Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Księga otoczona troską (2)

Zdjęcie ilustracyjne
Biblia w gablocie fot. Dokumentacja projektowa

Z dr. hab. Juliuszem Raczkowskim, prof. UMK, koordynatorem projektu „Ratujemy pelplińską Biblię Gutenberga” oraz dr Jolantą Czuczko, dr Dorotą Jutrzenką-Supryn, mgr Karoliną Komstą-Sławińską i mgr Joanną Sroką rozmawiała Ewa Walusiak-Bednarek

– Biblia Gutenberga została wydrukowana w Moguncji, a gdzie została oprawiona? Gdzieś przeczytałam, że być może już tu, w Lubawie?

Juliusz Raczkowski – Nie. Było zupełnie inaczej. Zacznę może od tego, że dawniej w procesie druku ważne były trzy osoby; szef oficyny wydawniczej (w tym wypadku Gutenberg), nakładca (czyli osoba opłacająca druk) oraz drukarz. W oficynie drukowano bloki książek złożone ze składek. Biblię wydano w 35 egzemplarzach na pergaminie, resztę na papierze (w tym egzemplarz pelpliński). Następnie bloki „szły” do ręcznego wprowadzenia dekoracji. Najpierw do wpisania rubryk, czyli rękopiśmiennych uzupełnień, pisanych rubrą, czyli czerwienią. Potem, również ręcznie, według specjalnych, szczegółowych instrukcji, wykonywane były zdobienia. Egzemplarz pelpliński ma jedną z bogatszych ilustracji w całym nakładzie. Została ona wykonana tak zwanym ornamentem filigranowym, czyli inaczej mówiąc – piórkowym. Widać, że bardzo wprawną ręką, ale też widać, że materiał temu, kto wykonywał dekorację, stawiał opór. Ewidentnie, na 100% robił to iluminator, który wcześniej pracował na pergaminie. Na zdjęciach pod mikroskopem dokładnie widać, że miał problem z papierem. Niemniej jest to świetnie wykonana dekoracja kaligraficzna, z dwubarwnymi, tzw. segmentowymi inicjałami.

Dopiero taki gotowy blok szedł do oprawy. Jak nasz blok trafił do oprawy, dokładnie nie wiemy. Po prostu dlatego, że bardzo mało wiemy o samym Gutenbergu. Znamy czas jego pobytu w Strasburgu, gdzie zajmował się złotnictwem i szlifowaniem kamieni szlachetnych. Wiemy też, kiedy powrócił do Moguncji. Ale potem znamy tylko jego sprawy sądowe. Wspólnicy się pokłócili. Gutenberg stracił pieniądze. Jednak – jak wiemy ze źródeł – on i nakładca podzielili się nakładem.

Jaką drogą nasz blok trafił do Lubeki, matki Hanzy – nie wiemy, nie wiemy też dlaczego akurat tutaj. Wiemy jednak, że właśnie tu Biblię oprawiono, i wiemy, przez kogo – przez Henricusa Costera (Heinricha Costera). Był to rzemieślnik, introligator odnotowany w źródłach lubeckich jako rzemieślnik cechowy odprowadzający podatki do miasta Lubeki.

Wiemy, że to on oprawił naszą Biblię, bo „podpisał” się na oprawie. Wytłoczył na okładzinach napis „hin(ri) c(us) cost(er).” „bant dit”, czyli „Henricus Coster oprawił”. Coster nie oszczędzał skóry przy oprawie, a do okładzin użył importowanego drewna, najlepszego, jakie można było wówczas w Europie dostać. Jest to tzw. drewno bałtyckie, dąb. Drzewo rosło gdzieś na terenach dzisiejszego Pomorza Gdańskiego. Stąd być może pogłoski o tym, że Biblię oprawiono dopiero w Lubawie. Ale nie, najprawdopodobniej biskup Mikołaj Chrapicki już oprawioną Biblię przywiózł do Lubawy i włączył najpierw do swojego, cennego zbioru.

Chrapicki to była ówczesna elita intelektualna tych terenów, obok, z pewnością bardziej nam znanego z racji powiązań z Mikołajem Kopernikiem, biskupa warmińskiego Łukasza Watzenrodego. W Toruniu mieszkali niedaleko siebie, z pewnością byli kolegami.

