Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Miejsce administracji jest bardzo ważne

Zdjęcie ilustracyjne
fot. Andrzej Romański

Z dr. Tomaszem Jędrzejewskim, kanclerzem UMK rozmawia Wojciech Streich

Proszę przyjąć gratulacje z okazji objęcia funkcji kanclerza UMK.

– Bardzo serdecznie dziękuję.

Dla porządku przypomnę, że wygrał Pan konkurs na to stanowisko (kandydaturę zaopiniował Senat UMK 5 lutego br.), a od 7 lutego zaczął pełnić tę funkcję. Jak samopoczucie? Czy coś Pana zaskoczyło na samym początku?

– Samopoczucie mam dobre i raczej nic mnie nie zaskoczyło. Obowiązki, które zacząłem wykonywać nie są dla mnie nowe, od kilku lat pełniłem funkcję zastępcy kanclerza i wiedziałem, czego należy się spodziewać – aczkolwiek czuję zdecydowanie większą odpowiedzialność, bowiem wcześniej zawsze przede mną był jeszcze przełożony, do którego mogłem się zwrócić z prośbą o radę, czy ostateczną decyzję. Teraz to ja podejmuje te decyzje i ponoszę za nie pełną odpowiedzialność. Ale tego się spodziewałem.

– Absolwent Wydziału Prawa i Administracji UMK – 1994 rok, doktor nauk prawnych – 2002 rok. Co spowodowało, że wybrał Pan ten niełatwy kierunek?

– Przy wyborze kierunku studiów kierowałem się głównie swoimi zainteresowaniami. Już w liceum zastanawiałem się, jaką drogę wybrać, gdyż ukończyłem klasę „z rozszerzonym programem nauczania języka niemieckiego”. Wielu moich kolegów wybrało germanistykę, a ja uważałem, że poza znajomością języka należy robić jeszcze coś więcej, tym bardziej, że moje zainteresowania oscylowały wokół nauk humanistycznych i społecznych, a prawo, z tego punktu widzenia, oferowało mi atrakcyjne studia… i muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem.

Jak wyglądała dotychczasowa droga zawodowa nowego kanclerza?

– Początkowo, jeszcze na studiach prawniczych, miałem trochę inne plany zawodowe. Wydawało mi się, że moją przyszłością będzie praca w administracji. Zresztą prawu administracyjnemu poświęcałem zawsze wiele czasu, uczęszczałem m. in. na seminarium dotyczące tych zagadnień. Byłem przekonany, że po studiach pójdę do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, z myślą, że po jej ukończeniu, będę pełnił ważne funkcje publiczne w służbie cywilnej. Tak się jednak nie stało. Nie powiem „niestety”, gdyż miejsce, w którym teraz jestem jest spełnieniem moich oczekiwań.

Pamiętam, jak na przedostatnim roku studiów prof. Eugeniusz Ochendowski, który był moim promotorem, zaproponował mi pracę asystenta stażysty, a po piątym roku – asystenturę. Potem zostałem adiunktem po doktoracie w zakresie prawa administracyjnego, które widać było mi pisane i nie ukrywam bardzo bliskie. Dalej stało się jednak tak, że proponowane mi funkcje przez dziekana, czasami również przez rektora, zaczęły mnie mocno wciągać i interesować, i tak moja droga po doktoracie potoczyła się bardziej w kierunku organizacyjnym, niż naukowym. Byłem kierownikiem studiów, prodziekanem, a rektorzy angażowali mnie do różnych prac legislacyjnych, czy też doradczych. W ten sposób, po pewnym czasie, chcąc dobrze realizować różnego rodzaju funkcje organizacyjne, musiałem rezygnować powoli z pracy naukowej, aż do momentu całkowitej rezygnacji z pracy na Wydziale Prawa i Administracji i poświęcenia się całkowicie administracji Uniwersytetu.

Oczywiście, to nie znaczy, że nie lubiłem dydaktyki. Zawsze bardzo lubiłem zajęcia ze studentami, natomiast na wszystko, łącznie z pracą naukową, czasu było za mało. W związku z tym, w październiku 2018 roku, definitywnie zrezygnowałem z zatrudnienia na Wydziale. Co prawda, pod koniec pracowałem tylko na pół etatu dydaktycznego, jednak w dynamicznie zmieniającej się sytuacji w nauce czysta dydaktyka bez nauki nie była, moim zdaniem, właściwa.

– Proszę powiedzieć kilka słów o swojej działalności dydaktycznej i naukowej.

– Praca ta trwała wiele lat, rozpocząłem ją w 1994 roku. Był to czas, kiedy Uniwersytet przeżywał boom edukacyjny, zwłaszcza na takich kierunkach, jak prawo i administracja. Mieliśmy wtedy ogromną rzeszę studentów i pracowaliśmy niezwykle intensywnie, realizując bardzo dużo godzin ponadwymiarowych. Te czasy były z jednej strony dobre dla nas, bo pozwalały dobrze zarabiać, jednak z drugiej – mocno ograniczały działalność naukową. Wspomniane uwarunkowania powodowały, iż musiałem się mocno starać, aby efektywnie wykorzystać okres na zrobienie doktoratu, jednak udało mi się go obronić w terminie. Po uzyskaniu stopnia naukowego, przygotowałem jeszcze sporo publikacji naukowych, a także podręczników dla studentów. Niestety na dalsze prace, które byłyby podstawą do habilitacji, w pewnym momencie, jak już mówiłem, zabrakło czasu. Szczególnie myślę tu o okresie, gdy byłem prodziekanem oraz kierownikiem studiów niestacjonarnych. Wracając do dydaktyki, muszę zaznaczyć, że zawsze bardzo lubiłem pracę ze studentami i od czasu, kiedy byliśmy oceniani przez to grono, uzyskiwałem opinie, które dawały mi dużą satysfakcję. Dzisiaj, chociaż dzieje się to już rzadko, niektóre wydziały korzystają z mojej wiedzy i doświadczenia, prosząc mnie o prowadzenie zajęć na studiach podyplomowych lub studiach niestacjonarnych.

– Od ponad dekady pełnił Pan liczne funkcje doradcze i eksperckie. Proszę wspomnieć o tych ważniejszych.

– Rzeczywiście, dość wcześnie zacząłem pełnić funkcje eksperckie związane z funkcjonowaniem szkolnictwa wyższego. Zaczęło się to tak naprawdę dzięki współpracy z rektorem prof. Janem Kopcewiczem, kiedy wchodził on w skład prezydenckiego zespołu przygotowującego projekt ustawy z 2005 roku o szkolnictwie wyższym. Wtedy to z kolegą z WPiA zostaliśmy poproszeni o wsparcie pana rektora i w konsekwencji zostaliśmy wciągnięci do tego zespołu w charakterze redaktorów. W tym czasie zaczęły się też moje kontakty z profesorem Jerzym Woźnickim, byłym szefem Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP), a także prezesem Fundacji Rektorów Szkół Polskich. Z tymi ciałami współpracuję do dzisiaj: jestem 3. kadencję doradcą prawnym Komisji Organizacyjnej i Legislacyjnej KRASP. Mam przyjemność uczestniczyć również w pracach Zespołu ds. Strategicznych Problemów Szkolnictwa Wyższego – jest to zespół, który przygotowywał przez ostatni rok, przed uchwaleniem nowego prawa o szkolnictwie wyższym i nauce (w imieniu środowiska akademickiego i KRASP), raporty wskazujące na potrzeby zmian w ustawie. Powstało 10 takich poważnych opracowań, których jestem współautorem. Muszę stwierdzić z satysfakcją, że część moich postulatów znalazła się potem w ustawie. Być może w związku z tym mam przyjemność pracować w komisji statutowej naszego Uniwersytetu. Nie jest to zresztą pierwsza taka sytuacja, gdyż już kilkakrotnie uczestniczyłem w przygotowaniach, mniej lub bardziej obszernych, zmian naszego statutu.

W wyniku uchwalenia ustawy w 2005 roku, w Fundacji Rektorów Polskich powstał, przy moim udziale, wzorcowy statut dla uczelni; uczestniczyłem w nowelizacjach statutu UMK, wprowadzając kolejne zmiany w 2011 i 2014 roku. Dodam, że uczestniczyłem też w pracach dotyczących włączenia w 2004 roku byłej Akademii Medycznej w Bydgoszczy do UMK. Działam w Radzie Społecznej Szpitala Uniwersyteckiego Nr 1 im. dr. Antoniego Jurasza w Bydgoszczy oraz w licznych komisjach, do których jestem angażowany. To też jest moja codzienność.

– Jak wspomniane prace na wydziale oraz w ważnych zespołach i komisjach wpłynęły na postrzeganie administracji uniwersyteckiej i pracę w rektoracie UMK?

– Na pewno prace w tych wszystkich komisjach, które często nie dotyczyły działalności stricte administracyjnej uniwersytetu, dały mi przede wszystkim szersze spojrzenie. Także – i to muszę zaznaczyć – praca na Wydziale Prawa i Administracji pomaga mi dzisiaj w wykonywaniu obowiązków kanclerza. Obecnie mogę już powiedzieć, że po kilku latach pracy w administracji ogólnouniwersyteckiej, moje spojrzenie na Uczelnię już nie jest jednostronne. Wiemy doskonale, że inaczej są postrzegane struktury uniwersytetu i władze rektorskie z perspektywy wydziału, a inaczej – administracji centralnej. Dzięki takiemu szerokiemu spojrzeniu, jest mi teraz łatwiej podejmować decyzje, rozumiejąc i szanując racje wszystkich stron.

Wracając do pytania, prace na wydziale i w komisjach uczelnianych na pewno wpłynęły na moje jeszcze szersze spojrzenie na problemy Uczelni. Do tych dwóch elementów dodałbym jeszcze trzeci, nazwijmy go „elementem świata zewnętrznego”. Zawsze podkreślałem, w różnego rodzaju debatach zewnętrznych, znaczenie administracji. Przykładowo, podczas prac nad nową ustawą, przypisywano mi rolę tego, który dba o nią i o jej miejsce w strukturze uczelni. Dzieje się tak, gdyż uważam, że miejsce administracji jest bardzo ważne i bez niej, m.in. nasz Uniwersytet nie funkcjonowałby, tak jak dzisiaj, tzn. dobrze.

Od wielu miesięcy kieruje Pan również Komisją Statutową, której zadaniem jest przygotowanie nowego Statutu UMK. Jak wiemy trwają dyskusje – czasami bardzo gorące – nad ostatecznym kształtem tego fundamentalnego dokumentu. Jakie części powstającego statutu są, Pańskim zdaniem, najtrudniejsze do zaakceptowania przez środowisko i dlaczego?

– Prace trwają rzeczywiście długo i w tej chwili zbliżają się do finału. Widzę, że niektóre rozwiązania wzbudzają kontrowersje, choćby z tego względu, że mamy możliwość uregulowania wewnętrznego ustroju Uniwersytetu w inny sposób. Chciałbym jednak zaznaczyć, że zasadnicze rozwiązania, które przyjmujemy w tym statucie, w znacznym stopniu nawiązują do naszych przyzwyczajeń, bo jednak pozostają wydziały, pozostają dziekani. Natomiast myślę, że uniwersytet jest instytucją, która z punktu widzenia społeczności akademickiej, nie lubi zmian. Od wielu lat, funkcjonujemy w pewien określony sposób i do niego jesteśmy przyzwyczajeni. Niestety, wszystkie nasze przyzwyczajenia nie mogą zostać zachowane, ponieważ ustawa wprowadza szereg nowych rozwiązań, ale też – i to chciałem podkreślić – buduje je według, może to zabrzmi górnolotnie, pewnej filozofii. Oczywiście, jak to już ktoś powiedział, możemy zachować wszystko tak jak było, bo przynajmniej teoretycznie jest to możliwe, jeżeli jednak mamy sprawnie funkcjonować w nowym systemie, to tę filozofie trzeba zrozumieć i dopasować się do niej w taki sposób, aby nasze rozwiązania działały dla dobra Uniwersytetu. W Komisji Statutowej, zastanawiając się nad nowymi rozwiązaniami, zadawaliśmy często pytania osobom, które kwestionowały wstępne projekty statutu, czy widzą jakieś zagrożenie dla Uczelni. Na tak postawione pytanie, często nie otrzymywaliśmy odpowiedzi twierdzącej, gdyż jest to wynik pewnych przyzwyczajeń, które mamy. Należy pamiętać, że UMK musi działać zgodnie z ustawą, a to jednak ona nakłada na rektora pełną odpowiedzialność i to, co budzi pewien opór, że rektor ma dobierać sobie współpracowników, choć, jak uważam, dochodzenie do tego wyboru też jest możliwie demokratycznie.

Warto podkreślić, iż nie możemy pozwolić sobie na luźną federację wydziałów, bo dzisiaj niepowodzenie każdego wydziału jest niepowodzeniem wydziału z pewnymi wizerunkowymi odpryskami dla uniwersytetu, ale w nowych realiach za niepowodzenie jednego wydziału będziemy płacić wszyscy jako uniwersytet, więc musimy zadbać o jego dobro wspólnie. Ewentualny partykularyzm może nas zaprowadzić w złe miejsce.

Mówiąc o nowym Statucie UMK, trudno nie wspomnieć o głosach części pracowników płynących z Collegium Medicum. Wydawało się, że po ostatnich zmianach środowisko bydgoskie będzie usatysfakcjonowane nowymi uregulowaniami prawnymi. Co Pan o tym sądzi?

– Muszę powiedzieć, że trochę nie rozumiem tej sytuacji. Wszystkie zmiany, które zostały zgłoszone w trybie wskazanym przez Pana Rektora, potem w trybie kolejnych spotkań, zostały uwzględnione lub wyjaśnione, dlaczego nie mogą znaleźć się w nowym statucie, np. z powodów prawnych. Dzisiaj myślę, że część środowiska Collegium Medicum – tę „część” trzeba podkreślić – nie daje nam szans na dyskusję, bo nie pojawiają się żadne konkretne argumenty, mimo licznych próśb Komisji. Więc, mówiąc szczerze, nie wiemy, o czym mielibyśmy jeszcze teraz dyskutować. Większość wydziałów zgłosiła uwagi, zostały one w znacznej mierze uwzględnione i usatysfakcjonowały wnioskodawców. Natomiast Wydział Lekarski prowadzi dzisiaj jakąś dyskusję przez media, nie podając żadnych konkretnych argumentów lub podając bliżej nieokreślone. Szkoda, że ta dyskusja toczy się w ten sposób, poza Uniwersytetem. To źle wpływa na nasze relacje i postrzeganie planowanych zmian. Były okazje do zgłaszania uwag na spotkaniach z wydziałami, mające na celu omówienie problemów, natomiast dzisiejsi oponenci statutu, nie wykorzystali tych możliwości. Tak naprawdę nie mieliśmy szansy wyjaśnić środowisku Collegium Medicum, a szczególnie Wydziałowi Lekarskiemu, zmian w statucie, gdyż nie uznano za stosowne, aby zaprosić nas na rozmowę, tak jak to zrobiły inne wydziały.

W najbliższych latach planuje się szereg istotnych inwestycji dla dalszego rozwoju naszej Uczelni. Proszę wymienić te najważniejsze i je scharakteryzować.

– Weszliśmy w ważny okres dla UMK, w drodze uchwały Senatu został zatwierdzony plan inwestycji wieloletnich. Będzie to czas istotnych zmian, unowocześniających naszą infrastrukturę i dający nam podstawę do prowadzenia badań na najwyższym poziomie.

W tej chwili kończymy modernizacje budynków Wydziałów Chemii oraz Biologii i Ochrony Środowiska. Ruszyła rozbudowa Uniwersyteckiego Centrum Sportowego; ponieważ stawiamy obecnie duży nacisk na sport, uważam, że pozwoli nam to rozwijać programy edukacyjne, które mogą być realizowane we właściwym zapleczu technicznym. Chcemy, aby takie programy, jak np. kariera dwutorowa, mogły dobrze funkcjonować, a UMK odnosił dalsze sukcesy na gruncie sportowym. Kolejną inwestycją jest przygotowanie siedziby dla niedawno utworzonego kierunku psychologia. Myślę tu o kompleksie, który dotychczas zajmowała Akademicka Przychodnia Lekarska. Instytut Psychologii będzie miał tam właściwe warunki do funkcjonowania z odpowiednim zapleczem laboratoryjnym, m. in. pomieszczeniami dla zwierząt. Ważną inwestycją, w związku z rozpoczęciem kształcenia na kierunku weterynaria, jest budowa kliniki weterynaryjnej i jest to też jeden z naszych priorytetów. Rozpoczęliśmy również pierwsze prace przy budowie długo oczekiwanego Centrum Badań i Konserwacji Dziedzictwa Kulturowego. Inwestycja jest bardzo kosztowna, ale dzięki wsparciu zewnętrznemu możemy ją realizować. Poziom naszej konserwacji zabytków zasługuje na tak nowoczesne zaplecze. Uważam, że nie tylko Wydział Sztuk Pięknych jest zadowolony z tego przedsięwzięcia, ale również inne wydziały, gdyż współczesna konserwacja jest nauką interdyscyplinarną.

Myślimy także o innych obiektach, np. wykonywaniu kolejnych prac termomodernizacyjnych, żeby nasza baza była nowoczesna i odpowiadała wymogom współczesnej nauki, a także naszym dążeniom do uzyskania statusu uczelni badawczej.  

Pewnie, gdy zapytam o wolny czas, zobaczę uśmiech. Ale, jeżeli zrządzeniem losu, trochę tego czasu się pojawi, to co wtedy robi nowy kanclerz naszej Uczelni?

– Rzeczywiście, czasu mam bardzo mało, a przecież dla właściwego funkcjonowania jest on bardzo potrzebny. Będąc przez kilka lat zastępcą kanclerza przyzwyczaiłem już moją rodzinę do tego, że wolnego czasu nie mam zbyt wiele. A jak już go mam, to staram się go spędzać z rodziną; mam dwie córki i to w takim wieku, który wymaga współdziałania obojga rodziców w wychowaniu. Jeżeli jeszcze zostanie coś dla mnie, to staram się śledzić na bieżąco dobre produkcje filmowe i przeczytać ciekawą książkę.

– Dziękuję za rozmowę.

pozostałe wiadomości