Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Teatr jest alternatywą

Zdjęcie ilustracyjne
Komuna Otwock fot. M. Kujawa

Jest rok 1998. Dopiero co zatrudniona, nieopierzona dziennikarka redakcji kulturalnej toruńskiego oddziału Polskiego Radia PiK idzie do Klubu „Od Nowa” na Akademickie Spotkania Teatralne KLAMRA. I zostaje wchłonięta.

Ta młoda osoba ogląda spektakle, przeprowadza rozmowy z twórcami, chłonie atmosferę. Nagrywa relacje z imprezy. I przeżywa olśnienie, oglądając „Nie mówię tu o miłości” Teatru Cinema z Michałowic. Cztery metalowe budki, czterech facetów w melonikach, jakby żywcem wyciętych z obrazów Magritte’a. Trzymają w rękach łopaty. Mówią, że są pracownikami zieleni miejskiej. Wykonują schematyczne ruchy, ich twarze nie wyrażają żadnych emocji, podobnie jak tembr ich głosu. A widz zyskuje coraz większą pewność, że doły, które kopią, nie służą temu, by coś w nich posadzić. I że naprawdę nie o miłości tu mowa…

To była szósta „Klamra”. Od tamtej pory nie opuściłam żadnej. Mam nadzieję, że ten osobisty ton we wstępie zostanie mi wybaczony. Na usprawiedliwienie powiem, że oprócz niewątpliwego znaczenia, jakie 29 dotychczasowych edycji Alternatywnych Spotkań Teatralnych „Klamra” ma dla kształtowania naszej wiedzy o zjawiskach polskiego pozainstytucjonalnego teatru, o trendach w nim panujących i procesie jego przemian, równie ważna i godna odnotowania jest atmosfera festiwalu. Tydzień w „Od Nowie” to czas naprawdę bliskich spotkań odbiorców z ludźmi sceny, zarówno na spektaklu, jak i później, podczas toczących się w klubowym barze dyskusji, niekiedy nawet ciekawszych niż samo widowisko. Na „Klamrze” po prostu chce się być. Bo tu naprawdę można dotknąć teatru.

Tradycja wolnej myśli

Cofnijmy się jednak do roku 1993. Demokracja w Polsce wciąż jeszcze jest bardzo świeża. Toruński Studencki Klub Pracy Twórczej „Od Nowa” ma za to wieloletnią tradycję związaną z kształtowaniem kultury niezależnej. To tu w latach 70. odbywały się słynne Maje Poetyckie, na które zjeżdżali m.in. Stachura i Milczewski-Bruno. Tu w latach 80. narodziła się i święciła pierwsze triumfy legenda muzyki rockowej – Republika. Tu działał również teatr ALL, założony przez studenta Aleksandra Nalaskowskiego, obecnie profesora zwyczajnego. Nic więc dziwnego, że przed 1989 rokiem toruńska „Od Nowa” uznawana była za jeden z ważniejszych ośrodków wolnej twórczości w Polsce.

W 1993 r. nie ma już cenzury, o wszystkim można już mówić swobodnie – i na ulicy, i w sztuce. W takich okolicznościach student I roku polonistyki na UMK Jarosław Kobierski wraz z szefem „Od Nowy” Maurycym Męczekalskim wpadają na pomysł powołania do życia festiwalu teatrów niezależnych.

Początki nie były łatwe. Na dwadzieścia zaproszonych do Torunia zespołów za darmo zdecydowały się wystąpić tylko cztery, z czego dwa z nich w ostatniej chwili odwołały przyjazd. Widzowie zobaczyli zatem jedynie dwa spektakle – Teatru Tako z Gdańska oraz Teatru im. Alberta Tison ze Żnina. Później z roku na rok było coraz lepiej, także dlatego, że pojawiły się możliwości finansowania przeglądu. Dzięki temu, nieprzerwanie od 29 lat, przez tydzień w „Od Nowie” publiczność ogląda mniej więcej osiem spektakli oraz bierze udział w imprezach towarzyszących: spotkaniach, koncertach, wystawach, seansach filmowych i in.

Kłopoty z nazewnictwem

Początkowo w nazwie festiwalu używano słowa „akademickie”, by od 15. edycji zamienić je na „alternatywne”. Słowo „akademicki” okazało się za ciasne, sugerowało przegląd teatrów studenckich, jakim „Klamra” nigdy nie była. Jej akademickość przejawia się jedynie w tym, że organizowana jest w klubie studenckim i korzysta ze studenckiego wolontariatu. Nie można za to powiedzieć, że adresatami imprezy są przede wszystkim studenci, chyba że weźmiemy pod uwagę także tych, którzy studencką karierę zakończyli kilka dekad wcześniej, widownia festiwalu jest bowiem wielopokoleniowa.

Słowo „alternatywne” także nastręcza jednak wiele kłopotów. Bo jeśli alternatywa – to do czego? Takie pytanie zadałam w 2002 r. w poklamrowej audycji Radia PiK dziennikarzowi, późniejszemu dyrektorowi Teatru Horzycy Andrzejowi Churskiemu. Padła taka odpowiedź: Kiedyś wszystkie teatry alternatywne funkcjonowały w nurcie tzw. kontrkultury. Była to opozycja wobec kultury popieranej i finansowanej przez państwo. Po roku 1989 sytuacja się skomplikowała, gdyż państwo nie popierało w zasadzie żadnego rodzaju kultury. W związku z tym zaczęto definiować alternatywę jako coś w opozycji do instytucjonalnego życia kulturalnego, co też już powoli przestaje mieć sens. Nikt chyba już nie uważa, że coś, co się dzieje w państwowej galerii czy teatrze jest be, a to, co dzieje się na podwórku, w klubie studenckim czy piwnicy jest cacy. Dziś równie dobrze zjawiska, które niosą wcale nie grzeczne przesłania, mogą się zdarzyć w instytucjach finansowanych za publiczne pieniądze, natomiast chamski, głupi i bezsensowny kit wciskają nam różne zjawiska typu garażowego czy podwórkowego. Dlatego każdemu z tych zjawisk trzeba się przyjrzeć z osobna, uważnie i ocenić, czy to jest coś, co ma własną wartość.

Próba zdefiniowania

Z całą pewnością można powiedzieć, że „Klamra” od lat wyszukuje zjawiska wartościowe i jednocześnie spina niezwykłe bogactwo poetyk, doświadczeń i tematów. Dzięki temu pokazuje reprezentację tego, co w polskim teatrze dzieje się poza głównym nurtem. Wśród gości festiwalu ważne miejsce zajmują oczywiście legendarne formacje, które swoją działalność zaczęły grubo przed upadkiem muru berlińskiego: Teatr Ósmego Dnia, Akademia Ruchu, Kana, Węgajty, KTO, Scena Plastyczna KUL czy Provisorium. Drugą ważną grupą gości są znakomite (niektóre, niestety, już nie istnieją) teatry powstałe tuż przed lub już po przełomie: Wierszalin, Biuro Podróży, Cinema, Teatr Wiczy, Porywacze Ciał, Cogitatur, Komuna Otwock (dziś Komuna Warszawa), ¾ Zusno. Każdy z nich ma na własny użytek jakąś definicję swojej alternatywności, o czym twórcy opowiedzieli mi przed laty w tej samej audycji radiowej:

Zygmunt Duczyński, Teatr Kana: Bycie alternatywnym, awangardowym to przestarzałe pojęcia rodem z XX w. Jest wiek XXI. Coraz trudniej rozróżnić, kto jest kto. Może jeszcze po złej dykcji artystów alternatywnych i po bardzo dobrej dykcji artystów zawodowych. Ale artysta zawodowy z bardzo dobrą dykcją może mówić nic ważnego, a artysta alternatywny ze złą dykcją może mówić coś bardzo ważnego.

Romuald Wicza Pokojski, Teatr Wiczy: Jesteśmy alternatywni do otaczającej nas rzeczywistości i w ten sposób alternatywni chcemy być. Kontekstem, w którym tkwimy, jest kultura masowa. I z niej staramy się wyabstrahować naszą sztukę. Za Krzysztofem Rauem można powiedzieć, że jest to wybór życia w teatrze, a nie tylko pracy w teatrze.

Katarzyna Izdebska, Teatr Cogitatur: Cały czas chodzi nam o to, żeby teatr zmuszał do myślenia, żeby widz dostrzegł coś więcej niż przed przyjściem do teatru.

Janusz Opryński, Teatr Provisorium: Dziś największą alternatywą może być opowiedzenie się po stronie wartości. Obecnie wszystko zostało tak zrelatywizowane, że alternatywne są najbardziej klasyczne wartości.

Uchwycić proces

Choć, jak to już zostało powiedziane, w „Klamrze” od zawsze spięte są bardzo różne poetyki, festiwal pozwala też śledzić przemiany, którym podlegał teatr pozainstytucjonalny w Polsce po 1989 r. Przed przełomem jego rolą było kontestowanie wrogiego systemu. Nowa rzeczywistość wymagała nowych tematów i języka. I choć w krótkim czasie stało się jasne, że to nowe też jest kulawe i niedoskonałe, teatr musiał zyskać czas, by nauczyć się diagnozować te zjawiska i o nich opowiadać. Zanim to się stało, w latach 90. na „Klamrze” najczęściej pojawiały się spektakle zawężające perspektywę do jednostki, drążące świat wewnętrzny bohatera. Ten okres tak wspominała w radiowej audycji z 2004 r. Ewa Wójciak z Teatru Ósmego Dnia: Wszyscy się przyglądaliśmy temu, co się dzieje z nami, z naszymi wnętrzami, po tym czasie, kiedy byliśmy bardzo zaangażowani i tworzyliśmy nowe życie i nową rzeczywistość. Dość szybko zauważyliśmy, że coś się zaczęło dziać wewnątrz ludzi, że zaczęły się załamywać pewne postawy, zaczęliśmy być niepodobni do tych nas, którzyśmy jeszcze niedawno stali na barykadach. A dziś znowu przyszedł czas na refleksję o charakterze społecznym, dotyczącą zjawisk i mechanizmów.

Ten czas przyszedł na początku lat dwutysięcznych. Ze sceny mówiono o bezrobociu, konsumpcjonizmie, nacjonalizmie, klerykalizmie. Pozostawała kwestia doboru do tych treści adekwatnego języka, o czym tak mówił Romuald Wicza Pokojski: Wielkim problemem polskiego teatru, zwłaszcza alternatywnego, po 1989 roku było to, że została nam metafora. Byliśmy do bólu metaforyczni. Tylko że kiedyś było wiadomo, że metafora czemuś służy. Potem pojawił się problem, jak mówić o tym, że ktoś pluje krwią, bo musi pracować na 3 zmiany i jeździć „cienkusem” z kratką po całej Polsce, a potem powiedzieć swojej ukochanej, że na dom będzie ich stać dopiero za 20 lat. Trudno o takich rzeczach mówić w sposób metaforyczny, zwłaszcza, że już nie trzeba. Myślę, że trzeba po prostu mówić prawdę. Nie można jednak zapominać, że to cały czas powinna być sztuka.

Odkrywanie nowego

Trzeba podkreślić, że przez lata na „Klamrę” nie zapraszano tylko wymienionych wyżej tuzów alternatywy. Tworzący program starali się również odkrywać nowe zjawiska. Na tym festiwalu toruńscy widzowie poznali poznańską grupę Usta Usta Republika, która w znakomitym „777” zaprosiła widzów do współuczestnictwa i podejmowania mrożących krew w żyłach wyborów. To tu zachwycili publiczność młodzi absolwenci białostockiej szkoły – Teatr Papahema – w spektaklu „Skłodowska: Radium Girl”. Tu zostaliśmy zamknięci w ciasnej przestrzeni ze świadectwami holokaustu w „The Hideout / Kryjówka”  neTTheatre. Bardzo bogato reprezentowanym nurtem na festiwalu jest też teatr tańca i ruchu. Oprócz już wymienionych częstymi i gromko oklaskiwanymi gośćmi „Od Nowy” są Sopocki Teatr Tańca, Dada von Bzdülöw, Teatr A Part i Amareya.

Co będzie?

Jest więc „Klamra” spoiwem dla wielu poetyk, tematów, form. Jest soczewką, w której skupione są najważniejsze problemy społeczne. Jest lustrem odbijającym trendy polskiego teatru. I jest spotkaniem – intymnym i bliskim. Patrząc na zdarzenia z ostatnich miesięcy, rozgrywające się wokół głównego nurtu, można się też zastanawiać, jaką rolę przyjdzie alternatywie odegrać w przyszłości, skoro, jak w arcydramacie wieszcza, co rusz z zakamarków wyłażą dawno zapomniane demony, zaś refren „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie? Co to będzie?” brzmi coraz bardziej złowieszczo. Może od rozważania, czym jest alternatywa dzisiaj, kiedy „Klamra” odbywa się po raz 30., ważniejsze dla twórców i widzów jest obecnie włączenie się we wspólny, stanowczy okrzyk: „Teatr jest nasz!”.

Magdalena Kujawa – wieloletnia redaktorka prowadząca Toruński Informator Kulturalno-Artystyczny IKAR

pozostałe wiadomości

galeria zdjęć

Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij, aby powiększyć zdjęcie.