– Skąd przypuszczenie, że Biblia Pelplińska pochodzi z Lubawy ze zbiorów biskupa Chrapickiego?

JR – W zbiorach pelplińskich cudem zachował się inny inkunabuł, także z Lubawy. Jest w nim odręczny wpis biskupa Chrapickiego, w którym możemy przeczytać, że biskup daruje ten inkunabuł ufundowanemu przez siebie klasztorowi franciszkanów (w jego zapisie pojawiają się minoryci obserwanci, czyli bernardyni). Chrapicki ulokował ich w Lubawie w 1502 roku. Księgi stanowiły tak zwany fond uposażeniowy, wkład, który umożliwiał lokowanemu klasztorowi funkcjonowanie. Wówczas podstawą funkcjonowania klasztoru był księgozbiór.

Jedną z niezwykłych, pozamaterialnych wartości Biblii Gutenberga jest właśnie fakt, że jesteśmy w stanie otworzyć jej historię w zasadzie od momentu powstania do dnia dzisiejszego. Jest to jedyny taki egzemplarz na świecie, z tych 49, które znamy. No, może jeszcze o berlińskim egzemplarzu sporo wiemy. Nasza Biblia ma wspaniałą historię, a jej losy wojenne to gotowy scenariusz na film. Zresztą taki film właśnie powstaje.

Oczywiście bezcenną wartością jest także integralność naszej Biblii, to, że zachowała się w dwóch tomach.

– Tomy się zewnętrznie różnią. Na jednym są metalowe zdobienia, na drugim ich nie ma. Tak było od początku?

JR – Nie. Metalowe guzy, których brakuje w drugim tomie, jakiś bibliotekarz usunął w XIX wieku. Już wtedy książki gromadzono dzisiejszą metodą, obok siebie w pozycji pionowej, i te guzy po prostu przeszkadzały. Co ciekawe, w pierwszym tomie się zachowały, bo wówczas tomy rozdzielono. Z powodu błędnej interpretacji pierwszej rubryki w drugim tomie skatalogowano go w dziale ksiąg patrystycznych. W rubryce tej jest list świętego Hieronima, bibliotekarz uznał, że cały tom stanowią jego teksty. Zaś pierwszy tom trafił do działu ksiąg egzegetycznych.

– Opowiedzcie, proszę, o mikrobiologicznej kondycji Księgi.

Jolanta Czuczko – Przy projekcie od strony badawczej pracowało kilkudziesięciu ekspertów z różnych dziedzin i z różnych ośrodków. Badaniem mikrobiologicznym Biblii zajmowała się doktor Magda Dyda z Wydziału Biologii na Uniwersytecie Warszawskim, jedna z najlepszych w Polsce specjalistek badania mikroorganizmów w zabytkowych budynkach i innych zabytkowych obiektach, m.in. w księgozbiorach. Zarodniki grzybów, promieniowce i inne bakterie są oczywiście wszędzie. Podaje się ich obecność na centymetr lub decymetr sześcienny. Nas interesowało głównie to, czy te, które znajdują się na powierzchni kart lub w strukturze papieru, są aktywne, albo też – czy mają takie właściwości, żeby w odpowiednich warunkach, na przykład w odpowiedniej wilgotności i temperaturze, stały się aktywne i uzyskały zdolność rozkładania materii, na której żyją.

Magdalena stwierdziła, że zanieczyszczenia mikrobiologiczne są i że w przeszłości organizmy te były aktywne. Musiało dojść do zalania lub drastycznego zawilgocenia, które utrzymywało się przez dłuższy czas. Podłoże papierowe uległo sporemu zniszczeniu, co było na pierwszy rzut oka widoczne. Marginesy wielu kart miejscowo były tak zdegradowane, że kruszyły się i przerywały nawet przy delikatnym  przewracaniu.

Jednak obecnie, jak stwierdziła Magda, organizmy te nie są aktywne. W niektórych przypadkach ich pozostałości były na tyle znaczące, że zaleciła oczyszczanie. Ale nie dezynfekcję. Nie było to konieczne.

Natomiast w kontekście losów zabytku i jego wcześniejszych zniszczeń mikrobiologicznych interesował nas niepokojący, specyficzny zapach, który miały oba tomy. Książki mają zapach. Nowe książki pachną – pachną świeżym papierem, drukiem. Stary papier też ma swój zapach. Ale tu było coś zupełnie innego, coś bardzo drażniącego. Jednocześnie zapach ten nie kojarzył nam się z żadnym stosowanym obecnie czy dawnej dezynfektantem.

Zaprosiliśmy więc do współpracy naszego kolegę, doktora habilitowanego Tomasza Sawoszczuka, profesora w Katedrze Mikrobiologii Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Współpracowaliśmy z nim przy wielu projektach. Przyjechał do nas z tzw. sztucznym nosem, urządzeniem olfaktometrycznym. Oczywiście metodyka badania jest nieniszcząca, co jest dla nas ogromnie ważne. Podczas skrupulatnego i precyzyjnego badania można stwierdzić, co wydaje się niebywałe, czy mikroorganizmy żyją! Mikroorganizmy bowiem, żyjąc i rozwijając się, również wydzielają charakterystyczne metabolity. Tomek potwierdził ustalenia Magdy. Mikroorganizmy w Biblii nie są aktywne. Szukał jednak dalej, bo interesował nas ten drażniący zapach. Dzięki szeregowi badań i późniejszej identyfikacji metodą chromatografii cieczowej wyodrębnił kilkadziesiąt związków wydzielanych przez Biblię. Tylko o niektórych z nich jesteśmy w stanie powiedzieć, skąd się w Księgach wzięły, przyporządkować je do fragmentów historii.

Biblia w czasie wojny podróżowała. Gdy wróciła do Polski w latach 60., wraz z innymi bezcennymi zabytkami takimi jak arrasy czy modlitewniki, była uroczyście, ale krótko prezentowana. Jest o tym sporo materiałów prasowych. Była też wtedy oceniona przez ówczesnych głównych konserwatorów, którzy zalecili jej dezynfekcję ze względu na fatalny stan. Paradoksalnie, w archiwalnych doniesieniach podano sporo szczegółów, ale nie zawarto informacji dla nas najistotniejszej – czyli jak Biblia była konserwowana ani czym była dezynfekowana. Zaczęliśmy więc szukać informacji na temat dostępnych wówczas w Polsce metod dezynfekcji. Dość powszechnie stosowano wówczas tymol (używany już w starożytnym Egipcie przy mumifikacji). Badania Tomasza potwierdziły obecność tego związku w Biblii.

– Tymol jest składnikiem olejków eterycznych obecnych na przykład w oregano i tymianku. To był aż tak drażniący zapach?

JCz – Różne osoby różnie reagowały. Dla niektórych był nie do zniesienia. Ja bez maski nie mogłam w ogóle pracować. Ale jest to kwestia po pierwsze stężenia substancji, po drugie także mieszanki z innymi zapachami. W burzliwej przeszłości woluminy były stosunkowo długo przechowywane w bliskiej obecności innych zabytkowych obiektów mogących emitować w procesie starzenia duże ilości LZO (lotnych związków organicznych). Porowata struktura papieru chętnie absorbuje tego typu produkty, zaś zamknięta forma kodeksu sprzyja ich kumulacji.

– W jaki sposób pozbyliście się tego zapachu?

JCz – Och, to było prawdziwe wyzwanie dla całego zespołu! Nie mogliśmy przecież Biblii rozszyć i umyć czy przepłukać jej kart.

Joanna Sroka – Skorzystaliśmy z zeolitu, minerału glinokrzemianowego, który posiada ogromną powierzchnię chłonną i pochłania substancje lotne. Takie glinki absorbują szereg związków, potrafią nawet zaabsorbować, a więc zamknąć w swojej strukturze pewne pierwiastki radioaktywne. Doskonale nadają się do absorpcji lotnych związków organicznych, a to właśnie przede wszystkim ich konglomerat tworzył specyficzny zapach Biblii. To niesamowite, że na podstawie analizy kompozycji zapachów można wnioskować, gdzie zabytek przebywał. Wiemy na przykład, że Biblia musiała być w jakimś okresie w magazynie, w którym przechowywano meble wykonane z płyt wiórowych. Odkryliśmy bowiem piki zapachowe charakterystyczne dla plastyfikatorów używanych w ich produkcji.

Wracając do zeolitów. Przygotowaliśmy specjalne przekładki z cienkich papierów japońskich przesycone zeolitami. Przekładki umieszczaliśmy pomiędzy kartami Biblii i wymienialiśmy co kilka tygodni. Trwało to miesiącami, ale udało się nam w znacznej mierze ten zapach zniwelować.

Oczywiście nie poprzestaliśmy na naszych subiektywnych odczuciach – ponownie wykorzystaliśmy technikę olfaktometrii. Sztuczny nos potwierdził znaczną poprawę. Metoda z użyciem zeolitów jest w pełni bezpieczna dla obiektu, nie wymaga ingerencji w strukturę kart, a jednocześnie okazuje się wyjątkowo skuteczna.

– Jakim zabiegom konserwatorskim poddaliście karty Biblii?

JS – Dużo już powiedzieliśmy o tym, że konserwacja Biblii miała charakter zachowawczy, stosowaliśmy metody w najmniejszym stopniu ingerujące w strukturę zabytku. Jednocześnie musieliśmy myśleć o zabezpieczeniu ksiąg i poddaniu ich pewnym koniecznym zabiegom konserwatorskim, które pozwolą na jej dalsze bezpieczne przechowywanie.

Po usunięciu niepokojącego zapachu stanęliśmy przed problemem oczyszczenia kart z powierzchniowych zabrudzeń. Zastanawialiśmy się, jak daleko posunąć się w tym procesie, i ostatecznie zdecydowaliśmy, by nie ingerować w warstwę druku. Oczyszczanie przeprowadziliśmy wyłącznie na krawędziach, czyli tam, gdzie papier był najbardziej zabrudzony. Zabieg musiał być niezwykle delikatny, aby nie naruszyć struktury kart.

– W jaki sposób delikatnie czyści się papier?

JS – W przypadku obu tomów Biblii oczyszczanie rozpoczęliśmy od usunięcia spomiędzy kart drobnych, luźnych fragmentów zanieczyszczeń; włosów, roślin, wosku. Takie artefakty dość często znajdujemy w starych książkach. Wszystkie one zostały za pomocą pędzelków wymiecione spomiędzy kart i zabezpieczone w specjalnych kopertach ochronnych. W przyszłości będą mogły być dokładnie opisane i zbadane.

Do oczyszczania wykorzystaliśmy także drobnoporowate gąbeczki, które absorbują zwykły brud.

– Używaliście wody?

JS – Na tym etapie jeszcze nie. Oczyszczanie przeprowadziliśmy na sucho. Księgi mają 640 kart, czyli prace przeprowadziliśmy dla 1280 stron. To był czasochłonny proces.

– Powiedzieliście, że nie uzupełnialiście braków w druku, a co z elementami wykonanymi odręcznie?

JCz – Zabezpieczaliśmy farbę, żeby się dalej nie osypywała, ale nie przeprowadziliśmy żadnych zabiegów rekonstrukcji, nawet elementów odręcznych iluminacji.

Po prostu dążyliśmy do zabezpieczenia jak największej liczby oryginalnych elementów, ale też tych, które pojawiły się z czasem. Bo to też stanowi o wartości historycznej zabytku. Chodzi o rozmaite dopiski proweniencyjne czy o nalepki na oprawach.

– Na niektórych kartach można dostrzec odręcznie wykonane tajemnicze znaki; jakieś krzyżyki czy gwiazdki. Nie usunęliście ich. Co to takiego?

Karolina Komsta-Sławińska – Biblia fascynuje także z powodu obecności licznych tajemniczych znaków, które stanowią cenny materiał badawczy.

Ich analiza pozwala lepiej zrozumieć kolejność procesu druku oraz sposób, w jaki później powstał kodeks. Szczególnie interesujące są unikatowe, odręczne korekty tekstu – subtelne i trudne do zauważenia bez wnikliwego spojrzenia. Znaleźliśmy obszary, w których litery drukowane zostały poprawione atramentem, a także takie fragmenty druku, które starannie wydrapano.

Naszą uwagę przyciągnęły również inne wyjątkowe elementy — znaki wyciśnięte w strukturze papieru, powstałe na różnych etapach tworzenia Biblii. Część z nich to efekt pozycjonowania arkuszy w prasie drukarskiej. Istnieje jednak również tajemnicza grupa oznaczeń o niejasnym przeznaczeniu i proweniencji; krzyżyki, litery „x” oraz gwiazdki. Ich funkcja pozostaje niejednoznaczna. Mogły wskazywać miejsca przeznaczone dla iluminatora, być śladem pracy korektora, a może pełniły zupełnie inną rolę, której jeszcze nie odkryliśmy.

– Uzupełnialiście ubytki w papierze?

JCz – Tak. W obu tomach znajdowały się zniszczenia wywołane przez mikroorganizmy. Papier w tych miejscach był bardzo osłabiony, bibulasty. Były miejsca, w których każde, najbardziej delikatne dotknięcie papieru wywoływało nowe zniszczenia. Takie miejsca trzeba było ewidentnie zabezpieczyć, skonsolidować strukturę papieru.

– Proszę o tym szczegółowo opowiedzieć. W jaki sposób konsoliduje się papier?

JCz – Jest cały szereg metod, my połączyliśmy tradycyjne z nowymi materiałami. Nawiązaliśmy do dawnych, sprawdzonych składowych takich jak wysokiej jakości włókna lnu i bawełny oraz żelatyna, ale o odpowiednich właściwościach. Połączyliśmy je z niewielkim dodatkiem cząsteczek nanowapna oraz metylocelulozy i etanolu, ułatwiających precyzyjną i bezpieczną aplikację.

Najpierw staraliśmy się określić stopień zakwaszenia papieru. Robimy to zawsze, bo to czynnik mówiący o stanie jego zachowania. Papiery z tego okresu są zazwyczaj w dobrym pod tym względem stanie, czyli nie mają niskiego pH. To odróżnia je od papierów późniejszych; XIX- i XX-wiecznych, a nawet XVIII-wiecznych, również czerpanych. Zakwaszenie powoduje hydrolizę kwasową w skrócie polegającą na skracaniu łańcuchów celulozy, podstawowego budulca papieru, w konsekwencji czego papier staje się bardzo kruchy i łamliwy.

W przypadku Biblii, papier nie wykazywał znacznego obniżenia wartości w skali pH, ale dodatek jonów wapnia ma tu także inne zadanie. Mają one zdolność tworzenia stabilnych kompleksów z cząsteczkami spoiwa żelatynowego i włókien celulozowych, co znacząco przyczynia się do podniesienia trwałości podłoża papierowego.

Cały problem polegał na tym, że dużo łatwiej takie rzeczy się robi, jeśli się księgę rozszyje. Mamy osobne karty, do których mamy łatwy dostęp i możemy nimi manipulować i aplikować bez trudu to, co konieczne. Szczególnie trudno bez rozszycia aplikować to, czego my używamy. Czyli materiałów opartych głównie na naturalnych polimerach oraz rozpuszczalnikach nieszkodliwych lub o niewielkiej szkodliwości dla nas i otoczenia, czyli wodzie z dodatkiem etanolu. Coś takiego trudno efektywnie wprowadzić w karty bloku. Wiele zachodu wymaga manipulowanie tomami, potem aplikacja, wklejanie ubytków, dosuszanie, dociskanie. To wszystko musi się dobrze wkleić, a poza tym nie narosnąć! Bo nawet jeśli wklejamy pojedyncze włókienka, to gdy powtórzymy to kilkaset razy – może być duży problem z objętością.

– Można zauważyć gdzieniegdzie wypełnienie ubytków. Jest jakby jaśniejsze.

JCz – Tak, to działanie celowe. Chcieliśmy, żeby uzupełnienie było estetycznie skomponowane z oryginałem, ale odróżniało się od zabytku, podkreślając jego walory, a nie konkurując z nim.

JR – W projekcie to nas chyba najbardziej zajmowało; ocalić autentyczność Księgi. Dla każdego musi być to oczywiste, że jest to zabytek dotknięty zębem czasu; z niezwykle skomplikowanymi dziejami.

– Niemal całą pracę z Biblią wykonaliście w Pelplinie. To musiało być ogromne wyzwanie.

JCz – Tak. Niemal wszystkie prace odbywały się w pracowni zaaranżowanej w Pelplinie. Książka nie mogła przyjechać tutaj, na Uniwersytet. Całą pracownię konserwatorską musieliśmy stworzyć na miejscu. Każdy wyjazd do Biblii to ogrom przygotowań. Wszystko trzeba było przewidzieć. Wszystko zaplanować i zabrać wszystko to, co może okazać się potrzebne.

JR – Podczas trwania projektu jeden raz, mniej więcej przez półtora tygodnia zajęliśmy dwa piętra w Bibliotece Pelplińskiej na wyłączność. Jedno piętro (tam, gdzie jest magazyn rękopisów i inkunabułów) stało się pracownią konserwatorską. Na parterze zainstalowali się koledzy z Uniwersytetu w Hamburgu. Przyjechali do nas ze sprzętem wartym miliony euro i stworzyli w Pelplinie coś, co można bez przesadny nazwać super mo-labem. Przez ponad tydzień Księgi wędrowały pomiędzy piętrami. Ale oczywiście wszystkie badania trwały wiele, wiele miesięcy. Zgromadziliśmy ogromną ilość informacji. To stanowi wielki potencjał do dalszych badań. Do tego momentu wielu danych nie byliśmy w stanie zinterpretować. Ale mamy materiał, którym można zajmować się przez wiele lat. Jesteśmy pewni, że jest to najlepiej przebadana Biblia Gutenberga z zachowanych w zbiorach światowych. W najszerszym zakresie, kompleksowo, wieloaspektowo. To jest tak złożony obiekt ze względu na swoją materię i zawartość, że perspektywa jednej dziedziny nauki to stanowczo za mało. Dlatego projekt był nie tylko międzyuczelniany, ale i międzynarodowy, a przede wszystkim interdyscyplinarny i międzydziedzinowy. Pracowało przy nim 36 osób, specjalistów z różnych dziedzin; nauk ścisłych, biologicznych, przyrodniczych, humanistycznych. Przy konserwacji pracowali specjaliści od rzemiosła artystycznego, metalu, papieru, skóry.

– Co będzie dalej z Biblią? Planowana jest jej stała ekspozycja, czy znów trzeba będzie ją zamknąć w szafie?

JR – Nie zamkniemy jej w szafie. Będzie ją można oglądać. Zbudowaliśmy dla niej specjalną dwuipółmetrową gablotę, która będzie monitorować kilkanaście różnych czynników, takich jak temperatura, wilgotność, natężenie światła dziennego, natężenie UV, mikrodrgania, stężenie pyłów. Gdyby gablota z jakiegoś powodu rozszczelniła się, będziemy to wiedzieć na podstawie informacji o zwiększonym stężeniu pyłów. Poza tym gablota ma bezobsługowy system sprowadzony z Kanady, utrzymujący zadaną wilgotność, temperaturę i monitorujący natężenie światła. Biblia będzie miała bardzo dobre warunki. Wydaje mi się, że udało nam się stworzyć najbardziej zaawansowaną technologicznie gablotę muzealną w tej części Europy. To właściwie wynik szaleństwa i pasji. Skonstruowaliśmy coś, czego nie można kupić. Ja wymyśliłem zestaw czujników, opisałem, jak to wszystko powinno działać, a firma Stowarzyszenie Inteligentne Miasto „Gdańsk.Network” w ciągu roku wybudowała ten niezwykły „domek” z sensorów i układów scalonych… dla Biblii.

Do tego jest specjalny tablet, który na żywo pokazuje pomiary. Ksiądz dyrektor będzie miał aplikację na swoim telefonie, specjalną aplikację utworzoną do tego celu. Będzie mógł zdalnie wszystko kontrolować. Pracownicy muzeum oczywiście również na komputerze będą mieli aktualne dane.

Chciałbym jeszcze na koniec powiedzieć o stronie internetowej projektu i zachęcić Czytelników i Czytelniczki „Głosu Uczelni” do jej odwiedzenia. Od początku staraliśmy się, żeby wszystko, co zostało zrobione, pokazać i udostępnić w Open Access. Zarejestrowaliśmy wszystkie badania. Biblię można oglądać stronę po stronie. Bardzo nam zależało, żeby ten wielki skarb naszego dziedzictwa nie tylko ochronić przed zniszczeniem, ale i upowszechnić; tak, by każdy mógł go poznać i podziwiać jego unikatowe piękno.

– Dziękuję Państwu za rozmowę.

Link do strony projektu https://bibliagutenberga.diecezja-pelplin.pl/projekt/o-projekcie/

O badaniach, konserwacji i historii Biblii pelplińskiej można przeczytać także na naszym portalu

https://portal.umk.pl/pl/article/drugie-zycie-pierwszej-ksiegi?utm_source=umk.pl&utm_medium=news&utm_campaign=drugie-zycie-2684

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie.