłębionej, nie zaś dominującego dziś dyskursu ideologicznego (politykierskiego choćby), twórczość ta daje się wyjaśniać w pełni tylko w perspektywie i kategoriach nowoczesności.

Najważniejsze, że są to twórcy ciągle żywi oraz inspirujący, ale część ich spuścizny, bodaj ta najbardziej atrakcyjna, egzystencjalna i estetyczna, jest często zupełnie nieznana szerszej publiczności u nas. Nadto romantyzm to nie tylko ci sztandarowi poeci narodowi, co mówię z przekąsem. Zgadzam się, że rok romantyzmu może pomóc w ukazaniu wielości światów romantyków i zachęcić do ich poznawania. Tylko jakoś propedeutów nie widać na horyzoncie.

– A propos określenia „wieszcz”. Jak należałoby je wytłumaczyć współczesnym Polakom? Coś między guru a... celebrytą?

– To jedno z najważniejszych pojęć krytyki romantycznej o proweniencji sięgającej czasów antycznych, w dziewiętnastym stuleciu oznaczało najczęściej poetę natchnionego, tworzącego w rytm wewnętrznych, spontanicznych impulsów. Potem narzucono jeszcze przymiotnik „narodowy” i powiązano z tzw. poezją wieszczą. Upraszczam rzecz jasna wywód. Z czasem termin w wielu środowiskach intelektualistów po prostu skompromitował się, stał się świetną pożywką dla kabaretów (m.in. Piwnica pod Baranami), osobiście staram się unikać tego pojęcia, bo nabrało ono z czasem zbyt wielu znaczeń i przeinaczeń, sprowadzających w popularnym odbiorze szkolnym poezję tzw. trzech wieszczów do jednego tylko nurtu bogoojczyźnianego, nadając tym wybitnym twórcom pomnikowy wymiar. Pomniki mogą być, ale niech na cokoły wejdzie przede wszystkim szersza znajomość twórczości owych panów wieszczów z postumentów.

Nie wiem, czy daje się nadać terminowi „wieszcz” współczesne odpowiedniki. Trzeba by młodzież szkolną zapytać, jak rzecz dziś pojmują. Mnie obowiązuje jednakowoż spojrzenie historyczno-kulturowe, które mówi mi, że narodowymi wieszczami-celebrytami pomnikowi romantycy stali się pod koniec XIX stulecia w ślad za zapotrzebowaniem na tożsamościową narrację.

– Można odnieść wrażenie, że nigdy wcześniej i nigdy później poeta, pisarz nie cieszył się tak wysoką pozycją społeczną jak w romantyzmie.

– W całym wieku XIX, a nie tylko w jego wąskim romantycznym nurcie, poeta i pisarz stali bardzo wysoko w hierarchii społecznej, choć niekoniecznie ze względów ekonomicznych. Obowiązywał wówczas kult słowa. To windowało niektórych artystów słowa na wyżyny sławy, innych zaś prowadziło wprost do kazamatów. Obie sytuacje zresztą się nie wykluczają. Jednak nigdy już kult słowa nie odrodził się w takim wymiarze po modernizmie. Słowo piękne i uczone straciło na znaczeniu, o czym dziś się dowodnie przekonujemy.

– Wybacz, trywialne będzie to pytanie. Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Krasiński. Który z nich jest dla Ciebie największym z wielkich? Krasiński? Bo nad jego edycją dzieł pracowałeś?

– Ratuuuuunkuuuu!!!! Nie odpowiem. Nie mam „największych z wielkich” w swojej hierarchii estetycznej czy w wyborach intelektualnych. Mogą to być tylko niektóre dzieła. Może Liryki lozańskie Mickiewicza, może Sen srebrny Salomei Słowackiego, a może Noc letnia Krasińskiego. Arcydzieła piękna. Ale jak mnie zapytasz za jakiś czas, to pewnie podam inne teksty. A wszystko to i tak czytam w perspektywie Les Fleurs Du mal Charles’a Baudelaire’a i À la recherche du temps perdu Marcela Prousta. Taki to ze mnie marny nowoczesny romantyk, choć u nas w domu grasuje nowofundland, podobnie jak u lorda Byrona.

– Mam wrażenie, że Zygmunt Krasiński z tego grona jest Polakom najmniej znany. Kojarzą go z Nie-Boskiej komedii i chyba... z niczego więcej. Zaryzykowałbym przy okazji twierdzenie, że na dodatek niewiele osób zapewne to opus magnum Krasińskiego rozumie.

– Twoja wrażeniowa supozycja jest całkowicie słuszna.

– Cypriana Norwida przez lata wielu Polaków znało jako autora tekstów do... piosenek Czesława Niemena.

– Cóż począć. Norwidolodzy to hermetyczna grupa badaczy. Celebrują tego swojego „innego” poetę, wydobywają ogromne pokłady sensów ukrytych tudzież wyobrażonych tylko w interpretatorskim natchnieniu, ale nie potrafią mimo wielu prób, zwłaszcza w ostatnim Roku Norwidowskim, wprowadzić tego dziewiętnastowiecznego intelektualistę do szerszego obiegu kultury, przy czym sam Norwid zrobił bardzo wiele, by się z tego kulturowego obiegu wypisać już na starcie. Norwid dla mnie osobiście jest wybitnym intelektualistą, a czy dobrym poetą? Śmiem wątpić. Nie jest to opinia oryginalna bynajmniej, jednakowoż głoszona dziś nosi wszelkie znamiona niewłaściwej politycznie.

– Swoją drogą chyba Niemen rzeczywiście wykonał kawał dobrej roboty dla popularyzacji niełatwej przecież w odbiorze twórczości Norwida.

– Możliwe. Tak twierdzi choćby Piotr Chlebowski, znakomity publicysta muzyczny i koneser muzyki rockowej, a jednocześnie profesor KUL-u, znawca Norwida, w tym aspektów estetycznych tej złożonej twórczości. Bema pamięci żałobny rapsod w wykonaniu Niemena z płyty Enigmatic wydaje mi się nazbyt pompatyczny i nadekspresyjny, za to to jego interpretacje wierszy Aerumnarum plenus oraz Italiam, Italiam z kolejnego, tzw. czerwonego albumu, niedawno wznowionego na winylu w świetnym tłoczeniu, są finezyjne i subtelne. Współcześnie też wielu wykonawców bierze na warsztat utwory Norwida. Jednak nie nadają się one do popkulturowego obiegu. Nie wszystko na szczęście można spłycić.

– A jak „ugryźć” Juliusza Słowackiego? Co może być w nim ciekawego dla dzisiejszego czytelnika?

– Wszystko może okazać się ciekawe, jeśli tylko potrafimy zainteresować odbiorców. Dla mnie najciekawsza pozostaje u niego relacja między słowem a obrazem, wszystko jest u Słowackiego poezją, to prawdziwa feeria barw i metafor niezwykłych, dynamicznych, a przy tym subtelnych i muzycznie pięknych, bo u Słowackiego barwy i obrazy grają. Estetycznie jest to twórczość niezwykle wysublimowana. Bardzo lubię Jula. Także jako niepokornego dandysa. Romantyzm się w nim przegląda niczym w zwierciadle Narcyz.

– No i Adam Mickiewicz. Wielki czy pod koniec życia pogubiony, rozmieniony na drobne? Wiem, że niektórzy mogą obrazić się na mnie za to pytanie.

– Na pewno „nie rozmieniony na drobne”. Odwrotnie. Pod koniec życia przyświecały mu wielkie idee i cele. Poezję próbował przekuć w czyn. Chciał zbawić Europę. Ruszyć ludy do walki o wolność. To go pochłaniało całkowicie. Inna rzecz, że nie działał nazbyt zgrabnie. Polityk to był jednak marny z niego. A zagubił się nieco wcześniej, gdy wpadł w opętańcze sidła hipnotyzera Towiańskiego. Cóż. Był w takim okresie własnego życia, że potrzebował siły duchowej bez pośrednictwa tradycyjnego Kościoła. W tym właśnie czasie powstały zresztą jego najpiękniejsze liryki. Towiański odpowiadał na jego duchowe potrzeby, a poeta się temu poddał, choć nie do końca.

– No to może jeszcze jedno podejście do kwestii: romantyzm i współczesność. Przez długi czas kazano nam powtarzać np. że „Słowacki wielkim poetą jest”. I myśleć, że także życie prywatne wieszcza to takim romantyczny wzorzec metra. Wieszcz może nieszczęśliwie się zakochać, mieć co najwyżej złamane serce (to może nawet dla literatury lepiej). Ale ostatnio dowiadujemy się, że ponoć dwóch wieszczów miało ze sobą homoseksualny romans. Prawda to czy fałsz?

- A skąd ja mogę o tym wiedzieć? Nie siedziałem tam w alkowie za kotarą. Nie ma żadnych potwierdzonych faktów, a interpretować korespondencję romantyczną można na wiele sposobów. Praktycznie wszystko się da z niej wyczytać. A jeśli by nawet tak było, to co to zmienia? Nic. Generalnie wyrosłem już z poziomu plotkowania o biografii czy poszukiwania taniej sensacji, kompletnie mnie nie ciekawi, ile kochanek miał Mickiewicz i czy Słowacki był homoseksualistą, ale nie mam nic przeciw, jeśli ktoś się tym zainteresuje, bo może sięgnie też do twórczości Słowackiego i Krasińskiego. Byłby to efekt pożądany wielce. Na marginesie… Nie zapomnij, że Twoim rozmówcą jest osoba, która zna się na strategiach marketingowych książki. Dla współczesnego wydawcy pecunia non olet. I wszystkie chwyty marketingowe dozwolone, choć nie w Wydawnictwie Naukowym UMK.

– Czy jesteś za tym, by takie osobliwe historie wyciągać po latach?

– Jest mi to obojętne. W romantyzmie nie takie rzeczy się działy. Obyczajowość wieku XIX to jednak osobny temat do rozważań. Na pewno antropologia czy psychobiogafistyka mają tu wiele do zrobienia. Świetne książki na ten temat ukazują się w Anglii. U nas często jeszcze nie wyszliśmy ze śmietnika „odbrązowiaczy”.

– Na zakończenie ogólniejszej natury pytanie. Wydaje się, że romantyzm to epoka przebadana na wszystkie strony i sposoby. A może spodziewasz się jeszcze jakichś rewelacji, rewolucji?

– Kulturowe zjawisko romantyzmu (nie żadna epoka) jest tak bogate w rozmaite odniesienia, intertekstualności, konteksty, żyje na nowo w kolejnych swoich wariantach w okresach późniejszych, choćby współcześnie, że wiele jeszcze pozostaje do odkrycia i na pewno warto ponawiać refleksję nad tamtym czasem. Kategoria „rewolucji” do przebiegu zjawisk historycznych w ciągu ich długiego trwania (Ferdynad Braudel) nie jest właściwa. Osobiście życzyłbym sobie pracowników na niwie upowszechniania prawdziwego, czyli wielostronnego obrazu romantyzmu jako fragmentu dziejów wieku XIX, jako nurtu europejskiego oraz filozofii podmiotowości bezpośrednio dotykającej naszej egzystencji w każdym czasie i miejscu.

Dawno minęły nieudane powstania narodowe i zsyłki na Sybir, do Archangielska czy Nowosybirska można dotrzeć koleją lub samolotem, nie potrzeba kibitki, ale romantyzm nadal trwa i ma się całkiem dobrze. Należę do pokolenia starszych już profesorów Wydziału Humanistycznego, jednak ciągle jeszcze żyje we mnie romantyczny witalizm i „pieśń niepokorna”, jak w utworze Budki Suflera nawiązującym do postawy Norwida. Z tego się chyba nie wyrasta. Bo romantyzm to w istocie ponadczasowa pieśń niepokorna, niesie w sobie bunt przeciw zastanej rzeczywistości społecznej, nasze Dziady są ciągle aktualne, Mickiewicz przestrzega choćby przed konformizmem, koniunkturalizmem i tchórzostwem, romantyzm to również zjawisko duchowe z pogranicza metafizyki oraz nieskończona przestrzeń wyobraźni. Warto się w ten nurt zanurzyć.

– Dziękuję za rozmowę.

 

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie.