Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Biochemia miłości, czyli zakochany mózg

Zdjęcie ilustracyjne
fot. nadesłana

Co dzieje się w organizmie, gdy jesteśmy zakochani? Co to znaczy, że pomiędzy zakochanymi osobami zadziałała „chemia”, która sprawia, że odczuwamy ten niezwykły stan euforii i zafascynowania na samą myśl o ukochanym lub reagujemy na jej głos, bądź zapach ciała.

Skóra człowieka wydziela substancje zapachowe; to między innymi dzięki nim  odczuwamy „chemię”, jaka zadziałała między nim i nią, między nimi. Podobnie u zwierząt zapach płci przeciwnej stymuluje wytwarzanie hormonów płciowych. Zapach ciała może być zatem uważany za afrodyzjak (w przypadku wielu, bo nawet 1500  gatunków zwierząt mowa jest o substancjach chemicznych zwanych feromonami, jednak u ludzi ich znaczenie wydaje się wątpliwe).

Narodziny miłości są dla organizmu prawdziwym szokiem. Serce bije szybciej, podwyższa się ciśnienie krwi, a ręce drżą. Jesteśmy coraz mniej świadomi swoich zachowań,  kieruje nami niezdefiniowana siła i odczuwamy bolesną tęsknotę za obiektem naszego zainteresowania. Miłość, niczym stan stresu, wyzwala w organizmie burzę hormonów. Hormony miłości działają jednak na mózg, a nie serce, które jest synonimem miłości (przynajmniej tak jest w literaturze pięknej).

Olbrzymia liczba neuronów mózgu, bo aż w liczbie 85 miliardów (tyleż komórek gleju) tworzy sieć komórek połączonych synapsami, a te dzięki receptorom i ligandom w postaci neuromediatorów odpowiadają za chemiczne zamieszanie stanu zakochania i miłości. Mózg jednak nie wyewoluował, by służyć do pisania poezji miłosnej, bądź do umiejętności czytania, lecz byśmy mogli przeżyć i osiągnąć sukces rozrodczy i przekazać geny następnemu pokoleniu. Na tym bazuje życie. Tak jak pismo wynalezione zostało bez specjalnego genu pisania, tak zapewne pojawiło się szereg naszych umiejętności i zachowań. Zatem i bez specjalnego genu miłości pojawiło się zakochanie i przywiązanie do drugiej osoby. Niemniej od wielu genów zależą (peptydy, neuropeptydy miłości są produktami kodowanymi w wielu genach).

Najistotniejszą rolę w miłości odgrywa mózg i wytwarzane przez niego substancje chemiczne. To gwałtowne, namiętne uczucie jest wynikiem działania co najmniej kilku związków chemicznych, na produkcję których świadomie zupełnie nie mamy wpływu.  

Zatem miłość, jak i wiele innych naszych emocji,  to po prostu efekt licznych procesów biochemicznych. Zmiany chemiczne w mózgu zachodzą pod wpływem aktywnych neuroprzekaźników. W pierwszym etapie miłości, zwanym zakochaniem, następuje wyrzut hormonów szczęścia do mózgu (m.in. dopaminy). Dopamina działa pobudzająco na organizm, to ważny neuroprzekaźnik powodujący odczuwanie stanu euforii. Niemniej to, że jesteśmy pod wpływem dopaminy, nie dowodzi zawsze, że jesteśmy zakochani.

Podobnie np. zażycie kokainy stymuluje wydzielanie tej substancji. Niemniej dopamina spokrewniona z amfetaminą, wydzielana naturalnie w istocie czarnej mózgu, pobudzając organizm, czyni nas jednocześnie bezkrytycznymi wobec wybranka. Dopamina powstaje z dihydroksyfenyloalaniny (DOPA), jest jednocześnie prekursorem w syntezie noradrenaliny i adrenaliny.

Aby czuć się zakochanym, potrzebujemy jeszcze czegoś więcej, dosłownie  chemicznego zauroczenia. Kluczowe okazują się tutaj substancje, które działają na mózg jak narkotyk. Związkiem określanym jako „chemiczna formuła miłości” jest  fenyloetyloamina (w skrócie PEA, od 2-fenyloetyloamina) – wywołuje stan bliski euforii, jej działanie powoduje miłosny stan uniesienia, jednak mimo tego, że wprowadza nas w narkotyczny trans, nie jest szkodliwa dla organizmu. Fenyloetyloamina jest obecna też w czekoladzie (choć z tego źródła jest szybko rozkładana w organizmie), a jej poziom w organizmie skutecznie podnoszą również lekkie ćwiczenia fizyczne.

PEA i dopamina pobudzają ośrodek przyjemności w mózgu, a zakochani wydzielają ogromne ilości tych hormonów (nawet 14 tysięcy razy więcej), w tak pobudzanym mózgu powstają nawet nowe połączenia między neuronami. PEA syntetyzowana jest z fenyloalaniny (aminokwasu egzogennego), której sporymi źródłami są soja, soczewica, łosoś, parmezan, arachidy, dynia, pistacje i migdały. PEA stymuluje mózg do produkcji innych neuroprzekaźników – DOPA i serotoniny. Przy tym PEA hamuje enzymy rozkładające dopaminę i stymuluje wydzielanie acetylocholiny.

Noradrenalina – to jeszcze jeden element kompozycji budujący recepturę miłości. Jej działanie zbliżone jest do adrenaliny - podwyższa ciśnienie krwi i poziom glukozy we krwi. To hormon dopingujący. Pod jej wpływem jesteśmy skłonni przenosić góry, czujemy się jak na ciągłym dopingu, wpadamy w stan euforii.

Narodziny miłości są dla organizmu prawdziwym szokiem, bywa, że jej kres również. Jednak ci, którym udaje się po okresie zakochania zbudować trwały związek mówią o pewnej formie uzależnienia od drugiej osoby. Wspomagają nas w tym endorfiny, których działanie zbliżone jest do morfiny. Od lat 70. XX wieku znane są przysadkowe Beta-endorfiny. To hormony tłumiące też odczuwanie bólu, a ich ilość wzrasta podczas fizycznego aktu miłosnego. Dzięki ich uwalnianiu czujemy się bezpiecznie, pełni spokoju i faktycznie w pewnym stopniu uzależniamy się od drugiej osoby, w tym przypadku zawsze z nadzieją, że tylko z korzyścią dla obojga zainteresowanych. Również PEA uwalnia Beta-endorfiny (opioidowe małe peptydy). Opioidy endogenne są kluczowe dla tworzenia więzi, przywiązania do partnerów.

Kolejne składniki receptury miłości to dwa hormony – oksytocyna i wazopresyna. Zbudowane z 9 aminokwasów (z czego 7 identycznych) małe peptydy. Oksytocyna pojawia się podczas seksu i karmienia piersią. Wzmaga odczuwanie czułości. Wazopresyna to hormon monogamii, gdy występuje w wysokim stężeniu we krwi. Zaś jej niski poziom przynosić może kłopoty  z utrzymaniem związku. Po kilku latach związku następuje czas oksytocyny - to czas czułości. Ewolucyjnie oksytocyna zapewniała jednocześnie potomstwu pary większe szanse na przeżycie, czyli sukces reprodukcyjny zapewniający rozpowszechnienie własnych genów w populacji. Można zatem podsumować, że o ile PEA to początek miłości, o tyle oksytocyna i wazopresyna warunkują jej trwanie. Co ciekawe, badania technikami neuroobrazowania (rezonans magnetyczny) wykazały, że po podaniu ochotnikom oksytocyny następowała aktywacja tzw. układu nagrody w ich mózgu. Oksytocyna uznawana jest za hormon leżący u podstaw uspołecznienia (ewolucyjnie - życie w grupie przynosi korzyści).

Formuła miłości sprawdza się, ale tylko przy założeniu, że czysta chemia to dobry początek (choć dla niektórych też wymówka końca miłości), a potem jest już tylko „prawdziwa miłość”. Niemniej ciekawe w tym aspekcie są obserwacje dotyczące pewnych zwierząt, a są to norniki (podobne do myszy z krótkimi ogonami). Norniki preriowe to gatunek, którego osobniki tworzą pary na całe życie (a samce bronią samic). Norniki górskie nie dość, że nie tworzą par to jeszcze samice krócej opiekują się swoim potomstwem. Z badań przeprowadzonych w latach 70. XX wieku przez Sue Carter wynika, że norniki preriowe cechujące się trwałą więzią z partnerem mają większą gęstość receptorów dla oksytocyny i wazopresyny w dwóch strukturach podkorowych (gałce bladej brzusznej i jądrze półleżącym – oba należą do tzw. układu nagrody mózgu). Jeśli zablokuje się te receptory, to norniki nie tworzą więzi oraz nie wykazują zachowań społecznych.

Jednak mimo tego, że zdajemy sobie sprawę z chemicznych podstaw stanu miłości i przywiązania partnerów nadal w przypadku człowieka miłość pozostaje pełna tajemnicy, magii i piękna. Miłość to impuls, dzięki któremu powstaje poezja, muzyka, piosenki, sztuka wysoka i masowa. Zatem Miłość zaczyna się, gdy trafiamy na właśnie tę osobę i zadziała chemia, ale dalej jest już tak wiele emocji i uczuciowych zależności, że pozostawmy to najpiękniejsze uczucie w sferze naszego serca, duszy, wyobrażeń i tajemnicy tylko tych dwojga.

Dr Marek Jurgowiak – Katedra Biochemii Klinicznej CM UMK, Rada Programowa TFNiS oraz CN Młyn Wiedzy w Toruniu.

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie.