Pień w gminie Dąbrowa Chełmińska – o tamtejszych odkryciach archeologów z UMK już w „Głosie” pisaliśmy. Mijają lata, i choć naukowcy już wiele ustalili, wciąż wydaje się, że pytań i zagadek jest więcej niż pewnych odpowiedzi.
O aktualnych ustaleniach i hipotezach dotyczących tych znalezisk rozmawialiśmy z dr. hab. Dariuszem Polińskim, prof. UMK z Katedry Średniowiecza i Czasów Nowożytnych na Wydziale Nauk Historycznych UMK, kierującym badaniami w Pniu.
Warto wspomnieć, że toruńscy archeolodzy zajmują się tamtejszym rejonem już od 2005 roku. Badania korespondowały m.in. z zainteresowaniami dotyczącymi dziejów zakonu krzyżackiego. Miało się wszystko zakończyć na jednym sondażowym wykopie. Odkrycia okazały się obiecujące, zwłaszcza gdy w najniższym grobie natrafiono na pochówek wojownika. I aż do 2022 roku Pień znany był wśród archeologów z cmentarzyska z przełomu X i XI wieku. Znalezisk było sporo, w tym precjoza. Ukazały się naukowe publikacje.
Ale był tam też cmentarz nowożytny, lecz raczej niewiele sobie po nim obiecywano. We wspomnianym 2022 roku ten temat miał zostać zamknięty rutynową ekspedycją w części południowo-wschodniej badanego obszaru. Kto się wtedy spodziewał, że ta ekspedycja, zamiast końca sprawy, przyniesie sensacyjne odkrycia, którymi zainteresowały się nawet media na całym świecie?
Oto wśród grobów nowożytnych odkryty został unikatowy, dość szybko okrzyknięty grobem „wampirzycy z Pnia”. Prof. Poliński wzbrania się przed takim kwalifikowaniem „bohaterki” grobu – ale o tym za chwilę. Fakt faktem odnaleziono ją z sierpem na sztorc przy szyi i z kłódką na palcu od stopy. To mogłoby sugerować, że siała postrach wśród miejscowych, że w ten sposób żywi chcieli się przed nią zabezpieczyć. A że jeszcze defekt w jej uzębieniu mógł wywołać dodatkowe skojarzenia z wampirzycą, stąd takie określenie poszło w świat. Współcześni miejscowi postanowili oswoić znalezisko i nadali tej postaci imię Zosia. – Ja osobiście wolałbym imię Karmila, kojarzące się z prozą gotycką – żartuje prof. Poliński.
Ale Zosia pozostała. Wśród mieszkańców bohaterka z zaświatów wzbudziła spore zainteresowanie. Jeden z nich dowiedział się, że jest w Szwecji artysta i archeolog, który zajmuje rekonstrukcjami wizerunków na postawie szczątków z wykopalisk. I napisał list do Oscara Nilssona. Odpowiedź nadeszła i tak to postanowiono sprawdzić, jak mogła wyglądać za życia Zosia vel „wampirzyca z Pnia”. Dziś Oscar Nilsson jest nawet członkiem ekipy „Projekt Pień”.
Cały czas trwały także inne prace badawcze. O samym cmentarzu w Pniu nie zachowały się żadne źródła pisane. Wiadomo było natomiast, że w samym Pniu nie było parafii (najbliższa znajdowała się w Ostromecku). Zwyczaj nakazywał, by cmentarz był w pobliżu siedziby parafii. Tu jednak było inaczej. Dlaczego? Pojawiło się kilka hipotez. Może to pozostałości po przybyszach z Niderlandów. Menonici nie mieli prawa do własnych cmentarzy. Kolejny trop wiódł do Skandynawii. I okazuje się bardzo prawdopodobny – zarówno w kontekście rekonstrukcji wizerunku bohaterki, jak i zbadanych pozostałości z grobu. Być może to zamożna Szwedka, może nawet związana z dworem Wazów. Pamiętajmy, że pochówek pochodzi z czasów potopu szwedzkiego. Już wiadomo, że nie była to kobieta z plebsu, bo pochowano ją w eleganckiej, drogiej szacie, na którą nie byłoby stać prostego ludu.
Wyszło też na jaw, że sierp na szyi Zosi pojawił się już po pogrzebie. Ktoś w niedługim czasie po pochówku próbował ingerować w grób. Ciało zostało przełamane na wysokości barków. To wówczas pojawił się sierp jako dodatkowe zabezpieczenie. Ale przed czym? Dlaczego obawiano się tej kobiety?
Badania dowiodły, że w chwili śmierci miała 18–20 lat. Mimo takiego wieku była schorowana. Bezpośrednią przyczyną śmierci było zatrzymanie układu krążenia. Zmarła miała też nowotwór, który mógł spowodować wystąpienie krwawych plam na ciele. Niewykluczone, że ciało to było też zdeformowane. Może więc Zosia budziła postrach? Może ówcześni mieszkańcy widzieli w niej przyczynę chorób szerzących się w okolicy? Bali się jej. Z pewnością jednak nie uchodziła za czarownicę, bo takie palono na stosach. Nie ścięto jej też głowy.
Obecna hipoteza robocza dotycząca cmentarzyska brzmi: to był cmentarz dla odmieńców, odrzuconych. Chorych, skazańców nie chciano chować „w święconej ziemi”. Już w latach 2005–2009 podczas ówczesnych badań trafiano tam na nietypowe pochówki jak choćby dziecka, które w okolicach głowy miało dodatkowe zabezpieczenie w postaci... gwoździ. W tamtych czasach wierzono, że żelazo było materiałem chroniącym żywych przed zmarłymi – tymi uważanymi za niebezpiecznych.
– I teraz do tych nietypowych pochówków zamierzamy powrócić – dodaje prof. Dariusz Poliński.